Jeśli od początków kariery piłkarskiej we własnym kraju jest się uważanym za wielki talent, to na młodym piłkarzu ciąży często ogromna odpowiedzialność. Michael Bradley jest właśnie takim zawodnikiem. Od momentu kiedy rozpoczął profesjonalną grę w piłkę w USA uważany jest za przyszłego lidera reprezentacji kraju.
Futbol – rodzinna pasja
Każdy fan piłki nożnej swoją miłość do tego sportu zawdzięcza wielu czynnikom. Bardzo częstym jest przekazywana z pokolenia na pokolenie tradycja kibicowania i oglądania meczów. Poprzez zaangażowanie w piłkarskim świecie swojego ojca, mały Michael rozpoczął treningi w Sockers FC w Chicago. Bob, głowa rodziny Bradleyów, postanowił przyszłość syna związać z futbolem. Jako doświadczony trener zespołów juniorskich, dobrze widział jak pokierować karierą syna.
Fascynacja Boba Bradleya i jego syna soccerem w takim kraju jak USA zasługuje na uwagę. Nie od dziś wiadomo, że w Stanach Zjednoczonych piłka nożna to sport niszowy (zwłaszcza w wykonaniu mężczyzn). Zdecydowanie popularniejsze są tam takie dyscypliny jak koszykówka, football amerykański czy baseball. Działalność jedynej zawodowej ligi piłkarskiej w USA, czyli Major League Soccer, nijak się ma do świetnie prosperujących lig: koszykarskiej NBA, futbolowej NFL czy hokejowej NHL. Soccer w Stanach Zjednoczonych jest bardziej popularny wśród kobiet. Drużyna narodowa USA odnosiła i odnosi ogromne sukcesy w rozgrywkach międzynarodowych, czym nie może się pochwalić męska kadra.
Taka sytuacja zapewne nie pomagała w rozwoju piłkarskim młodego Michaela. Większość jego rówieśników ganiała po boiskach z piłką w ręku, a nie przy stopie. Jednak przytaczając stare przysłowie, „co cię nie zabije to cię wzmocni”, trudności ukształtowały charakter Bradleya syna. Jego waleczność i nieustępliwość w grze na boisku są wizytówką amerykańskiego pomocnika. Po okresie gry w Chicago przeniósł się on na Florydę, gdzie spędził dwa lata w IMG Soccer Academy w Bradenton. Bardzo szybko został zauważony przez trenerów reprezentacji młodzieżowych USA i trafił do kadry Under-17. Były to pierwsze znaczące wyróżnienia dla Michaela, które zapewne dodały wiary i zmotywowały piłkarza do dalszej pracy i rozwoju swoich umiejętności.
Aby podbić Europę…
Dla młodych piłkarzy z każdego zakątka świata największym marzeniem jest gra w którymś z wielkich europejskich klubów. Michael Bradley nie był wyjątkiem. Jednak zanim trafił za ocean, został wybrany w drafcie (systemie poboru do ligi MLS młodych piłkarzy – przyp. red.) z numerem 36, do nowojorskiej drużyny MetroStars, której ówczesnym trenerem był jego ojciec. Początek zawodowej kariery Bradleya nie był jednak udany. Bardzo szybko nabawił się kontuzji stopy, która uniemożliwiła mu grę w sezonie 2004.
Sytuacja ta jednak nie zdemobilizowała młodego pomocnika, który w drugim sezonie w MLS był podstawowym piłkarzem swojego zespołu i rozegrał 30 spotkań w pierwszej jedenastce. Długo nie musiał czekać na oferty zza Atlantyku. Najskuteczniejsi w negocjacjach okazali się działacze z holenderskiego SC Heerenveen. W 2005 roku po raz pierwszy Michael Bradley przeszedł do historii. Został najmłodszym piłkarzem, który trafił z MLS do klubu spoza USA. Miał wówczas 17 lat. Trener Heerenveen dał mu szanse i w kwietniu 2006 w meczu ligowym z AZ Alkmaar Amerykanin pojawił się na boisku. Szybko stał się piłkarzem, na którego mogli liczyć i menadżer, i koledzy z drużyny. W pierwszym swoim sezonie gry w Eredivisie rozegrał jedno spotkanie. W drugim już 21, walnie przyczyniając się do zajęcia przez zespół miejsca gwarantującego grę w europejskich pucharach. Jednak jego talent rozbłysł dopiero w sezonie 2007/2008. Po odejściu na piłkarską emeryturę doświadczonego Paula Bosvelta kibice w Heerenveen obawiali się, że nie ma w ich drużynie piłkarza, który zastąpiłby eks-reprezentanta Holandii.
Okazało się, że obawy fanów SCH są bezpodstawne. Michael Bradley pokazał swoją grą, kto będzie następcą Bosvelta. 16 goli w sezonie i tytuł najlepszego piłkarza wg kibiców Heerenveen to efekt poczynań młodego Amerykanina. Kolejny raz Bradley trafił do annałów historii amerykańskiego futbolu. 16 bramek, jakie strzelił w sezonie 2007/2008, okazało się być najlepszym wynikiem jakiegokolwiek amerykańskiego piłkarza w Europie. Do tamtego momentu najskuteczniejszym piłkarzem z USA, grającym w klubie na Starym Kontynencie, był Brian McBride, który grając w angielskim Fulham zdobył 13 goli.
Kolejny krok do przodu
Po dwóch sezonach spędzonych w Kraju Tulipanów, Bradley postanowił zmienić otoczenie. Dla poszukującej wzmocnień Borussii Moenchengladbach, która w 2008 roku awansowała do 1. Bundesligi, amerykański środkowy pomocnik był idealnym celem transferowym. Dla samego Bradleya była to zapewne możliwość dalszego rozwoju jako piłkarza. Włodarze Borussii postanowili więc ściągnąć go do siebie. Klubowi z Heerenveen zapłacono 2,5 mln. Euro. Nowe otoczenie, realia, koledzy z zespołu, a także nowy trener, a co za tym idzie nowy styl gry, nie przeszkodziły zdolnemu Amerykaninowi w wywalczeniu sobie miejsca w pierwszej jedenastce. Od początku sezonu 2008/2009 jest on filarem drużyny, która walczy o utrzymanie. Rozegrał jak do tej pory 21 spotkań w Bundeslidze, zdobywając 5 bramek.
Gra w reprezentacji
Michael Bradley jako reprezentant kraju zadebiutował w reprezentacji w 2007 roku w meczu USA – Gwatemala. Do chwili obecnej rozegrał 28 spotkań zdobywając 5 bramek. Szczególnie efektowny występ zaliczył w spotkaniu z Meksykiem, które miało miejsce 11. lutego tego roku. Spotkanie to było zaliczane do kwalifikacji do Mistrzostw Świata RPA 2010. Amerykanie pokonali na Columbus Crew Stadium zespół gości 2:0, a obie bramki zdobył Bradley. Warto dodać, że obecnie trenerem kadry narodowej USA jest ojciec Michaela Bob Bradley.
Waleczność i rozwaga
Michael Bradley jest piłkarzem, którego porównać można do eks-gwiazdy reprezentacji USA Claudio Reyny. Świetny przegląd pola, celność podań z jednej strony i waleczność, nieustępliwość, determinacja z drugiej, to atuty zarówno Bradleya dzisiaj, jak i Reyny, kiedy ten był pierwszym rozgrywającym kadry Stanów Zjednoczonych. Jeśli 22-letniemu Bradleyowi w karierze sportowej nie przeszkodzą kontuzje to istnieje duże prawdopodobieństwo, że Borussia M. nie będzie jego ostatnim klubem, a jedynie przystankiem w dotarciu na futbolowe szczyty.