Pierwsza zasada PR-u – odwróć uwagę opinii publicznej od faktycznych problemów. Zasada przez obecny rząd opanowana do perfekcji. Temat Smoleńska udało się wałkować przez okrągły rok z okładem. Teraz padło na kibiców?
Wtedy, kiedy było trzeba, nie mówiło się o futbolu. W zasadzie nie o futbolu sensu stricto, ale o infrastrukturze. O przepłaconych stadionach na Euro. Koszt budowy Stadionu Narodowego wynosił 1,5 miliarda złotych. Czy faktycznie tyle musimy wydać na stadion, zważywszy na to, że porównywalnej klasy obiekt we Frankfurcie powstał za nieporównywalnie mniejsze pieniądze?

Donald Tusk z polską społecznością piłkarską miał jak najlepsze stosunki. Do dziś pamiętam kibiców Lecha w czasie kampanii wyborczej skandujących nazwisko obecnego szefa rządu. Utarło się, że premier to osoba, w której sercu dosyć dużą przestrzeń zajmuje futbol. Osoba kochająca piłkę nożną. Ale czym jest miłość do futbolu? Graniem po godzinach pracy w drużynie oldboyów Platformy? Sporadycznym bywaniu na meczach Lechii Gdańsk?
Oczywiście, nie jest to też sprawowanie rządu przez pryzmat futbolowego dobra. To byłby fanatyzm na skalę śp. Przemysława Gosiewskiego, na siłę faworyzującego własny region. Ale to trzeźwe spojrzenie na reprezentacje, Ekstraklasę, stadiony i kibiców. To, nawiązując do motta lekarzy, przede wszystkim nieszkodzenie. Spojrzenie obiektywne, a nie populistyczne.
Zamknięcie stadionów przy Bułgarskiej i Łazienkowskiej było bezzasadne. W przeddzień tej kontrowersyjnej decyzji policja z bliska przyjrzała się, czy rozgrywanie meczów na tych obiektach jest bezpieczne. Werdykt? Pozytywny. Policja stwierdziła, iż odbywanie się imprez masowych na tych stadionach nie stanowi zagrożenia dla osób w nich uczestniczących. Dzień później… zmieniła zdanie. Oczywiście nie mam wątpliwości, że była to decyzja tylko i wyłącznie policji, nikogo innego. W sukurs poszli wojewodowie – zamiast zamykać przestępców, zamknęli stadiony! Strasznie labilne te nasze władze…

Niektórzy powiedzą: „Dobrze im tak, z bandziorstwem trzeba walczyć!”. Jak najbardziej. Ale ja się pytam, ilu z niespełna 34 tysiący kibiców, będących łącznie na ostatnich meczach przy Łazienkowskiej i przy Bułgarskiej, brało udział w burdach w Bydgoszczy? 100? 200? Więc dlaczego pozostałe 33800 widzów, którzy zapewne przyszliby w ten weekend na stadiony, aby w kulturalny sposób obejrzeć mecz, dopingować swoją drużynę, nie mogą tego zrobić? No, dlaczego? Myślmy hipotetycznie – jutro zostanie dokonane zabójstwo w sieciowym hipermarkecie. I co, wojewodowie zamkną hipermarkety? Albo, idąc za tropem manifestujących kibiców, PO-lityczni łgarze za aferę hazardową mają zamknąć cmentarze?
Nie wywracajmy do góry nogami życia całego społeczeństwa ze względu na odsetek pseudokibiców. Jak z nimi walczyć? Brzmi to może banalnie, ale nie ma innego sposobu od złapania sukinsynów. Nad bezpieczeństwem w finale Pucharu Polski czuwało 1300 policjantów. I co? I nic. Do tej pory nie zidentyfikowano nikogo spośród wszczynających burdy. Dlaczego? Za mało policjantów? Zbierzmy 2000. Za mało? To 3000. Czemu nie? Kibolstwo trzeba wytępić. Raz a dobrze. To zaprocentuje w przyszłości.
Działa też PZPN. Grzegorz Lato zakasał rękawy, wytężył wszystkie szare komórki i wymyślił. „Eureka” – krzyknął do Zdzisława Kręciny, który po wysłuchaniu elaboratu przyklasnął swemu mistrzowi. – Kończymy z tanimi biletami, bo mieliśmy przez to same kłopoty. Teraz będą droższe i chcemy, żeby przychodziły całe rodziny, dla których przygotujemy specjalne oferty – wykoncypował Lato. Chylę czoła, genialne!
PS Pragnę dodać, że koszt działań policji podczas finału Pucharu Polski wynosił 932 tys. złotych. Zważywszy na to, że ani nie zapewniono bezpieczeństwa, ani nie złapano chuliganów, to chyba dużo, prawda?
Jesteś zainteresowany sprawą? Masz swój pogląd na ten temat? Podyskutuj o tym na forum.