Pięć powodów, dla których Portugalia zostanie mistrzem Europy


Co może zwiastować sukces podopiecznych Santosa?

10 lipca 2016 Pięć powodów, dla których Portugalia zostanie mistrzem Europy

Przed nami finał Euro 2016, w którym to goszcząca turniej Francja podejmie żądnych pomszczenia finałowej porażki sprzed dwunastu lat Portugalczyków. Podopieczni Fernando Santosa są przed spotkaniem na Stade de France skazywani na porażkę, jednak my postaraliśmy się znaleźć pięć – mniej lub bardziej racjonalnych – powodów, dla których to oni zostaną dziś mistrzami Europy.


Udostępnij na Udostępnij na

1. Cristiano… i wszystko jasne

Ronaldo na turnieju we Francji zdecydowanie nie gra jak z nut, lecz jedno – bez cienia wątpliwości – można stwierdzić – bez niego Portugalczycy nie znaleźliby się w finale. Gwiazdor Realu zapewnił swojej reprezentacji wyjście z grupy dwiema bramkami i asystą w meczu z Węgrami, a w półfinale z Walią również miał kluczowy udział przy obu trafieniach. Ktoś jeszcze myśli, że Cristiano zawodzi w najważniejszych momentach?

Otóż ostatnimi czasy równie często co rozczarowywać zdarzało mu się w nich zachwycać i chyba tylko wróżbita Maciej mógłby stwierdzić, jak będzie dzisiaj. Ronaldo to gość z chorobliwą obsesją wygrywania i bycia najlepszym – na Stade France nie odpuści żadnej piłki i zrobi absolutnie wszystko, by po meczu stać się bohaterem narodowym Portugalczyków. Jeśli podopieczni Santosa mają wygrać, to prawdopodobnie uczynią to dzięki świetnej postawie Cristiano.

2. Zwycięski pragmatyzm

A raczej głównie remisowy, choć w ogólnym rozrachunku dający możliwie najlepszy efekt – miejsce w wielkim finale. Portugalczycy dotychczas na Euro zdecydowanie nie zachwycali, a stylem swojej gry wielu wręcz zawodzili. Nie znaczy to jednak, że styl ten – choć nie podrywa z siedzeń – nie jest na swój sposób imponujący oraz zabójczo skuteczny.

Co z tego, że Portugalczycy nie rozgrywają pięknych, składnych akcji od własnej bramki, skoro… w ofensywie mają Ronaldo, Naniego i Sanchesa? Co z tego, że w meczach z Chorwacją i Polską nudzili nas do granic możliwości, skoro zmusili swoich rywali, by ci zagrali może nie gorzej, lecz z pewnością mniej efektywnie?

W drużynie Fernando Santosa wszystko nastawione jest na skuteczność, strzelenie jednej bramki więcej od rywala i…tyle. Nic więcej nie ma znaczenia, a dziś będziemy to pewnie mogli zobaczyć możliwie najjaskrawiej. Portugalia nie zagra pięknie, lecz właśnie między innymi dzięki temu może zwyciężyć.

3. Poprawa gry w defensywie

W fazie grupowej mistrzostw defensywa reprezentacji Portugalii zdecydowanie nie zachwycała, a tego, co robiła w spotkaniu z Węgrami, nie można określić innym słowem niż „kompromitacja”. Jednak im dalej w las, tym zdecydowanie solidniej – z każdym meczem fazy pucharowej iberyjska linia obrony prezentowała się coraz lepiej i nic nie każe nam przypuszczać, by w finale z Francją jej dobra passa miała zostać przerwana.

Jak widzicie, po absencji w poprzednim spotkaniu do gry wraca dziś ostoja portugalskiej defensywy, czyli Pepe. Co prawda, i bez niego w spotkaniu z Walią linia obrony podopiecznych Santosa zagrała wręcz perfekcyjnie, lecz w pojedynkach z najlepszymi ofensorami na świecie rodem z Francji (bądź też najróżniejszych afrykańskich krajów) to właśnie umiejętności i doświadczenie zawodnika Realu mogą okazać się kluczowe.

W trzech dotychczasowych spotkaniach fazy pucharowej Portugalia straciła ledwie jedną bramkę i jest to zasługa całego bloku obronnego. Cedric, Pepe, Fonte i Guerreiro – być może nie jest to defensywa naszpikowana gwiazdami, lecz z pewnością na tyle silna, by móc zatrzymać francuskich ofensorów.

 

4. Portugalia nic nie musi…

A ten problem zdecydowanie dotyczy jedynie goszczących turniej i faworyzowanych Francuzów. Oni nie mają bowiem wyjścia – jeśli nie chcą stać się symbolem narodowej klęski, muszą pokonać dziś Portugalczyków. Ci drudzy swoje już osiągnęli, a za kilka godzin mogą jedynie pokusić się o kolejną sensację.

Dwanaście lat temu, podczas finału Euro z Grecją, to nad goszczącą imprezę reprezentacją Portugalii ciążyła znacznie większa presja. Efekt? Przegrana z czarnym koniem mistrzostwa 0:1… Dziś to jednak grająca przed własną publicznością Francja przywdzieje szaty Portugalczyków z 2004 roku, a oni – pozbawieni presji – wcielą się w rolę niepozornych Greków. Efekt? Wystarczy przypomnieć sobie, co historia lubi robić najbardziej…

Dziś to grająca przed własną publicznością Francja przywdzieje szaty Portugalczyków z 2004 roku, a oni – pozbawieni presji – wcielą się w rolę niepozornych Greków.

 

5. Jaki turniej, taki zwycięzca

Oczywiście, to żadna prawidłowość, lecz jeśli chcielibyśmy zapamiętać to Euro należycie, to zdecydowanie powinna triumfować w nim reprezentacja Portugalii. Dlaczego? Cóż, nie ma co ukrywać, że turniej we Francji stoi na zaskakująco niskim poziomie, a wygranie go przez mającą dotychczas więcej szczęścia niż piłkarskich umiejętności ekipę Fernando Santosa byłoby zwyczajnie idealnym zwieńczeniem całej jego marności.

24 drużyny, wiele spotkań na poziomie niegodnym Euro i zaskakująca słabość faworytów – te rzeczy z pewnością będziemy przywoływać za parę lat, zapytani o turniej we Francji. Tyle że utrwalą nam się one w pamięci jeszcze mocniej, jeśli dziś Portugalczycy (jakimś cudem) rozprawią się z gospodarzami mistrzostw. Natomiast jeśli zwyciężą ich faworyzowani rywale, obraz całego turnieju ulegnie w naszych oczach lekkiemu zniekształceniu. W końcu wówczas wygrałby zespół (podczas mistrzostw) zdecydowanie lepszy, a w dodatku faworyzowany.

A więc do boju, Portugalio! Zapamiętajmy to Euro takie, jakim naprawdę było…

O tym, dlaczego mistrzem Europy zostanie Francja, przeczytacie tutaj.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze