Sześć niedzielnych spotkań zakończyło 24. kolejkę La Liga. Serię meczów bez wyjazdowego zwycięstwa kontynuuje Valencia, natomiast swoją dyspozycją ponownie zachwyciła Malaga.
Na wszystkich stadionach padło w sumie 13 bramek. Atut własnego boiska wykorzystały dwie drużyny, punktami podzieliło się sześć, natomiast w dwóch pojedynkach górą byli przyjezdni.
Beniaminek nie ma dość
Na stadionie Nuevo Jose Zorilla w Valladolid miejscowy Real podejmował Malagę. Oba zespoły radzą sobie do tej pory bardzo przyzwoicie, szczególnie jeśli chodzi o tegorocznego beniaminka, zajmującego siódmą lokatę.
Już w szóstej minucie dobrą dyspozycję gości w bieżących rozgrywkach potwierdził Albert Luque, który wyprowadził gości na prowadzenie. W 28. minucie kibice gospodarzy mieli jeszcze większe powody do niezadowolenia, ponieważ Apono wykorzystał rzut karny i Valladolid przegrywał już 0:2. Ostatnie trzy kwadranse to zdecydowana przewaga gospodarzy. Jednak wynik wciąż się nie zmieniał i gdy wydawało się, że miejscowi nie wykorzystają żadnej z dobrych okazji, jakie sobie stworzyli, padł gol kontaktowy. W 80. minucie strzałem głową zdobył go Goitom. Odpowiedź Malagi była natychmiastowa i na dwie minuty przed końcem bramkarza Realu przelobował Perez. Tym samym klub z południa Hiszpanii minął w ligowej tabeli Atletico Madryt i przynajmniej do następnego weekendu będzie zajmował szóstą lokatę.
Słaby mecz w Huelvie
W kolejnym niedzielnym pojedynku naprzeciw siebie stanęły zespoły Recreativo (16. miejsce w tabeli) oraz Almerii plasującej się na 13. pozycji. Do tej pory obie drużyny na stadionie w Huelvie zagrały ze sobą tylko raz, a miało to miejsce w poprzednim sezonie.
Pierwsza połowa została zdominowana przez grę w środkowej strefie boiska, stąd mała ilość sytuacji strzeleckich pod którąkolwiek z bramek. Ostatnie 45 minut przyniosło już nieco większą porcję emocji. Kwadrans po wznowieniu gry Recreativo wyszło na prowadzenie, które strzałem głową zapewnił Javier Camunas. W 75. minucie radość kibiców gospodarzy została przerwana, ponieważ wynik znów był remisowy. Podyktowany w kontrowersyjnych okolicznościach rzut karny wykorzystał Negredo. Na więcej żadnej z drużyn nie było już stać i podobnie jak w zeszłym sezonie na Nuevo Colombino padł rezultat 1:1.
Drugie zwycięstwo z rzędu Mallorci
W ostatnich trzech spotkaniach Racing zdobył tylko jeden punkt. Niedzielna potyczka ze słabo radzącą sobie w obecnej edycji rozgrywek Mallorcą była więc dobrym momentem na przełamanie.
Od początku przewagę uzyskali piłkarze z Santander, ale w skutecznej finalizacji bramkowych okazji zabrakło im precyzji. Dziesięć minut po wznowieniu drugiej połowy, doszło do wydarzenia mającego spory wpływ na przebieg reszty spotkania. Czerwoną kartkę otrzymał Garay i szanse Racingu na zwycięstwo gwałtownie spadły. W 87 minucie również wywiezienie z Balearów choćby punktu zostało przekreślone. Główny arbiter podyktował dla Mallorci „jedenastkę”, choć o słuszności tej decyzji można dyskutować. Doskonałą okazję wykorzystał Jurado, zapewniając tym samym swojej drużynie niezwykle cenne trzy punkty.
Osasuna odbiła się od dna
Numancia, radząca sobie z kolejki na kolejkę coraz gorzej, spotkała się na wyjeździe z Osasuną, która złe chwile ma już za sobą. Świadczą o tym wyniki, ponieważ klub z Pampeluny nie przegrał żadnego ze swoich czterech ostatnich meczów, zdobywając w nich osiem punktów.
Aktualną dyspozycję oby drużyn znakomicie było widać na boisku. Już po upływie 120 sekund Jaroslav Plasil wyprowadził klub z Baskonii na prowadzenie. W 34. minucie strzelec pierwszej bramki dośrodkował piłkę w pole karne, a Masoud przeciął podanie kolegi na tyle dobrze, że gospodarze wygrywali już 2:0. Po przerwie miejscowi nadal posiadali optyczną przewagę, choć Numancia również stworzyła sobie dobre okazję do zdobycia choćby jednego gola. Dwubramkowa przewaga została jednak przez Osasunę utrzymana i tym samym seria meczów bez porażki tego klubu wzrosła do pięciu spotkań.
Kolejny remis Getafe
Coliseum Alfonso Perez było miejscem, gdzie doszło do przedostatniego spotkania 24. kolejki. Getafe mierzyło się z Athletic Bilbao, do którego w ligowej tabeli traciło trzy punkty. Na stadionie mieszczącym się na przedmieściach Madrytu klub z Baskonii jeszcze nigdy nie wygrał, stąd faworytem byli gospodarze.
W 15. minucie piłka po dośrodkowaniu Gavilana w dość przypadkowy sposób trafiła na głowę Soldado, który precyzyjnym strzałem wyprowadził miejscowych na prowadzenie. Trzy minuty później goście mieli okazję do wyrównania, ale nie wykorzystali rzutu karnego. Tuż przed przerwą kibice z Bilbao mieli powody do zadowolenia. Fernando Llorente płaskim uderzeniem prawą nogą doprowadził do remisu, którym też zakończyła się pierwsza połowa. Ostatnie 45 minut również było emocjonujące. Bliżej zdobycia gola był Athletic, ale w bardzo dobrej sytuacji przestrzelił, wyróżniający się tego wieczoru, Llorente. Mimo przyzwoitego tempa gry, żadnej z drużyn nie udało się przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść. Wynik 1:1 w idealny sposób odzwierciedla przebieg zawodów. Co ciekawe, dla Getafe jest to czwarty remis z rzędu.
Valencia nadal w dołku
Spotkanie Deportivo La Coruna z Valencią CF było najciekawszym wydarzeniem piłkarskiej niedzieli w Hiszpanii. Dla podopiecznych Unaia Emery’ego mecz na Riazor był kolejną szansą na przełamanie zwycięskiej niemocy w meczach wyjazdowych. Na boisku przeciwnika „Nietoperze” wygrały ostatni raz pod koniec listopada ubiegłego roku.
Od pierwszych minut było widać, jak bardzo gościom zależy na zdobyciu kompletu punktów. Z minuty na minutę ich przewaga osiągała coraz to większe rozmiary. Jej udokumentowaniem była sytuacja z 24. minuty, kiedy bramkę zdobył David Villa. Asystę zaliczył pomocnik gości, Julian De Guzman, który walcząc o piłkę w środkowej strefie boiska, kopnął ją wprost pod nogi napastnika Valencii, a ten ze stoickim spokojem pokonał Aranzubię. Im bliżej końca pierwszej połowy, tym groźniejsze w swoich atakach było Deportivo. Wynik nie uległ jednak zmianie i bardziej zadowoleni do szatni schodzili przyjezdni.
Po wznowieniu drugich trzech kwadransów Valencia nie forsowała tempa, starając się przede wszystkim zabezpieczyć dostęp do własnej bramki. W 60. minucie drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną, kartkę otrzymał Villa. Ta sytuacja okazała się niejako punktem zwrotnym rywalizacji, ponieważ kilka minut później do wyrównania doprowadził Piscu. Już do końcowego gwizdka sędziego to gospodarze byli stroną przeważającą, ale mimo usilnych starań nie udało się im uzyskać zwycięskiego trafienia i mecz zakończył się remisem.