Nieśmiertelny Goran Pandev wprowadził Macedonię Północną na mistrzostwa Europy


Reprezentacja z Bałkanów po raz pierwszy zagra na wielkim turnieju

13 listopada 2020 Nieśmiertelny Goran Pandev wprowadził Macedonię Północną na mistrzostwa Europy
english.republika.mk/sport

Życie pisze najlepsze scenariusze. Przekonaliśmy się o tym – nie pierwszy raz zresztą – w zakończonych barażach do przyszłorocznego Euro. W finałowym starciu o jedno z czterech ostatnich miejsc Goran Pandev dał swojej reprezentacji upragniony, pierwszy awans na mistrzostwa Europy w historii. Kilka lat temu zrezygnował z gry w kadrze, powrócił, zrobił swoje i za rok zadebiutuje w turnieju tej rangi. Piękna historia. 


Udostępnij na Udostępnij na

Ostatnią przeszkodą dla Macedonii Północnej na drodze do wymarzonego Euro 2020 (plus jeden) była Gruzja. Gruzja, z którą w ciągu ostatnich dziewięciu tygodni mierzyła się już dwukrotnie. Oba spotkania rozgrywane były w ramach Ligi Narodów, oba zakończyły się remisem 1:1. Tym razem stawka była zdecydowanie wyższa. O kolejnym podziale punktów nie mogło być mowy. Zwycięzca musiał zostać wyłoniony. 

Dla jednych i drugich był to mecz o pierwszy awans do ME. Jak dotychczas zarówno Gruzja, jak i Macedonia Północna były daleko od europejskiego czempionatu. Czasy jednak się zmieniły. Kiedyś na Euro faktycznie jechała ścisła czołówka naszego kontynentu. W latach 1960-1976 w turnieju finałowym udziały brały tylko cztery reprezentacje. Później liczbę tę zwiększono do ośmiu. Od 1996 roku mamy 16 zespołów, a od ostatnich mistrzostw we Francji 24. Bez mała pół Europy. 

Trudno się nie zgodzić z powyższym wpisem. Macedończykom można pogratulować awansu – wiadomo, piłka nożna jest dla wszystkich – ale to tylko pokazuje, jak bardzo turniej ten stracił na wartości. Skoro drużyny pokroju tej z Bałkanów mogą pojechać na elitarne niegdyś Euro, to w najbliższym czasie, dzięki Lidze Narodów, na ME zobaczymy takich mocarzy, jak: Kosowo, Azerbejdżan i zawsze mocne Wyspy Owcze.

O pozostałych meczach barażowych i tym, kto ostatecznie pojedzie na Euro, przeczytacie w naszym podsumowaniu. 

Historia dzieje się na naszych oczach

Reprezentacja Macedonii Północnej jest dosyć młodą drużyną narodową, ponieważ powstała po rozpadzie Jugosławii. Swój pierwszy mecz rozegrała w 1993 roku, a jej rywalem była Słowenia. „Czerwone Lwy” wygrały 4:1. Razem z Czarnogórą były jedynymi zespołami z byłej Jugosławii, które nigdy nie wzięły udziały w wielkim turnieju, czy to mistrzostwach Europy, czy też świata. Aż do wczoraj. 

W pierwszym spotkaniu barażowym dywizji D podopieczni Igora Angelovskiego podejmowali u siebie Kosowo. Wygrali 2:1 po bramkach Kololli i Velkovskiego. Została ostatnia przeszkoda – Gruzja. Gruzini w składzie z kilkoma graczami z przeszłością, ale i teraźniejszością w polskiej ekstraklasie (Dvali, Vako, Gvilia i Katcharava) w pierwszej rundzie pokonali Białorusinów 1:0. Decydujący mecz odbył się na ich terenie, na stadionie, który powinni znać doskonale. 

Igor Angelovski pracuje ze swoją reprezentacją już od pięciu lat i jak dotąd bez większych sukcesów. W 2016 roku namówił 33-letniego wówczas Pandeva do powrotu do drużyny narodowej (ale o tym za chwilę). Opłaciło się, jednak długo przyszło mu na to czekać. Pod jego wodzą eliminacje do mundialu w Rosji były średnio udane, z lepszej strony jego podopieczni pokazali się w eliminacjach do Euro 2020. Zajęli trzecie miejsce w grupie, za Polską i Austrią. Przed rokiem jednak wygrali swoją grupę w dywizji D Ligi Narodów, a to zapewniło im pewny start w barażach. 

W rywalizacji z Gruzją szkoleniowiec Macedonii Północnej ustawił swój zespół tak jak zawsze, czyli na grę z kontry. Przeszkadzanie rywalom, wybijanie ich z rytmu, a do tego dobre przesuwanie się i podwójne krycia. Agresywność jest ich motorem napędowym. Piłkarze Jerzego Brzęczka coś o tym wiedzą. Trudno nam się z nimi rywalizowało, zwłaszcza grając na ich terenie. Tam zawsze są piekielnie groźni.

Tym razem jednak zostali pozbawieni atutu własnego boiska, gdyż ten decydujący mecz rozgrywali w Tbilisi. Statystyki po tym spotkaniu są na korzyść Gruzinów. To oni częściej oddawali strzały na bramkę przeciwnika, częściej też mieli futbolówkę w swoim posiadaniu. Jednak po przerwie to Macedonia Północna wyszła z tym jednym skutecznym kontratakiem i zwyciężyła.

W 56. minucie piłkę do lewej strony boiska dostał Elif Elmas. Piłkarz Napoli popędził ile sił w nogach, zwiódł rywala balansem ciała i zagrał do Pandeva, który odegrał mu z pierwszej piłki. Następnie kolega klubowy Piotra Zielińskiego i Arkadiusza Milika podał do Nestorovskiego, ten do Pandeva i tak padł gol dający awans na mistrzostwa Europy. Akcja jak z gry komputerowej. 

Znak czasów. Akcję napędził Elmas, gwiazda młodego pokolenia, a wszystko sfinalizował symbol minionego już pokolenia Goran Pandev. 

Wymarzona puenta 

Ma 37 lat na karku i praktycznie całe piłkarskie życie spędził we Włoszech. Najdłużej, bo aż sześć lat, był zawodnikiem Lazio. Dla rzymskiego klubu zdobył 64 bramki w 192 spotkaniach. Zimą 2010 roku na zasadzie wolnego transferu przeniósł się do Mediolanu na Stadion Giuseppe Meazza. W barwach Interu prowadzonego w tamtym czasie przez Mourinho sięgnął po Ligę Mistrzów. Generalnie rzecz ujmując, mimo triumfu w tych rozgrywkach nie był to najlepszy okres w jego karierze. 

Latem 2011 trafił do Neapolu, do którego najpierw został wypożyczony, a następnie kupiony za 7,5 miliona euro. Na południu Włoch szło mu dużo lepiej niż na północy. W 2014 zmienił otoczenie na Turcję, ale po roku zapragnął wrócić na Półwysep Apeniński. Tym razem do Genoi, w której gra do dziś. 

Goran Pandev to żywa ikona macedońskiego futbolu. Jest zarówno najskuteczniejszym strzelcem (36 goli), jak i piłkarzem z największą liczbą rozegranych spotkań w narodowych barwach (114). Jego kariera w reprezentacji jest pełna zwrotów akcji. Zadebiutował w niej na początku XXI wieku. W 2013 roku, po fatalnych eliminacjach do mistrzostw świata w Brazylii, postanowił wraz z kilkoma innymi zawodnikami zakończyć grać dla drużyny narodowej. Macedonia Północna zajęła ostatnie miejsce w grupie. W 10 meczach zdobyła zaledwie siedem punktów. 

Po trzech latach Igor Angelovski namówił go na powrót do reprezentacji. Aby ten ruch opłacił się obecnemu trenerowi „Czerwonych Lwów”, przyszło mu czekać cztery długie lata. Goran Pandev wykorzystał nadarzającą się okazję, uderzył, trafił i w nagrodę otrzymał od losu bilety na pociąg z napisem Euro 2020+1. 

Życie bywa przewrotne. Kilka lat temu zrezygnował z gry w kadrze. Dziś stał się bohaterem dwumilionowego państwa. Pytanie, kiedy i gdzie postawią mu pomnik, bo chyba zasłużył, prawda? 

Teraz pozostaje tylko trzymać kciuki, aby 37-letniemu napastnikowi zdrowie dopisywało i żeby mógł po raz pierwszy i ostatni zagrać na wielkim turnieju rangi mistrzowskiej. Lepszego spuentowania swojej kariery chyba nie można było sobie wymarzyć. 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze