O tym jak mecz rozpętał wojnę


W nocy z soboty na niedzielę na amerykańskim stadionie Fort Laurendale rozegrano towarzyskie spotkanie pomiędzy reprezentacjami Hondurasu i Salwadoru. Pierwsi spokojnie wygrali 2:0 po dublecie Carlosa Olivy. Widowisko obserwowało trochę ponad 17 tysięcy ludzi. Prawie 38 lat temu obie ekipy walczyły o awans do mistrzostw świata, które w 1970 roku odbyły się w Meksyku. Tuż po rewanżu doszło do wojny, popularnie nazwanej "Wojną futbolową".


Udostępnij na Udostępnij na

Oczywiście w gorących wydarzeniach Afryki czy Ameryki Łacińskiej jak zwykle uczestniczył, niestety już świętej pamięci, „cesarz reportażu”, czyli Ryszard Kapuściński. Najsłynniejszy polski dziennikarz ostatnich kilkudziesięciu lat, jednej ze swoich książek nadał właśnie tytuł „Wojna futbolowa”, gdzie przedstawił m.in. kulisy jednego z najważniejszych meczów w historii futbolu.

W Ameryce Łacińskiej, granica między futbolem a polityką jest niezmiernie wąska. Długa jest lista rządów, które upadły lub zostały obalone przez wojsko, ponieważ drużyna narodowa poniosła porażkę. Zawodnicy drużyny, która przegrała, są nazywani później w prasie zdrajcami ojczyzny. – Kapuściński tak cytował w swojej książce jednego z miejscowych dziennikarzy i swojego przyjaciela – Luisa Suareza.

Pierwsze spotkanie odbyło się 5. czerwca w 1969 roku w Tegucigalpa, a gospodarzem byli zawodnicy Hondurasu, którzy pokonali swoich przeciwników 1:0. Jedyną bramkę zdobył w samej końcówce atakujący Roberto Cardona. Duży wpływ na porażkę Salwadoru mieli miejscowi kibice, którzy nie dali spać w poprzedzającą noc piłkarzom, grożąc im, rzucając kamieniami czy petardami w szyby. Porażkę zaledwie jedną bramką i tak można nazwać sukcesem piłkarzy z Salwadoru, szczególnie, że rewanż miał się odbyć na ich terenie.

Oczywiście zagorzali fani salwadorskiej reprezentacji odpłacili się kadrze Hondurasu. Dodatkowo tuż po pierwszym spotkaniu 18-letnia mieszkanka Salwadoru, Amelia Bolainos strzeliła sobie w serce, stając się tym samym narodową bohaterką całego kraju. Dla ich rodaków winni oczywiście byli sąsiedzi z Hondurasu.

15. czerwca 1969 w San Salvador doszło do drugiego pojedynku. Rozwścieczeni miejscowi kibice wybili okna w hotelu, w którym zatrzymała się reprezentacja Hondurasu. Obrzucali piłkarzy jajkami czy nawet zdechłymi szczurami i jedyne czego chcieli to odwetu za śmierć młodej dziewczyny. W końcu piłkarze dostali się dzięki pancernym wozom na stadion, gdzie od początku grali z „nożem na gardle”, w przenośni i nawet dosłownie. Wyzwiska, groźby, palenie flag. Już po pierwszej połowie Salwador prowadził 3:0, szczęśliwie dla siebie, jak i dla gości, którzy w tym spotkaniu mogli stracić nie tylko szanse na awans do mistrzostw świata. Piłkarze znowu otoczeni kordonem policji opuścili granice Salwadoru, natomiast kibice na własną rękę musieli uciekać z tego gorącego terenu.

Następnego dnia na jedno z miast w Hondurasie zrzucono bombę, rozpoczęła się wojna. Wojna futbolowa trwała tylko sto godzin, jednak pochłonęła wiele ofiar – 6000 zabitych, wiele więcej rannych, olbrzymie zniszczenia. Oczywiście sam mecz nie był powodem konfliktu, tak naprawdę stosunki między sąsiadami były napięte od dawna, a samo spotkanie przyspieszyło tylko i tak nieuniknione starcie zbrojne.

Po miesiącu, 27 lipca rozegrano spotkanie na neutralnym terenie w Meksyku. Tym razem kibice byli podzieleni liczbą 5 tysięcy uzbrojonych policjantów, którzy byli gotowi na każdy ruch kibiców. Można było się w końcu skupić na samym spotkaniu, które było niezwykle zacięte. Zakończyło się remisem 2:2 i arbiter zarządził dogrywkę, w której o jedną bramkę lepsi okazali się zawodnicy Salwadoru. Rok później ponownie zawitali w Meksyku, na mistrzostwach świata. W grupie A polegli z Belgią 0:3, Meksykiem 0:4 i Rosją 0:2 i bez żadnej bramki mogli opuszczać swój pierwszy mundial.

Na podstawie książki Ryszarda Kapuścińskiego „Wojna futbolowa”.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze