Od ciekawego projektu do widma spadku. Co się dzieje z Gironą?


Kataloński klub na skraju degradacji

28 kwietnia 2019 Od ciekawego projektu do widma spadku. Co się dzieje z Gironą?

Wystarczył jeden sezon w hiszpańskiej najwyższej klasie rozgrywkowej, by Girona została okrzyknięta rewelacją poprzedniej edycji La Liga. Drużyna prowadzona wtedy przez Pablo Machina słynęła z unikalnego stylu gry i ładnego dla oka futbolu, do tego wspieranego koneksjami z Manchesterem City. Dziś sytuacja jest zgoła odmienna. Kataloński klub dosyć niespodziewanie znalazł się w strefie spadkowej, notując fatalną passę sześciu porażek z rzędu. Co się stało z jednym z najbardziej ekscytujących projektów na Półwyspie Iberyjskim?


Udostępnij na Udostępnij na

Jak to zazwyczaj w futbolu bywa, drużyna psuje się najpierw od głowy. W maju 2018 roku Sevilla ogłosiła, że jej nowym trenerem zostanie Pablo Machin. Trener, który praktycznie stworzył Gironę od zera, opuścił kataloński klub na rzecz nowych wyzwań. Hiszpan obejmował go w 2014 roku, kiedy drużyna znajdowała się w dolnych rejonach drugiej ligi hiszpańskiej. W kilka sezonów doprowadził Gironę do pierwszych w swojej historii występów w Primera Division. Machin zastosował unikalny jak na standardy La Liga system z trójką obrońców. Blok defensywny był wspierany przez wszechstronnych pomocników oraz bardzo szeroko ustawionych wahadłowych. Girona grała niezwykle efektowny futbol, a zakładany przez nią pressing dawał się we znaki każdemu przeciwnikowi. Wielką bronią tej ekipy były stałe fragmenty gry, opracowywane w najmniejszych detalach. Wydawało się, że do La Liga przybyła arcyciekawa drużyna, która na długi czas doda jej nieco kolorytu. Niestety, wraz z odejściem Machina Girona zatraciła swoją tożsamość.

Jak chce grać dzisiejsza Girona?

Nowym trenerem okazał się 54-letni Eusebio Sacristan, były szkoleniowiec Realu Sociedad. Wydawało się na tamten moment, że będzie on płynnym przejściem od Machina do teraźniejszości. I na początku sezonu tak było. Po czterech kolejkach Girona zgromadziła siedem punktów, co dawało jej wysokie, szóste miejsce w tabeli. Eusebio utrzymywał stare dobre ustawienie 3-5-2 i można było odnieść wrażenie, iż projekt Girony znalazł swojego kontynuatora. I choć potem drużyna pod okiem nowego sternika nie prezentowała już tak efektownego futbolu, to nikt w najczarniejszych snach nie dopuszczał do siebie wizji spadku.

Z czasem Eusebio zaczął coraz mocniej mieszać w założeniach taktycznych. Można odnieść wrażenie, że nowy trener nieco pogubił się w swoim planie na grę zespołu. W żadnym z ostatnich sześciu ligowych spotkań Girona nie zaczęła choćby dwukrotnie z tym samym zestawieniem obrony. Eusebio próbował różnych wariantów, od Porro na prawej obronie w czteroosobowym bloku, przez duet stoperów Juanpe – Alcala, kończąc na powrocie do trójki z tyłu przeciwko Valladolid. Zespół przestał grać jedną formacją i zaczęło się kombinowanie: a to 3-4-2-1, czasem 4-2-3-1, tam 4-1-4-1 czy 3-4-3 – kompletny brak stabilizacji. Widać więc, że czasem piekielnie trudno wejść w buty swojego poprzednika, szczególnie tak genialnego jak Pablo Machin.

Czarne chmury nad trenerem

Ostatnie tygodnie są fatalne dla tego klubu. Przecież jeszcze w marcu tego roku Girona miała aż dziewięć punktów przewagi nad osiemnastą Celtą Vigo. Obecnie ekipa z Estadio Balaidos ma trzy oczka więcej od Katalończyków. Wspomniana seria sześciu porażek z rzędu nagle wprowadziła Gironę w kontekst desperackiej walki o utrzymanie. Szczególnie biorąc pod uwagę, z kim te mecze przegrywała – Villarreal, Celta Vigo, Real Valladolid, czyli główni rywale w walce o utrzymanie. Jeśli jakieś spotkania można określić mianem „spotkań za sześć punktów”, to zdecydowanie te nimi były. Najczarniejsze chmury nad głową Eusebio zebrały się po tragicznej w skutkach porażce w meczu z Valladolid sprzed kilku dni, w którym jego zespół nie oddał ani jednego celnego strzału. Girona grała naprawdę tragicznie i w niczym nie przypominała drużyny, która chce utrzymać się w Primera Division. Wtedy też po raz pierwszy od momentu awansu z drugiej ligi Girona znalazła się w strefie spadkowej. W hiszpańskich mediach spekulowano, że 54-latek pożegna się z posadą. Zarząd postanowił jednak zaufać swojemu trenerowi i wystosował specjalne oświadczenie, w którym poparł swojego trenera. I trudno się dziwić, bo zwalnianie menedżera w tak napiętym i trudnym dla klubu momencie raczej nie przyniosłoby efektów. Jeśli jednak Girona ostatecznie spadnie z ligi, to trudno oczekiwać, by Eusebio utrzymał pracę na kolejny sezon.

Koszmar 2019 roku i własnego stadionu

Jednym z największych problemów obecnej Girony jest gra na własnym stadionie. Ostatnim razem ta drużyna wygrała na Estadio de Montilivi… 27 października 2018 roku! Potem nastąpiła kuriozalna seria 11 meczów bez zwycięstwa. W całym sezonie Girona uzbierała 12 punktów w 17 domowych meczach, co jest najgorszym wynikiem w tegorocznej edycji La Liga. To ogromny zjazd w porównaniu z poprzednim sezonem, gdy na 19 meczów przegrała zaledwie 8.

Drużyna z Katalonii wpadła w kryzys od stycznia. Na 51 możliwych punktów w 2019 roku podopieczni Eusebio zdobyli zaledwie 12, co daje oszałamiający odsetek na poziomie 23,5%. Ponownie to najgorszy wynik w całej La Liga. Także w Pucharze Króla nie zanotowała ani jednego zwycięstwa. Ugrała dwa remisy z Atletico (1:1 i 3:3), które co prawda wyeliminowały drużynę Simeone, ale potem przegrała oba pojedynki z Realem Madryt (2:4 i 1:3).

Postawa Girony na własnym boisku jest o tyle zaskakująca, że ta ekipa potrafi grać na wyjazdach. Katalończycy potrafili pokonać w delegacji Leganes (2:0), Rayo (2:0), a także sensacyjnie wywieźć trzy punkty z Santiago Bernabeu (2:1) oraz Estadio Mestalla (1:1).

No Stuani, no party

W lidze hiszpańskiej jest kilka drużyn, które są całkowicie uzależnione od jednego zawodnika. Barcelona od Messiego, Celta Vigo od Aspasa, ale także Girona od Stuaniego. Urugwajczyk w ostatnich latach wyrósł na prawdziwego lidera Katalończyków. Ten 32-letni napastnik został sprowadzony z Middlesbrough latem 2017 roku i okazał się strzałem w dziesiątkę. Stuani jest starym typem napastnika, prawdziwym killerem pola karnego. Doskonale odnajduje się w grze głową oraz przy stałych fragmentach gry. Stuani jest także absolutnym mistrzem rzutów karnych. Ostatnio nawet pobił rekord La Liga, zdobywając 16 bramek z wapna ze wszystkich 16 prób.

Widać więc, że Girona ma w składzie porządnego snajpera. Snajpera, bez którego trudno o jakiekolwiek punkty. Stuani zdobył już 18 bramek w tym sezonie ligowym, co nie tylko plasuje go na 4. miejscu w klasyfikacji strzelców, lecz także stanowi także aż 53% wszystkich bramek Girony! Pod względem tego procentowego udziału żadna drużyna w Primera Division nie polega mocniej na jednym piłkarzu. Najnowsza seria porażek nie jest więc przypadkiem – Stuani bowiem w żadnym z ostatnich trzech spotkań nie oddał ani jednego celnego strzału na bramkę.

Do końca cztery finały

Czy Girona ma jeszcze szanse się utrzymać? Patrząc na jej terminarz, będzie o to piekielnie trudno. Już dzisiaj do Katalonii przyjeżdża rozpędzona Sevilla, która sama walczy o Ligę Mistrzów. Swoją drogą będzie to mecz z podtekstami – klub, który Pablo Machin porzucił, kontra klub, który Pablo Machin wybrał, a z którego został już zwolniony.

Dalej mamy Getafe (A), Levante (H) i Alaves (A). Jeśli szukać tu gdzieś punktów, to raczej w tych dwóch ostatnich meczach. Levante pozostaje jednym z kandydatów do spadku, a Alaves nie gra już w tym sezonie o nic. Trudno jednak doszukiwać się jakiegoś światełka w grze zespołu. Chyba tylko cud sprawi, że drużyna, która oddała w ostatnich dwóch spotkaniach jeden celny strzał na bramkę, na ostatniej prostej zacznie seryjnie punktować.

Manchester City trzyma kciuki

Jeśli jest jakiś klub, który trzyma za Gironę kciuki, to jest nim Manchester City. „Obywatele” należą do tej samej grupy Abu Dhabi, która wykupiła w 2017 roku 88% akcji Girony i stworzyła z niej hiszpańską satelitę. Od tamtej pory Anglicy systematycznie wysyłają do Katalonii swoich juniorów, co już przyniosło pewne profity. Dla przykładu wypożyczony do Girony Pablo Maffeo został później sprzedany za 9 mln euro do Stuttgartu.

Spadek Girony oznaczałby dużo mniejsze możliwości rozwoju dla wysłanników z Manchesteru. O wiele lepiej jest przecież ogrywać swoich piłkarzy w meczach z Realem Madryt czy Barceloną niż Malagą czy Teneryfą. Degradacja tego klubu byłaby też stratą dla całych rozgrywek, bo liga hiszpańska bardzo zyskuje na obecności klubów, które mają na siebie jakiś głębszy i ambitniejszy pomysł. Jeśli jednak obecny sezon La Liga do czegoś nas przyzwyczaił, to do tego, że nic nie jest niemożliwe.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze