Pięć lat temu runda jesienna ekstraklasy zakończyła się już 28 listopada. W 2010 roku Bartłomiej Drągowski ukończył właśnie podstawówkę, a „Avatar” stał się najbardziej dochodowym filmem na świecie. Był to też bardzo ważny moment dla Jagiellonii. Drużyna z Podlasia, podobnie jak dzisiaj Piast, zaskakująco kończyła rok, wiodąc prym w ekstraklasie. Przyjrzyjmy się bliżej, co łączyło, a co dzieliło oba zespoły.
Spajała je świetna gra u siebie. Zwłaszcza było to widoczne u ludzi Michała Probierza. W siedmiu kolejkach rundy jesiennej nie dali urwać sobie ani jednego oczka, notując świetny bilans bramkowy 17-4. Gliwiczanie natomiast przegrali tylko z fantastyczną na wyjazdach Koroną oraz zremisowali w ubiegłym tygodniu z Cracovią. Poza tym ośmiokrotnie byli górą, ograli między innymi Legię.

Białostoczanie na o wiele mniej pozwalali swoim rywalom, prezentując bardzo solidną grę w tyłach. Średnio tracili 0,87 gola na mecz, a jak przypomnimy sobie zestawienie ich defensywy, to stanie się to trudne do pojęcia. Zazwyczaj dostępu do bramki bronili Jarosław Lato (po sezonie przeniósł się do III-ligowej Polonii Świdnica), Alexis Norambuena (od czerwca bez klubu), Andrius Skerla i podpora oraz czołowa postać kadry Nawałki – Thiago Cionek.
Piast Gliwice Radoslava Latala dał się poznać przez całą rundę jako drużyna niecierpiąca kompromisów, pomimo że czeski trener często ma o to do swoich zawodników spore pretensje. W dwóch meczach z Górnikiem Zabrze, czerwoną latarnią tabeli, stracili aż siedem bramek. Ogólnie w 19 spotkaniach było ich 24, co jest takim samym wynikiem jak Lechia, a gorszym niż tak zawodzący przez większość rundy Lech.
Jagiellonii trzeba przyznać, że w przeciwieństwie do Piasta, który swoją postawą zaskakuje wszystkich, począwszy od wszelkiej maści ekspertów, a skończywszy na… własnych kibicach, jej postawa nie była tak zdumiewająca. W sezonie 2009/2010, zwyciężając w Pucharze Polski, białostoczanie udowodnili, że potrafią grać w piłkę, a podtrzymali tę tezę, pokonując Lecha w superpucharze. Oprócz tego z dobrej strony pokazali się w Pucharze UEFA, pomimo że odpadli już z pierwszym rywalem – Arisem Saloniki. Każdy, kto pamięta ten dwumecz, wie, że zespół Probierza był o włos od awansu i pokazał się w Europie znacznie lepiej niż Wisła Kraków, która odpadła z Karabachem Agdam.
Natomiast zespół z Okrzei jeszcze parę miesięcy temu był prowadzony przez Angela Pereza Garcię, osobę wyjątkową, ale tylko biorąc pod uwagę piłkarską przeszłość, bo jeśli patrzeć wyłącznie na jego fach trenerski, to wyjątkowo… śmieszną. Podczas pobytu hiszpańskiego trenera w ekstraklasie były co prawda „resultados historicos”, ale mówiąc poważnie – nikt się nie spodziewał, że Latalowi tak szybko uda się poukładać tę drużynę, i to w takim stylu.
Trzymajmy kciuki, by w jednym aspekcie nie było powiązania pomiędzy tymi klubami. Z Jagiellonii w trakcie zimowego okienka transferowego odszedł Kamil Grosicki, kluczowy trybik, bez którego – jak się okazało – białostocka maszyna nie mogła już normalnie funkcjonować. Jej siłą były dynamiczne i błyskotliwe skrzydła. Z drugiej strony wypełniał te zadania Tomasz Kupisz, ale po odejściu „Grosika” do Sivassporu jego forma nieco podupadła.
W Piaście takim liderem jest Kamil Vacek. Czech przyszedł na Śląsk z Mlady Boleslav i od razu wkupił się w łaski kibiców genialną kontrolą piłki i luzem w grze. Podobnie jak Nikolić obalił tezę, że piłkarz po transferze do nowego klubu potrzebuje jednej rundy, by się zaadoptować. Prawda jest taka, że jeśli ktoś jest naprawdę dobry, to z marszu udowodni to zarówno na boisku Foto-Higieny Gać, jak i przy Bułgarskiej. Zdecydowanie musimy dołożyć wszelkich starań, by tacy ludzie jak Vacek na dłużej zostawali w ekstraklasie, bo jeśli czy to Legia, czy Lech, a może i sam Piast realnie myślą o awansie do Ligi Mistrzów, to ten środkowy pomocnik jest odpowiednim kandydatem, pozwalającym uwierzyć w powodzenie tej misji.

Dużą bolączką Jagiellonii była mająca mało do zaoferowania ławka rezerwowych. W drużynie prym wiodły takie postacie, jak: Frankowski, Hermes czy wspomniany Grosicki. Problem pojawiał się, gdy ktoś ich musiał zmienić. W odwodzie było miejsce dla Francka Essomby czy też Przemka Trytki, a z całym szacunkiem, nie zapewniali oni odpowiedniej jakości.
Radoslav Latal bazuje jedynie na 15 zawodnikach, choć dwaj z nich wiecznie wchodzą z ławki. Mowa o Mokwie i Moskwiku, którzy tylko raz rozpoczynali spotkanie od pierwszych minut. Jedyna rotacja, jaka ma miejsce, odbywa się w ataku, gdzie Barisic i Nespor albo grają wspólnie, albo na zmianę. Reszta wyjściowej jedenastki jest do bólu przewidywalna. Piast imponuje swoją miłą dla oka grą, czego nie sposób podważyć, ale piłkarze z Gliwic mają również sporo szczęścia, bo kontuzje omijają ich szerokim łukiem.
Futbol lubi takie historie, gdy znacznie bogatsi faworyci dostają prztyczka w nos od tych teoretycznie słabszych. Jagiellonia Białystok, podobnie jak obecnie Piast, była drużyną pełną gębą i podbijała serca bezstronnych sympatyków piłki nożnej, jednak starczyło jej pary tylko na jedną udaną rundę. Przed gliwiczanami jeszcze dwa spotkania, w tym dzisiejsze z Legią, i na pewno dołożą wszelkich starań, by ich przewaga na koniec roku była jeszcze bardziej imponująca.