(Nie)konieczna siódemka? Liverpool postara się obronić trofeum


O dylematach kibiców Liverpoolu słów kilka

17 września 2019 (Nie)konieczna siódemka? Liverpool postara się obronić trofeum
Wikipedia

– Każdy piłkarz, każdy trener chciałby wygrać Ligę Mistrzów. Każdy z nich o tym marzy. Oczywiście, Premier League jest czymś wielkim, ale Liga Mistrzów jest najważniejszymi rozgrywkami – tak jeszcze w sierpniu tego roku Mohamed Salah odpowiadał na zaczepki Pepa Guardioli. Jednakże pogląd Egipcjanina niekoniecznie musi być podzielany przez część fanów czerwonego klubu. W obliczu powrotu najbardziej elitarnych rozgrywek w Europie trzeba zadać sobie pytanie – czy Liverpool powinien mieć w tym sezonie inne priorytety?


Udostępnij na Udostępnij na

Zapewne zdecydowana większość kibiców na świecie, zapytana o możliwość zdobycia pucharu Ligi Mistrzów albo krajowego mistrzostwa, wskazałaby palcem na to pierwsze trofeum. Po czerwonej stronie Merseyside takie stanowisko wcale nie jest dominujące. Z jednego prostego powodu – w XXI wieku kibic Liverpoolu zdecydowanie więcej szczęścia zaznał w rozgrywkach europejskich niż krajowych.

Europa to przecież Puchar UEFA z 2001 roku po pamiętnej goleadzie przeciwko Deportivo Alaves, to Dudek dance w Stambule, to pokonanie Manchesteru City w ćwierćfinale i finał w Kijowie czy wreszcie zeszłoroczny triumf w Madrycie nad Tottenhamem. Jest więc z czego wybierać, a na europejskie medale z zazdrością mogą patrzeć kibice Arsenalu, Tottenhamu czy wspomnianych już „Obywateli”.

Kibic Liverpoolu miał prawo tymi sukcesami się nasycić. A przynajmniej poczuć, iż najwyższy czas skupić się na walce o krajowy czempionat. Tutaj bowiem sytuacja miewa się następująco – ogromna rzesza fanów „The Reds” zwyczajnie nie pamięta ostatniego mistrzostwa Anglii. Upragniony tytuł jest niczym potwór z Loch Ness – gdzieś można znaleźć dowody na jego istnienie oraz świadków, natomiast wypadałoby go zobaczyć na własne oczy.

A przecież bywało już tak blisko, jak w nieszczęsnym sezonie 2013/2014 czy zeszłosezonowej, niesamowitej kampanii zakończonej 97 punktami. Czy jednak Liverpool może sobie pozwolić na tak proste postawienie sprawy i stwierdzenie: „OK, w tym roku odpuszczamy i walczymy tylko o mistrzostwo kraju”? Niestety, to tak nie działa.

Anfield kocha europejskie noce

Nie możemy wszakże zapominać o tym, jak ważne dla Anfield oraz całej społeczności „The Reds” są wielkie, europejskie noce. Premier League mimo całego prestiżu nie zawsze generuje emocje podobne do tych, które fanom Liverpoolu zdarzało się przeżywać przy okazji meczów np. z Manchesterem City czy Barceloną. Liga Mistrzów ma w sobie to coś, co wychodzi poza normalną skalę percepcji.

Ci szczęśliwcy, którzy widzieli 4:0 z Barceloną na własne oczy, do końca życia będą męczyć swoje wnuki tymi wspomnieniami. Najważniejsze momenty w nowożytnej historii Liverpoolu miały miejsce w tych rozgrywkach, a o ich znaczeniu dla klubu niech świadczy duma, z jaką kibice z Anfield głoszą hasło: „We’ve won it 6 times!”. Nie da się zaprzeczyć, że to właśnie we wtorkowe i środowe wieczory You’ll Never Walk Alone najmocniej rozgrzewa miejscowe sejsmografy.

Nie da się więc tak po prostu zrezygnować z tych rozgrywek, nawet w imię teoretycznie wyższej sprawy. Liga Mistrzów jest jak narkotyk, którym chcesz upajać się po raz kolejny i kolejny. Rozum nie ma tu władzy. W tym miejscu wypadałoby więc zgodzić się z wyżej przytoczonymi słowami Mo Salaha.

Warto dodać także, iż najprawdopodobniej takich głosów w szatni „The Reds” jest więcej, albowiem krajowy triumf najczęściej znaczy o wiele więcej dla lokalnych chłopaków w typie Alexandre’a-Arnolda. Zagraniczni piłkarze, którzy nie wychowali się pod autorytetem Stevena Gerrarda, a wcześniej Kenny’ego Dalglisha, najczęściej marzą po prostu o międzynarodowej chwale. A taką najmocniej zapewnia piękne uszate trofeum.

Klopp i Liverpool nigdy nie odpuszczą

Do odpuszczenia Ligi Mistrzów nie dopuści przede wszystkim sternik Liverpoolu. Sympatyczny Niemiec znany jest ze swojej obsesji na punkcie futbolu i wręcz chorobliwego dążenia do perfekcji. Gdyby taki nie był, nie doszedłby przecież w karierze tak daleko. Klopp zdaje sobie jednak sprawę z lokalnych nastrojów,  jeszcze w lutym 2019 roku, przed meczem z Bayernem, mówił tak:

– Jeśli trzeba by decydować, dla fanów Liverpoolu wybór jest prosty – Premier League. Teraz jednak gramy w Lidze Mistrzów i oczekuje się od nas jak najlepszego występu w najbliższy wieczór. Dzięki Bogu nie musimy podejmować takich wyborów, prawda? Wiemy, iż niezależnie, czy gramy dziś czy jutro, musimy dać z siebie wszystko i grać futbol z wielką pasją. Futbol, którego oczekuje się na Anfield.

Cytat ten chyba nieźle oddaje nastroje w klubie także na ten sezon. Ligi Mistrzów nigdy bowiem nie możesz oczekiwać. Często o sukcesie bądź porażce decyduje tu najdrobniejszy detal i najmniejszy błąd lub po prostu szczęście. Opieranie więc całego sezonu tylko na tym turnieju może być ryzykowne. Klopp lubił mówić „let’s enjoy the ride while it lasts” i chyba to najlepiej opisuje podejście, z jakim powinno podchodzić się do tych spotkań. Rollercoaster zapewnia ci niesamowite doznania, ale te szybko opadają, gdy nagle wysiadasz z kolejki. W przeciwieństwie do ligi, gdzie napięcie prowadzące do punktu kulminacyjnego pędzi w tempie godnym niejednego kobiecego romansidła.

Wspomniana maksyma może przypadkiem znaleźć zastosowanie także w dalszej przyszłości Kloppa na Anfield. Coraz głośniej w angielskiej prasie mówi się, iż 52-latek nie będzie chciał przedłużać wygasającego z klubem w 2022 roku kontraktu. Jeśli okaże się to prawdą, to można zakładać, że Klopp będzie chciał wycisnąć ze swojego pobytu w Liverpoolu absolutne maksimum. „Póki tu jestem, póty mam tak znakomitych graczy, to gram, o co się da” – można by wyczytać z zamyślonego oblicza niemieckiego menedżera.

W Liverpool włożyłem wszystko co posiadam – moją wiedzę, pasję, serce i doświadczenie. ~J. Klopp

Liga Mistrzów może być… łatwiejsza?

Zinedine Zidane, czyli prawdziwy ekspert od wygrywania europejskich rozgrywek, powiedział kiedyś, że zdobycie mistrzostwa Hiszpanii sprawiło mu największą radość w karierze. I zapewne ponownie myślałby Klopp w maju, gdyby nie irracjonalne trafienie Kompany’ego w meczu przeciwko Leicester. Niesamowity wynik 97 punktów i pobicie mnóstwa klubowych rekordów okazało się jednak niewystarczające w obliczu potwornie skutecznego Manchesteru City. Liverpool Kloppa ma bowiem o tyle pecha, iż na krajowym podwórku mierzy się prawdopodobnie z najlepszą drużyną w historii Premier League (a także na świecie, jak dyplomatycznie raczył stwierdzić Niemiec na przedmeczowej konferencji).

I o ile „The Reds” są w stanie powalczyć w bezpośrednim turniejowym pojedynku z „Obywatelami”, o tyle na męczącym dystansie 38 kolejek mocniejsza wydaje się ekipa Guardioli. Należy bowiem pamiętać, że kadra zespołu z Anfield nie została dostatecznie poszerzona w letnim okienku transferowym (o czym pisaliśmy tutaj). Nie byłoby wielkim świętokradztwem stwierdzenie, iż Liverpool ma po prostu większe szanse na obronę europejskiego czempionatu, gdzie meczów do rozegrania jest zdecydowanie mniej. Tym bardziej że w tych rozgrywkach ma już ogromne doświadczenie. W końcu dwa finały z rzędu muszą budzić respekt każdego kolejnego rywala.

Śrubowanie wyników w Europie ma też dodatkowy bonus w postaci systematycznego wzmacniania pozycji klubu na rynku transferowym. Regularne sukcesy na międzynarodowej scenie pozwalają ci na sięganie po największy kawałek piłkarskiego tortu. A przecież „The Reds” celują w takie nazwiska jak Timo Werner czy Kai Havertz.

***

Nie ma zatem jasnej odpowiedzi na to pytanie, przynajmniej nie na tym etapie sezonu. Z jednej strony Liverpool dość wcześnie wyrobił sobie już pięć punktów przewagi nad City, co jednak niewiele jeszcze znaczy. Los oszczędził mu groźnych rywali w fazie grupowej LM, przez co wielką mobilizację można odłożyć na okolice lutego. Jeśli skład ominą kontuzje, być może Liverpool rzeczywiście podąży ścieżką wyznaczoną przez kapitana Jordana Hendersona, który swego czasu stwierdził: – Jesteśmy na tyle dobrym zespołem, że nie chcę myśleć, iż jedno musi być kosztem drugiego. Sądzę, że przy odrobinie szczęścia możemy powalczyć o oba trofea.

A gdyby nawet „The Reds” zakończyli sezon „tylko” z siódemką na ramieniu, to patrząc na czerwcową fetę ulicami miasta, dojdziemy do wniosku, że fani Liverpoolu jakoś by to przeżyli. Krajowy tytuł najwyżej poczeka. Guardiola w końcu kiedyś odejdzie z City, prawda? Prawda?!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze