Nie chwal dnia przed zachodem słońca…


Gdy w 2002 roku, po szesnastu latach przerwy, piłkarska reprezentacja Polski wywalczyła awans na mundial w Korei i Japonii, cały kraj ogarnęła ogromna radość i oczekiwanie. Nikt wtedy nie przejmował się, że Polacy nie mają zawodników grających w dobrych europejskich klubach, ani tego, że nie mają doświadczenia w grze na tak wielkiej imprezie...


Udostępnij na Udostępnij na

I oto przyszedł mundial w Azji. Cała Polska liczyła na wielki sukces. Przecież po raz pierwszy od „wieków” gramy w końcu na tak prestiżowej imprezie, jaką są Mistrzostwa Świata. Wydawało się, że grupa jest do przejścia. I niespodziewanie w pierwszym meczu przegrywamy z potencjalnie łatwym przeciwnikiem – Koreą Płd. Później kompromitacja w spotkaniu z Portugalią i zwycięstwo w meczu „ o nic” z USA. Polacy wrócili do kraju zdecydowanie za wcześnie, a Jerzy Engel wkrótce pożegnał się ze stanowiskiem trenera. Oczekiwania były nieporównywalne do wyniku.  Kibiców ogarnęła ponura rzeczywistość.

Ale nic – trzeba było grać dalej. Później przyszła nieudana przygoda z kadrą Zbigniewa Bońka i Paweł Janas został nowym selekcjonerem. Polacy po raz kolejny zawiedli nie awansując do ME 2004, a kraj ogarnęła ogólnonarodowa rozpacz. Ale mimo to,  Janas nadal był trenerem. I przyszły eliminacje do MŚ w Niemczech. Po dobrej grze naszej reprezentacji udało się wywalczyć awans. Polscy kibice w końcu odżyli. Sytuacja w kadrze była całkiem niezła i wydawało się, że mamy większe szanse na wyjście z grupy, niż w Korei i Japonii.  Ale problemy zaczęły się jeszcze przed rozpoczęciem MŚ. Nieudane sparingi i kuriozalny błąd Tomasza Kuszczaka (szczególnie wypominany przez kibiców)  w przegranym meczu z Kolumbią. Mimo to, do Niemiec pojechaliśmy, co ciekawe – „walczyć o złoty medal”. Co z tego, że losowanie było udane, jak już w pierwszym meczu ulegliśmy Ekwadorowi, o którym każdy mówił, że jest najłatwiejszym przeciwnikiem w grupie. Później porażka z gospodarzami i zwycięstwo na otarcie łez z Kostaryką. Na mundialu w 2006 roku nie zawiedli TYLKO polscy kibice, którzy nawet w trudnych chwilach wspierali naszych chłopaków. Po tych MŚ reprezentacja do kraju wróciła na tarczy.

I jak to już w polskim futbolu jest:  jak drużyna gra słabo – zmień trenera! W ten sposób Leo Beenhakker został pierwszym obcokrajowcem na stanowisku trenera naszej kadry. Początki były trudne i po porażce Finlandią, mało kto wierzył, że Polskę stać na sukces w tych eliminacjach. Tylko holenderski trener mówił, że mamy potencjał i potrzeba tylko czasu. Jak się później okazało nie po raz pierwszy i nie ostatni jego słowa sprawdziły się. Przyszły coraz lepsze mecze i spektakularna wygrana z Portugalią  w Chorzowie. Polskę ogarnęła euforia, gdy  Orły Beenhakkera kroczyły od zwycięstwa do zwycięstwa. Udało nam się wygrać grupę i po raz pierwszy w historii awansować do ME!

Musiałem zrobić tę krótką lekcję z historii, aby pokazać państwu pewne podobieństwa między poprzednimi awansami Polaków do wielkich imprez, oraz tym ostatnim do mistrzostw w Austrii i Szwajcarii. Jedno spostrzeżenie nasuwa się od razu. Zawsze polscy kibice byli głodni sukcesów i zawsze oczekiwali zwycięstw swoich ulubieńców. Przed każdą z tych wyżej wymienionych imprez, cały kraj ogarniała euforia. Kiedy jednak na MŚ, okazało się, że nie jesteśmy w stanie pokonać Korei czy Ekwadoru, a co za tym idzie – nie awansować do dalszej rundy, w Polsce zapanował smutek  i ogromne rozczarowanie. Drugim podobieństwem jest to, że za każdym razem zmieniano trenera.

Dziś kiedy jesteśmy w fazie przygotowania do ME, powinniśmy wyciągnąć wnioski z poprzednich błędów. Oczywiście, kibice nie mają wpływu na posunięcia sztabu szkoleniowego i PZPN, ale mają znaczny wpływ na atmosferę w kraju. Wydaje się, że troszkę za dużo oczekujemy. Mamy w końcu ten historyczny awans, mamy nieźle poukładaną drużynę i mamy fantastyczną publiczność. Nie powtarzajmy jednak błędu z poprzednich lat. Oczywiście, wiara w reprezentację narodową jest potrzebna, ale nie oczekujmy cudów. Trzeba sobie jasno powiedzieć – Polska to nie Hiszpania, Włochy czy Niemcy. Nie mamy wielkich indywidualności, nie mamy nawet ligi na poziomie dobrym. Mamy za to zespół, zespół, który chce dać kibicom choć trochę szczęścia. Nie zapominajmy o tym. Jednak nie zawsze się wygrywa i przyjdzie moment, że trzeba będzie pogodzić się z porażką. Wierzmy więc, ale nie oczekujmy mistrzostwa Europy. Nie kalkulujmy z kim mamy szansę wygrać, a kto jest trudniejszy do pokonania. W Niemczech to przecież Ekwador „załatwił” nas już na początku. Dlatego musimy podejść do tego z nieco umiarkowany temperamentem.

Pamiętajmy, Polska nie jest jeszcze mistrzem Europy, ba – Polska nie wyszła nawet jeszcze z grupy. Wierzmy więc w zwycięstwo, ale nie chwalmy dnia przed zachodem słońca! Wtedy zawsze szansa na sukces, jest dużo większa.

Komentarze
~>> (gość) - 16 lat temu

>>

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze