OE: Świetne widowisko w Chorzowie


Lech Poznań przełamał złą passę i po raz pierwszy od 1989 wygrał wyjazdowy mecz w Chorzowie. „Kolejorz” pokonał Ruch 2:0, a widowisko jakie stworzyli zawodnicy obu ekip mogło się podobać licznie zgromadzonej na Stadionie Śląskim publiczności.


Udostępnij na Udostępnij na

Spotkanie Ruchu z Lechem zapowiadało się bardzo ciekawie. „Niebiescy” wiosną grają u siebie bardzo efektownie i co ważne skutecznie. Lech po taktycznych przetasowaniach trenera Smudy nie traci już na wyjazdach głupich bramek. Pokazując przy tym, że potrafi także sporo strzelić, co miało swoje potwierdzenie w Bełchatowie.

Piłkarze na boisku udowodnili, iż medialne zapowiedzi nie były pustymi słowami. Pierwsza połowa spotkania toczyła się w bardzo szybkim tempie. Przewagę miał Lech, który nie wystraszył się popularnego „kotła czarownic” i dłużej utrzymywał się nie tylko przy piłce, ale i przebywał na połowie rywala. Ruch duże zagrożenie stwarzał głównie z lewej strony boiska, gdzie Pavol Balaz i Tomasz Brzyski długimi wrzutkami w pole karne starali się uruchomić Łukasza Janoszkę i Martina Fabusa. W drużynie przyjezdnych bardzo aktywny był Marcin Zając, który wykorzystując wrodzoną szybkość często dochodził do podbramkowych sytuacji. Do pełni szczęścia brakowało jednak dokładności.

Druga odsłona meczu przyniosła to na co kibice czekają najbardziej czyli bramki. Tempo spotkania nieco spadło, ale na murawie nie brakowało walki i efektownych zagrań. Pierwsze trafienie dla podopiecznych Franciszka Smudy padło w 62. minucie kiedy to Tomasz Bandrowski fantastycznie wymanewrował w narożników boiska obrońców gospodarzy. Jego dośrodkowanie w polu karnym na bramkę technicznym uderzeniem zamienił Henry Quinteros. Był to czwarty gol Peruwiańczyka w tym sezonie. Pomimo przewagi bramkowej, Lech nie zwalniał i nadal starał się przejąć inicjatywę. Nie poddawali się też piłkarze Ruchu, którzy mieli swoje szanse choćby po uderzeniach Rafała Grodzickiego i Krzysztofa Nykiela. Ten pierwszy strzelił zresztą bramkę, którą z pewnością zapamięta jako najbardziej pechową sytuację w swojej karierze. W 84. minucie Quinteros prostopadłym podaniem nabił przypadkowo Grodzickiego, a piłka wpadła do bramki zdezorientowanego Roberta Mioduszewskiego.

Lech wygrał zasłużenie, w przekroju całego meczu był drużyną lepszą. Świetną partie rozgrywała środkowa formacja lechitów, gdzie dwoił się i troił Tomasz Bandrowski. Dzięki zwycięstwu poznaniacy nadal liczą się w walce o drugą lokatę. „Niebiescy” choć przegrali dwoma bramkami, nie powinni się załamywać. Zostawili na boisku dużo zdrowia, pokazali charakter i jeśli w takiej dyspozycji pozostaną do końca rundy, to mogą być pewni utrzymania.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze