OE: Czerwono w Łodzi, klęska Legii


W piątkowych meczach 20. kolejki Orange Ekstraklasy poziom spotkań był daleki od oczekiwań, lecz za to emocji było co nie miara. Na uwagę zasługuje kolejna porażka warszawskiej Legii, która jednak może mówić o dużym pechu.


Udostępnij na Udostępnij na

20. serię spotkań Orange Ekstraklasy rozpoczynał pojedynek pomiędzy Widzewem Łódź a Lechem Poznań, który – wbrew pozorom- zapowiadał się bardzo ciekawie. Dlaczego? Po pierwsze- na trybunach stadionu przy ulicy Piłsudzkiego stawił się komplet widzów. Po drugie- bardzo trudno było wskazać faworyta tego spotkania.

Zagłębie Sosnowiec oprawa meczowa
Zagłębie Sosnowiec oprawa meczowa (fot. Krzysztof Porębski / www.wislasoccer.com)

Na początku zawodów lepiej prezentowali się gospodarze, którzy już po pięciu minutach mogli objąć prowadzenie, ale Marcin Kowalczyk nie potrafił pokonać w sytuacji jeden na jednego Krzysztofa Kotorowskiego. Podobna sytuacja miał miejsce po pół godzinie gry, jednak z podobnym skutkiem. To jedyne groźne sytuacje pod bramkowe w pierwszej połowie, w której gra toczyła się przede wszystkim w środku boiska.

W 51. minucie przed kolejną szansą wpisania się na listę strzelców stanął Kowalczyk. Jednakże wypożyczony z Korony Kielce napastnik był mało skoncentrowany, kiedy piłka trafiła do niego po błędzie Ivana Djurdjevica i Bartosz Bosacki w porę zażegnał niebezpieczeństwo. Następnie do pracy wzięli się goście, którzy wreszcie zaczęli atakować bramkę Bartosza Fabiniaka. Przyniosło to efekt w 65. minucie. Z rzutu rożnego dośrodkowywał Djurdiević, a celnym strzałem głową popisał się Hernan Rengifo, zdobywając 10. bramkę w tym sezonie.

Przez kilkanaście następnych minut na murawie nic ciekawego się nie działo, nie licząc dwóch czerwonych kartek dla zawodników obu ekip- Roberta Kłosa i Serba Djurdjevica. Kiedy wydawało się, że „Kolejorz” wywiezie z Łodzi komplet punktów, w 82. minucie sędzia Marcin Wróbel odgwizdał rzut wolny dla „Czerwonej Armii”. Dobrze dośrodkowana futbolówka trafiła pod nogi Wojciecha Szymanka, który umieścił ją w siatce. Do końca meczu żadna ze stron nie potrafiła wypracować sobie dobrej okazji i wynik nie uległ zmianie.

W Sosnowcu spotkały się drużyny z dwóch różnych biegunów tabeli – ostatnie Zagłębie podejmowało wicelidera z Warszawy. Sympatycy obu jedenastek są ze sobą zaprzyjaźnieni, więc nie mogło dziwić, że na Stadion Lodowy zawitało aż osiem tysięcy widzów.

W pierwszej połowie wyraźnie dominowali podopieczni Jana Urbana, którzy zagrażali bramce Adama Bensza poprzez strzały z dystansu. Jednak albo skutecznością wykazywał się golkiper gospodarzy, albo po prostu próba mijała celu. Na siedem minut przed zejściem zawodników na przerwę legioniści dopięli swego, wychodząc na prowadzanie. Dobrą centrą popisał się Edson, w polu karnym panowało ogromne zamieszanie, aczkolwiek dopiero dobitka Chinyamy znalazła drogę do siatki.

Fani miejscowych przecierali oczy ze zdumienia, kiedy w 53. minucie ich pupile wyrównali. Bohaterem okazał się Rafał Bałecki, który strzelił bramkę głową po dośrodkowaniu Marcina Komorowskiego. Potem inicjatywę przejęła Legia, która ciągle szukała powodzenia w strzałach z dalszych odległości, jednak bez powodzenia. Aktywność wykazywał szczególnie Edson.

Gdy wydawało się, że to Legia strzeli zwycięskiego gola, stało się odwrotnie. Wprowadzony chwilę wcześniej Marcin Folc popisał się precyzyjnym uderzeniem i sensacja stała się faktem.

Warszawianie, którzy mieli zbliżyć się do literującej Wisły, ponoszą dugą porażkę w tym roku. Na pewno niedługo media będą domagały się zwolnienia Jana Urbana.

Komentarze
Damian Jursza (gość) - 16 lat temu

Jak ITI i Amica oszczędzają kasę na transfery to
potem są takie wyniki, które dla kibiców są szokiem.
Takie są realia, tanio dobrej drużyny nie da się
zbudować. Co rundę potrzebny jest zastrzyk świeżej
krwi.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze