Noblesse oblige


Wiadomo – w futbolu jak w życiu i łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Jednego dnia jesteś idolem, innego persona non grata. Powszechne uwielbienie fanów zastępuje nienawiść, pogarda, a nawet groźby. Nie okłamujmy się jednak – piłkarze częstokroć sami są sobie winni. Lekkomyślne i nieprzemyślane zachowania, chciwość, to wszystko już widzieliśmy. Przyjrzyjmy się zatem kilku pamiętnym zdrajcom w nowoczesnej historii brytyjskiego futbolu.


Udostępnij na Udostępnij na

Sol Campbell – jak się to ładnie mówi – creme de la creme, mój faworyt numer jeden na liście niewiernych piłkarzy. Ponad 500 meczów w Premier League, pieszczotliwie nazywany Judaszem. Sol zrobił coś, co przeciętnemu zjadaczowi chleba – czytaj niedzielnemu kibicowi – nie przyszłoby nawet do głowy, a co dopiero piłkarskim fundamentalistom, gotowym oddać zdrowie za swój ukochany klub. Otóż, po rozegraniu 255 meczów ligowych w barwach Tottenhamu i wygaśnięciu kontraktu Campbell postanowił zmienić klub. Nie było w tym nic dziwnego, „Koguty” nie były bowiem wtedy takim potentatem jak teraz, a reprezentant Anglii ma jednak prawo wymagać od siebie i drużyny jakichkolwiek sukcesów.

Sol Campbell
Sol Campbell (fot. Skysports.com)

Wszyscy na White Hart Lane spodziewali się, że ich etatowy stoper wybierze Manchester United albo jakiś klub z kontynentu, pokroju Milanu lub Realu. Wyobraźcie sobie ich zdziwienie, gdy dowiedzieli się, że Sol będzie grał dla… najbardziej znienawidzonego rywala Tottenhamu, czyli Arsenalu. To jednak nic. Śmiertelny rywal klubu z White Hart Lane nie zapłacił za Campbella choćby funta, choćby jednego marnego pensa, Solowi skończył się bowiem kontrakt. Reasumując – a zarazem ubierając konkluzję tej historii w bardzo lekkie słowa – Sol Campbell do dziś nie jest zbyt mile widziany w okolicach White Hart Lane, a dla fanów Tottenhamu na zawsze pozostanie Judaszem.

Ian Wright – mój faworyt numer dwa na niewdzięcznika dekady. Pomimo wszystko piłkarz jak się patrzy i kariera co najmniej jak ze „Slumdoga” Danny’ego Boyle’a. Uwielbiałem styl gry Iana. Kiwka w lewo, kiwka w prawo, bum! i piłka lądowała w siatce. Grę Wrighta cechowała eksplozywność, bramki zdobywał taśmowo, jak chciał, jego szeroki wachlarz zagrań obejmował wszystkie pozycje, od delikatnych lobów po rozciągające siatki bomby. Woził się z piłką niczym osiedlowy cwaniaczek wyczyniający z futbolówką różne cuda, ale poniekąd nim był.

Wright zaczął poważną karierę bardzo późno, bo w wieku 22 lat. Wcześniej tułał się po niedzielnych ligach amatorskich, w których strzelał po kilkanaście bramek w meczu. Tam dostrzegli go działacze Crystal Palace, dając mu szansę na zrobienie prawdziwej kariery. Chłopak znikąd wystrzelił niczym z procy, a uliczna gwiazda zdobyła serca kibiców w całej Anglii. W ekipie Palace spędził sześć sezonów, podczas których strzelił prawie 90 ligowych goli. Stamtąd przeniósł się do Arsenalu i już rok później właśnie – o ironio – bramka Wrighta spuściła Crystal Palace z ligi. To było jednak nic. Czkawką wszystkim odbiła się reakcja samego Iana, pogrążającego swój były klub, bez którego pomocy nie zrobiłby przecież kariery. Napastnik Arsenalu bowiem… cieszył się jak dziki, czym wzbudził niesmak na całych Wyspach. Cóż, różne są formy okazywania wdzięczności…

Ashley Cole – romantyk, jakich mało, wzór cnót wszelakich i mąż idealny, oddany kompan innego wojownika o moralność, czyli Johna Terry’ego, a w dodatku ulubieniec mediów oraz angielskiej FA. Ach, ten Ashley… Cole to gość, którego nienawidzą w Anglii wszyscy, bez rozróżnienia na grupy wiekowe, od małych dzieci po weteranów wojennych. Lewy defensor kadry dumnych synów Albionu przechlapał sobie u wszystkich możliwych ludzi, poczynając od swojej eksżony, a kończąc na włodarzach angielskiej piłki. Telegraficznym skrótem: Cole zdradzał żonę Cheryl (ukochaną piosenkarkę całej Anglii), obrażał na Twitterze FA, boczył (i w dalszym ciągu to robi) się na dziennikarzy i wreszcie – clue całego programu – to on był pierwowzorem angielskiej komedii „Jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi”.

Malutki Ash był kibicem Arsenalu i to właśnie tego klubu jest wychowankiem. W barwach „Kanonierów” spędził siedem lat, podczas których z utalentowanego juniora zamienił się w etatowego lewego defensora reprezentacji Anglii. Cole rósł w siłę, zwiększały się jego zachcianki. Kością niezgody stały się oczywiście apanaże młodej gwiazdki, Ashley nie chciał bowiem słyszeć o tygodniówce, która nie będzie składać się z trzech cyfr. Przepychanki trwały jakiś czas, aż z ofertą pojawili się włodarze Chelsea, kusząc Cole’a tygodniówką wartą przeszło 100 tysięcy funtów. „The Blues” postawili na swoim, ku rozpaczy i złości kibiców Arsenalu. Oliwy do ognia dodał fragment z autobiografii Ashleya, w której to opisał, jak niemalże spowodował wypadek swoim luksusowym sportowym autkiem, gdy dowiedział się, że „Kanonierzy” oferują mu jedynie „marne” 55 tysięcy funtów tygodniowo. Biedny, zszokowany Ashley, przez kibiców klubu z Emirates zwany pieszczotliwie „Ca$hleyem”.

Paul Ince – grajek pełną gębą, jeden z lepszych reprezentantów Anglii swojego pokolenia. Świetny pomocnik, czarował wszędzie, gdzie grał. Jego losy splecione są przede wszystkim z ekipami West Hamu, Manchesteru United oraz Liverpoolu (z mała przerwą na dwuletnie mediolańskie spaghetti). Grzeszków to on ma jednak także parę na sumieniu i umówmy się – synonimem lojalności klubowej to on nie był. W 1989 roku – będąc graczem West Hamu – dał się sfotografować w koszulce United i to długo wcześniej, zanim przeszedł za 1 milion funtów na Old Trafford. Kibice „Młotów” nie dawali mu przez to żyć, przy każdej możliwej okazji bucząc na niego. Summa summarum, Ince dołączył do „Czerwonych Diabłów”.

W czerwonej części Manchesteru grał sześć lat, dopóki nie pokłócił się z człowiekiem, z którym kłócić się nie warto – sir Aleksem Fergusonem. Efekt? Transfer do Interu Mediolan i dwuletnia przygoda z rodziną Morattich. Paul postanowił jednak wrócić do Anglii, by dołączyć do… największego rywala swojego byłego klubu, czyli Liverpoolu. Ot, taki mały prztyczek w wiecznie czerwony nos pewnego Szkota. Piłkarze United walczyli wtedy o mistrzostwo – które w końcu zdobyli – jednak bramka strzelona im właśnie przez Paula Ince’a mocno pokrzyżowała szyki „Czerwonych Diabłów”. Nie muszę mówić, jak szaleńczo cieszył się Anglik, strzelając gola swojej byłej drużynie.

Mo Johnston – ten to dopiero narozrabiał. Do tej pory omawialiśmy przypadki typowo futbolowe, kiedy ktoś na kogoś jest zły, ale generalnie piłkarze i tak dalej mają dobrze, bo cyferki się zgadzają. Żarty się kończą, kiedy piłka przestaje być najważniejsza, a do gry wchodzi religia. Witajcie w Szkocji. Old Firm Derby, rozgrywane pomiędzy Celtic Glasgow a Glasgow Rangers to nie przelewki. Tutaj kończy się niewinna zabawa w piłkę, a zaczyna się życie. Mo Johnston był niezłej klasy napastnikiem, który przez trzy lata gry dla Celticu strzelił 52 gole. Wynik być może niepowalający, ale zaowocował transferem do Francji, a konkretnie do Nantes. Mo radził sobie dobrze, ale po dwóch latach zatęsknił za ojczyzną.

Wybór wydawał się oczywisty i sam piłkarz na konferencji prasowej oznajmił, że Celtic to jego największa miłość i nie wyobraża sobie gry dla innego klubu. Jakież było poruszenie, gdy nagle Mo Johnston zmienił zdanie i dołączył do… arcyrywali, czyli Glasgow Rangers. Nadmieńmy jedynie, iż Mo jest katolikiem, a Rangersi to klub protestancki. Nie wiem, co lub kto (lub ile) kierowało szkockim napastnikiem, ale w jednym momencie strzelił sobie w stopę. Kibice Celticu znienawidzili go momentalnie, tak samo jak fani Rangersów, którzy nigdy, przenigdy nie zaakceptowaliby nie dość, że byłego gracza Celticu, to w dodatku katolika! Sytuacja wymknęła się spod kontroli i stała się tak poważna, że Mo musiał przez jakiś czas mieszkać w Londynie, i to pod nieustanną ochroną. W końcu zadomowił się w ekipie Rangersów, jednak niesmak pozostał.

Harry Redknapp – przyznaję się bez bicia, mam słabość do tego szkoleniowca. To taki angielski Smuda, dla którego nastawienie i mobilizacja są ważniejsze niż jakieś taktyczne pierdoły, a laptopy służą jako podstawki pod kubki z kawą lub szklanice ze szkocką. „Arry” to paradoks trenerski, który zdaje się mieć więcej szczęścia aniżeli faktycznych zdolności menedżersko-trenerskich. Mimo iż to typowy brat łata, który z każdym się dogada i piłkarze go uwielbiają, to jednak taki święty znów nie jest. Cieniem na jego karierę rzuca się telenowela o iście kolumbijskim zabarwieniu, czyli „Moda na Portsmouth i Southampton”. Redknapp był bowiem bossem „Pompey”, jednak zostawił zespół na rzecz „Świętych”. Kiedy przygoda z Southampton zakończyła się spadkiem z Premier League, „Arry” powrócił… do Portsmouth. Jakiś czas później zostawił go jednak ponownie, tym razem dla Tottenhamu. Nie tylko piłkarze ulegają zatem pokusom, flirtom i przelotnym futbolowym romansom.

Piłka rządzi się swoimi prawami i rzadko zdarzają się piłkarze pokroju Giggsa, Le Tissiera czy Maldiniego, wierni jednym barwom klubowym od początku aż do końca. Pieniądz nadaje ton futbolowi na całym świecie, a osobiste sympatie i animozje i tak wychodzą na końcu na wierzch. Gwiazdorzy zmieniają kluby jak rękawiczki, rzadko licząc się ze zdaniem fanów, których serca pompują przecież krew w rytm klubowych hymnów. It’s all about the money, money, money i nie ma niestety miejsca na sentymenty, liczą się bowiem wyłącznie sukcesy i właściwa liczba zer w bankowych przelewach. Nie każdemu dane jest zostać zawodowym piłkarzem w kolebce piłki nożnej, czyli w Anglii, a szlachectwo podobno zobowiązuje… Czyżby?

Autor prowadzi bloga BloodyFootball.machowina.krakow.pl

Komentarze
~przemo (gość) - 11 lat temu

Giggs wielki piłkarz Legenda Manchesteru Utd ale
jako człowiek to też ścierwo jak Ashley Cole .
Żony Giggsa nie widziałem ale nie jest to taka
seksbomba pewnie jak Imogen Thomas . A Cole to
niezły idiota . Mając taką Cheryl u boku piep.rzy
fryzjerkę . Podobna sytuacja co Beckham i Posh Spice
-dziewczyna na jak malina swego czasu choć nadal
jest.

Odpowiedz
~Hyczy (gość) - 11 lat temu

Przypadł mi do gustu.

Odpowiedz
~!!! (gość) - 11 lat temu

Hm... Ciekawe ;)

Odpowiedz
ole! (gość) - 11 lat temu

Jako ciekawostkę podam, że Giggs (jeszcze jako Ryan
Wilson) był zawodnikiem szkółki Manchesteru City.

Odpowiedz
~modelos con gafas de sol (gość) - 10 lat temu

gafas oakley lentes oakley peru oakley jawbone baratas
gafas oakley colombia gafas oakley precios gafas ventisca oakley oakley chile gafas graduadas oakley oakley frogskins españa oakley mujer
modelos con gafas de sol
http://centralctlawnservice.com/html/gafas-de-sol/gaf
as-de-sol-true-color-opiniones.asp

Odpowiedz
~white fitflops (gość) - 10 lat temu

fitflops for sale australia fitflops sale australia fitflops girls fitflops sale fit ladies fitflops fitflops electra silver fitflops sale in the philippines fitflops pietra fitflops rokkit fitflops on sale singapore
white fitflops
[url=http://www.themapstore.ie/maps/white-fitflops.as
p]white fitflops[/url]

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze