Naznaczony


Jorge Andrade po raz trzeci w ostatnich dwóch latach zerwał więzadła krzyżowe w lewym kolanie i wiele wskazuje na to, że w przyszłym sezonie nie pojawi się na boisku. Kariera obrońcy Juventusu Turyn i reprezentacji Portugalii stanęła więc pod ogromnym znakiem zapytania.


Udostępnij na Udostępnij na

Czerwiec 2004. Estadio da Luz w Lizbonie i półfinał EURO 2004 Portugalia- Holandia. Chociaż wielkie zawody rozgrywają Luis Figo i Cristiano Ronaldo, a cudownego gola z dystansu strzela Maniche, to jednak najlepszy na boisku jest Jorge Andrade, który jak lew walczy z podopiecznymi Dica Advocaata. Zdobywa również przepiękną bramkę, genialnie lobując bramkarza, tyle, że…swojego. Który kibic nie pamięta twarzy załamanego, wręcz zapłakanego Andrade po tym niefortunnym trafieniu, tak jakby Portugalczyk stracił najbliższą rodzinę. Swojak jednak go nie załamał, a zmobilizował do jeszcze lepszej gry i gospodarze EURO 2004, w głównej mierze, dzięki niemu, nie stracili już więcej goli i po raz pierwszy w historii awansowali do finału Mistrzostw Europy. Ten mecz zbudował legendę Andrade, ale był też jednym z ostatnich, w których wychowanek Estrelii de Amadora mógł oddychać na boisku pełną piersią. Później jego kariera naznaczona była już tylko kontuzjami i operacjami.

Zaczęło się niepozornie, by nie powiedzieć śmiesznie. Marzec 2006 i starcie z wielką Barceloną. Szybki niczym gepard Samuel Eto`o pędzi na bramkę Deportivo La Coruna, Andrade również włącza drugi bieg i robi wszystko by Kameruńczyka powstrzymać, ale zamiast tego wpada na swojego bramkarza, Jose Francisco Molinę. Wówczas po raz pierwszy, urodzony w Lizbonie prawy obrońca, zerwał więzadła krzyżowe w kolanie i musiał poddać się operacji. Portugalia zalała się łzami, bo na trzy miesiące przed startem MŚ`06 straciła centralną postać defensywy, gracza, znakomicie włączającego się do akcji zaczepnych. Co prawda jeszcze w kwietniu klubowy lekarz El Depor, Cesar Cobain stwierdził, że istnieje prawdopodobieństwo, że zagra w Niemczech, ale ta teoria szybko została obalona. Co więcej piłkarz znacznie dłużej musiał czekać na powrót do gry niż przewidywano. Pierwsze diagnozy lekarzy wskazywały na półroczny rozbrat z fubtolem, a tymczasem Portugalczyk na boisko powrócił dopiero po dziewięciu miesiącach. Wpływ na to na pewno miał fakt, że Andrade niezbyt zadowolony z opieki medycznej w Hiszpanii, na czas rehabilitacji wrócił do ojczyzny i leczył się pod fachowym okiem lekarza reprezentacji Portugalii, Antonio Gasparemy.

W końcu po dziewięciu miesiącach, Andrade wrócił do gry, a moment, w którym ponownie mógł dotknąć futbolówkę, uznaje za jeden z najpiękniejszych w swoim życiu. Latem zdawało się, że los odpłacił mu miesiące naznaczone cierpieniem, bo po sześciu latach gry w Deportivo, z roku na rok, grającego coraz gorzej, przeniósł się do wielkiego Juventusu Turyn, po rocznej banicji w Serie B, wracającego do Serie A. – Wszystko dzialo się bardzo szybko, to była miłość od pierwszego wejrzenia – powiedział zaraz po podpisaniu umowy ze Starą Damą. Jeszcze parę dni wcześniej mój transfer był niepewny, ale Juve po przeanalizowaniu wszelkich „za” i „przeciw” zdecydowało się na kupno mojej osoby. A słowo Starej Damy to gwarancja. Radość Portugalczyka z transferu do Juve trwała jednak krótko, bo już we wrześniu ponownie zaczął regularnie odwiedzać lekarskie gabinety. W hitowym starciu z Romą zerwał więzadła krzyżowe po raz drugi i znów mógł na długo zapomnieć o grze. A przecież tak promieniał radością przed starciem z Giallorossich. – Jesteśmy w stanie pokonać Romę! – zapowiadał na łamach prasy. Pytany zaś o kontuzje mówił: – Urazy to część kariery piłkarskiej, trzeba się z tym po prostu pogodzić. Teraz mam nadzieje, że to co najgorsze jest już za mną. Niestety, los znów nie był dla Andrade łaskawy, któremu w koszulce w biało- czarno pasy dane było wystąpić tylko czterokrotnie.

Ambitny piłkarz więc znów zacisnął zęby i musiał wytrzymać szereg operacji i rehabilitacji, by w kolejnym sezonie więcej nie musieć przechodzić tego koszmaru. Niestety, podczas jednego z treningów wadliwe więzadła znów odmówiły posłuszeństwa i portugalskiego defensora czeka bardzo długa przerwa w grze, znów kolejne operacje (w tym roku miał już dwie, a czeka go wkrótce trzecia!) i żmudny proces rehabilitacyjny. Czy wróci jeszcze do gry na wysokim poziomie? Kibice (nie tylko Juventusu) mają nadzieje, że tak.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze