Nawet Mourinho nie pomoże…


Anglia i Hiszpania to wielkie piłkarskie potęgi które na swoją markę pracowały odpowiednio 57 i 73 lata. Ligi piłkarskie tych krajów uważane są za najlepsze na świecie, jednak jak się doda sukcesy Lwów Albionu i piłkarzy z Półwyspu iberyjskiego na gruncie reprezentacyjnym, wychodzi nam, że pierwsi bardzo dawno temu zdobyli Mistrzostwo Świata, a drudzy jeszcze dawniej sięgnęli po Mistrzostwo Europy i nie osiągnęli w mundialu nic... Czemu tak się dzieje?


Udostępnij na Udostępnij na

Na ostatnich mistrzostwach świata statystycy futbolu i dziennikarze bawili się w wycenę każdej reprezentacji, która uczestniczyła w tym futbolowym święcie. Na papierze stwierdzono, że najdroższych piłkarzy ma kadra Anglii – reprezentacja, która swój ostatni wielki sukces osiągnęła 41 lat temu do tego jeszcze u siebie na legendarnym stadionie Old Wembley.

Złośliwi mogliby dodać, że Anglicy nie dość, że grali u siebie przed fanatyczną angielską publicznością, do tego w finale na stadionie na którym rywalom cierpnie skóra, chodzą mrówki po ciele i dygoczą nogi gdy wybiegają z tunelu, z mroków szatni do świątyni futbolu na której przy zapalonych jupiterach nie widać tłumów ludzi, a tylko słychać krzyki w języku iście angielskim. Po drugie, w samym finale przeciwko RFN doszło do jednej z najbardziej kontrowersyjnych sytuacji w historii futbolu.

Otóż arbiter prowadzący to spotkanie po niepewnej swojej reakcji (musiał skonsultować się z sędzią bocznym) przyznał Anglikom bramkę której nigdy nie było… gdyż piłka jak się potem okazało nie przekroczyła całym swoim obwodem linii bramkowej po strzale Geoffrey’a Hursta, strzelca hat-tricka w tym meczu. Skończyło się na wyniku 4:2 na korzyść gospodarzy. Jednak wynik w mniemaniu wielu znawców futbolu jest mylący, bo po tej kontrowersyjnej bramce ekipa niemiecka kompletnie się rozkleiła.

W piłkę grano już w zamierzchłych czasach i w wielu kulturach, m.in w Japonii, Chinach, ale to Anglicy ustalili zasady tej gry. To ich klub piłkarski przed paroma dniami obchodził 150-lecie istnienia. Ich federacja piłkarska jest najstarsza, bo założona w 1863 roku i to u nich zarejestrowana jest największa liczba piłkarzy –  ponad 2 250 000. Oprócz tych pięknych tradycji posiadają także te mniej chlubne

To oni wymyślili tzw. hooligan’s i to oni przed rządami Margaret Thatcher uważani byli za największych chuliganów świata. Więc czemu ich reprezentacja na arenie międzynarodowej osiągnęła tak mało? Po pierwsze ze swojej głupoty. W latach 30 doszło do takiego paradoksu, że Lwy Albionu nie zagrały w trzech turniejach finałowych. Dlaczego? Otóż Anglicy byli tak dumni i pewni, że są najlepsi, iż postanowili po raz drugi w tamtych latach odłączyć się od FIFA i paplać się w swoim sosie. Przez to opuścili trzy bardzo ważne przedwojenne turnieje na których skorzystały i wywalczyły Mistrzostwo Świata dwie reprezentacje: Urugwaj (raz) i Włochy (dwa razy).

Po wojnie Angielska Federacja zmieniła swoją politykę i postanowiła zgłosić swoją reprezentacje na turniej MŚ w Brazylii.  Angielscy kibice i piłkarze byli pewni, że Anglia zdobędzie Puchar Rimeta. Tak się jednak nie stało i Anglia upokorzona odpadła bardzo szybko, bo już w pierwszej rundzie brazylijskiego czempionatu. W międzyczasie anglicy dostali „baty” od Węgrów w towarzyskim prestiżowym meczu na Wembley. Anglia poległa 5:2, a mogła ulec jeszcze wyżej… 

Na kolejnym Mundialu w Szwajcarii z roku 1954, Anglia doszła do 1/4 finału. Jednak następny to była katastrofa!!! Anglia drugi raz nie  przebrnęła przez pierwszą rundę. Na Wyspach to był szok! Mundial w Chile i powtórka z historii – 1/4 finału. Jednak cała Anglia czekała na coś zdecydowanie większego – na Mistrzostwo Świata. Szansa na pierwsze w historii trofeum nadarzyła się na kolejnym Mundialu.

Los sprawił, że impreza odbyła się w Anglii. Do tego drużyna była znakomicie poukładana przez genialnego trenera Alfa Ramseya i miała wybitnych graczy, takich jak bramkarz Gordon Banks (jego parada w meczu z Brazylią uznana została za najlepszą obronę w historii), obrońca – Bobby Moore (kapitan i „skała” nie do przejścia), pomocnik – Bobby Charlton (duch i serce tej drużyny, ikona Manchesteru United), napastnik – Geoff Hurst (strzelec trzech bramek w meczu finałowym), a to przecież tylko niektórzy z tej  wspaniałej drużyny, która wzniosła to trofeum z rąk królowej.

Jednak gdy wszyscy myśleli, że ta passa będzie trwać, gorzko się zawiedli. Meksyk 70′ – odpadnięcie z finałów MŚ w ćwierćfinale. Lata 1974 i 1978 Anglicy bardzo chcieliby zapomnieć, gdyż wtedy zabrakło ich w ogóle w turnieju. W kolejnych latach było już nieco lepiej, ale bez znaczących sukcesów. Anglików  prześladowały porażki w ćwierćfinałach. Takie zdarzyły im się w latach 1982-1986, 2002-2006. Mieli jednak zarówno przebłyski – m.in czwarte miejsce na Mundialu we Włoszech (w meczu o 3 miejsce przegrali z gospodarzami) jak i klęski – m.in po raz kolejny nie weszli do fazy grupowej odpadając już w eliminacjach.

Jednak nad Anglikami i ich grą stało przede wszystkim fatum i pech. Taki właśnie pech zdarzył się podczas mundialu we Francji, a konkretnie w 1/8 finału w którym to odpadli w rzutach karnych z Argentyną (wcześniej czerwoną kartkę dostała przyszła gwiazda reprezentacji – David Beckham – po pamiętnym chamskim  kopnięciu Diego Simeone), Kolejne karne i kolejna loteria przytrafiła się Angliokom w półfinale podczas Mundialu w 1990 roku. Tym razem ulegli przyszłym mistrzom – Niemcom. Anglia odpadła też w pamiętnym boju z Argentyną, kiedy to Diego Maradona w pojedynkę pokonał Anglię, najpierw strzelając niesprawiedliwą bramkę ręką, potem zaś pamiętnego gola po rajdzie  z piłką przez pół boiska,  do tego mijając jak tyczki angielskich piłkarzy łącznie z bramkarzem Shiltonem.

Obecnie Anglikom nie wiedzie się wcale lepiej. Nie dość, że przegrali ostatnio prestiżowy mecz na Łużnikach z Rosją 2:1,  prowadząc po pierwszej połowie 0:1, to jeszcze na dodatek tylko cud może dać im awans do finałów Mistrzostw Europy, w których  nigdy niczym się nie wyróżnili, nawet gdy ta impreza była u nich. Angielscy dziennikarze już zwalniają trenera McLarena, wieszając na nim psy.Tradycyjnie już szukają jego następcy. Zrobiono już nawet listę kandydatów na której znalazł się nawet sam… Leo Beenhakker.

Jednak największe szanse mają Jurgen Klinsmann i Jose Mourinho, choć obaj ucinają spekulacje. Zwłaszcza Portugalczyk, który uciął już spekulacje obwieszczając, że przez najbliższe miesiące zamierza uczyć się języków: włoskiego i niemieckiego, czym dał dziennikarzom do zrozumienia, że teraz czas na ligę włoską lub niemiecką. Jednak co niektórzy angielscy dziennikarze są niemal pewni, że Mourinho skusi się na duży kontrakt z FA i zbawi angielski futbol i nie chodzi tu nawet o kluby piłkarskie, bo z nimi jest całkiem dobrze, ba nawet  bardzo dobrze, a liga – no cóż – to najbardziej dochodowa i najlepsza liga świata, podobnie jak Hiszpańska Primera Division, z którą jest doskonale.

Właściwie jakby dodać do tych dwóch lig włoską Serie A i niemiecką Bundesligę, to mamy do czynienia z hegemonami i to nie tylko europejskimi, ale i światowymi. Jednak z tymi dwiema ostatnimi ligami i reprezentacjami jest doskonale, ale jeśli chodzi o Hiszpanię, no to jest problem, ale nie chodzi o kluby, ligę czy całą otoczkę związaną z hiszpańską piłką. Problemy obu tych wielkich nacji są podobne w wielu kwestiach, ale też w tylu się różnią.

Największą katorgą dla wielu Hiszpanów jest gra w reprezentacji tego kraju. Dziwne? Nie dla Hiszpanów. Owszem oni też chcą grać, ale nie w reprezentacji Hiszpanii, a w klubie. Skomplikowane? Nie tak bardzo… Np. rodowity Katalończyk razem z mlekiem matki wypija miłość do klubu ze swojego regionu, zazwyczaj kierując się rodzinnymi tradycjami. Jeśli jego pradziadek, dziadek i ojciec kibicują FC Barcelonie, to dziwne by było, gdyby on kibicował Realowi Madryt. Od kiedy ten człowiek zapragnie zostać piłkarzem, marzy tylko o jednym – by zostać w przyszłości graczem Barcy lub reprezentacji Katalonii. Podobnie jest z Andaluzyjczykami, Galicyjczykami, Baskami itp.

Druga sprawa, że reprezentacja Hiszpanii oprócz Mistrzostwa Europy, które zdobyła jeszcze dawniej niż Anglia złoty medal Mistrzostw Świata nie zdobyła na Mundialu niczego. Raz była od razu po wojnie czwarta, potem nie przebrnęła już nigdy przez fazę ćwierćfinałową.

Czemu tak się dzieje z reprezentacją Hiszpanii  i Anglii? Według wielu znawców dużym czynnikiem mogą być właśnie rozgrywki ligowe, a zarazem lokalne rozgrywki pucharowe, Europejskie Puchary, dochodzą do tego sparingi, mecze reprezentacji (kwalifikacje, turnieje, mecze towarzyskie itp. czyli tzw. wirus FIFA). W tych dwóch krajach jest zasada, że każde trofeum jest ważne na koniec sezonu… Chodzi tu przede wszystkim o Ligę Mistrzów, Mistrzostwo kraju, Puchar UEFA, Puchar kraju, Superpuchar Europy, Superpuchar Kraju, Puchar Interkontynentalny, Puchar Intertoto… na Boga w tych krajach każdy mecz jest ważny nawet towarzyski, przecież chodzi o prestiż i o kontrakty: klubowe, reklamowe, telewizyjne itp. Dochodzi do tego, że piłkarz gra w sezonie ponad 100 meczów – to nieludzkie!

Gdy popatrzymy na statystyki indywidualne zawodników dochodzimy do wniosku, że śmierć piłkarzy na boisku, m.in Marca Viviena Foe’a, Fehera czy ostatnio Puerty nie jest przypadkowa. Czemu te kraje nie dostosują się bardziej do Włochów, czy Niemców którzy mają podobne, a nawet lepsze wyniki od nich? Włochy są aktualnymi Mistrzami Świata, AC Milan jest zdobywcą Ligi Mistrzów i Superpucharu Europy. Dowodem jest tutaj postawa Anglii na ostatnim mundialu, przede wszystkim w ostatnim meczu kiedy zawiedli najlepsi piłkarze angielscy, wyglądało to tak jakby im sił brakło…

O Hiszpanii się nawet nie wypowiadam, bo jak zwykle zawiedli,  choć byli już tradycyjnie niesamowici w eliminacjach do turnieju i fazie grupowej.  Uwaga!!! W pierwszym meczu pokonali 4:0 Ukrainę – drużynę, która zaszła dalej, bo do ćwierćfinału tego turnieju, a Hiszpania – no cóż – po raz kolejny grała jak nigdy, a odpadła jak zawsze… Zupełnie inną sprawą jest szaleństwo na punkcie piłkarzy w tych krajach, gdyż potocznie panuje tam choroba o nazwie „gwiazdorstwo”.

Piłkarze zachowują się tam jak święte krowy. Milionowe kontrakty w klubach takich jak Manchester United, Real Madryt, FC Barcelona, Chelsea Londyn, FC Liverpool czy Arsenal Londyn przewracają w głowie co niektórym piłkarzom, nawet tym najrozsądniejszym. Taki Frank Lampard ostatnio stwierdził, że dla niego najważniejsza jest dobra gra w klubie, a nie w reprezentacji, powiedział bardziej dosłownie „Anglia mnie nie interesuje”. Szkoda tych krajów choćby ze względu na fantastycznych kibiców, bo którzy kibice jak nie angielscy robią tak znakomitą atmosferę, jak podczas meczów Premiership i nie tylko.

Ostatnio trener Juventusu – Claudio Ranieri – publicznie nie potrafił stwierdzić czemu te dwa znakomite piłkarsko kraje mają tak znikome sukcesy reprezentacyjne. Powiedział również, że chciałby kiedyś w przyszłości poprowadzić obie kadry i doprowadzić do wielkich sukcesów. No cóź, wielu miało takie marzenia na przestrzeni ostatnich lat: Sven Goran Eriksson (wielkie sukcesy klubowe, nic poza tym), Kevin Keegan (przeciętnie), Glen Hoddle (bez komentarza), Bobby Robson (za jego kadencji Anglia grała pięknie, ale nie na tyle by coś osiągnąć) nie zdołali zbawić Lwów Albionu, natomiast Hiszpanie jeśli chodzi o trenerów reprezentacji nawet się nie wybili, no może poza Inaki Saezem i Jose Camacho.

Czy Mourinho pomoże? Najpierw niech się zgodzi…

Komentarze
Paweł Szwarc (gość) - 16 lat temu

Autor: Paweł Szwarc

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze