Najlepsi ekstraklasowicze w barwach naszych eliminacyjnych rywali


Kto z przedstawicieli naszych rywali w eliminacjach do Euro 2020 przewinął się przez Ekstraklasę?

6 grudnia 2018 Najlepsi ekstraklasowicze w barwach naszych eliminacyjnych rywali

Przez Ekstraklasę przewinęło się wielu graczy z różnych państw. Jednym szło lepiej, drugim dużo gorzej. Tak się składa, że przynajmniej jednego reprezentanta miał każdy z naszych rywali eliminacyjnych w walce o Euro 2020.


Udostępnij na Udostępnij na

Każdego z wymienionych dziś w naszej lidze już nie ma, kariera jednych po odejściu z niej przebiegała lepiej, innym gorzej, ale w Ekstraklasie szło im zazwyczaj fenomenalnie. Wybór nie był łatwy, ale starałem się być obiektywny.

Kevin Friesenbichler (Austria)

Austriak w Ekstraklasie spędził tylko sezon. W 2014 roku trafił do mającej mocarstwowe plany i budującej się na silny klub Lechii Gdańsk. Nie zrobił w naszej lidze jednak były junior Austrii Wiedeń i Bayernu Monachium zawrotnej kariery. Miał bowiem pecha, albowiem w Lechii wówczas podstawowym napastnikiem był Antonio Mirko Colak. Przez to Austriak rozegrał w naszej lidze raptem 17 spotkań, pięciokrotnie trafił w nich do siatki. Najlepsze wrażenie robił za czasów zimowej przerwy, gdy w świetnym stylu radził sobie w sparingach. W lidze jednak nadal przegrywał z Colakiem. Po odejściu z Lechii trafił do Austrii Wiedeń. Spędza tam już czwarty sezon, jest zawodnikiem regularnie grającym, ale nie robi wielkiego wrażenia. Trzeba jednak przyznać, że obecna Austria to cień dawnego hegemona. W obecnym sezonie Friesenbichler rozegrał 12 spotkań ligowych i dwukrotnie trafił do siatki. Jego najlepszym sezonem w Wiedniu był poprzedni, gdy strzelił osiem ligowych bramek.

Maor Melikson (Izrael)

34-latek był swego czasu najlepszą „dziesiątką” ligi i gwiazdą Wisły Kraków, a ze względu na polskie korzenie w pewnym momencie pojawiła się nawet opcja jego występów w reprezentacji Polski. Do Wisły trafiał z Hapoelu Beer Szewa i z początku był sporą zagadką. Wielu dziwiło się nawet, że walcząca o tytuł drużyna sięga po piłkarza z ligi, z której Polakom kojarzyło się głównie to, że w przeszłości grali tam Łukasz Surma i Andrzej Kubica. Tymczasem w trakcie swojej przygody z naszą ligą Meliksson, choć nie strzelał wielu goli, często asystował i czarował swoją grą. Przerastał tę ligę o głowę, zachwycał, kibice Wisły go uwielbiali i na następnego takiego pomocnika musieli czekać aż do ery Semira Stilicia. Po odejściu z naszej ligi jednakże Meliksson przepadł. W Valenciennes grał sporo, ale niestety nie trzymał wysokiego poziomu i po półtora roku we Francji wrócił do rodzinnego kraju. Od czterech lat regularnie występuje w barwach Hapoelu Beer Szewa, rozegrał ponad 20 spotkań w reprezentacji Izraela, a w Krakowie do dziś jest wspominany ze sporą dozą rozrzewnienia. Transfer Meliksona zapoczątkował również krótką modę na Izraelczyków w Ekstraklasie, dzięki której do naszej ligi trafili tacy gracze, jak: Dudu Biton, Liran Cohen, Aviram Baruchyan czy Moshe Ohayon.

Andraż Kirm (Słowenia)

Za czasów Meliksona na skrzydle Wisły występował jego równolatek ze Słowenii – Andraż Kirm. Grał on w Wiśle przez trzy sezony w latach 2009-2012, a z krakowskiego klubu pojechał nawet na mistrzostwa świata do RPA. Transfer do Wisły latem 2009 roku był sporym wydarzeniem, oto bowiem mistrza Polski wzmacniał reprezentant Słowenii, uznany na tamtejszym rynku. Jego głównym zadaniem było zająć miejsce na skrzydle, gdzie jeszcze niedawno dzielił i rządził Marek Zieńczuk. Trzeba przyznać, że zadanie to wyszło Kirmowi bardzo dobrze. Gdy miał swój dzień, był nie do zatrzymania. Jego najlepszym sezonem w Polsce był ostatni mistrzowski sezon Wisły – 2010/2011, gdy walnie przyczynił się do tytułu, zdobywając dziewięć bramek. Po niezłym sezonie 2011/2012 na starcie kolejnych rozgrywek opuścił Wisłę na rzecz FC Groningen i trzeba przyznać, że po odejściu z Polski poradził sobie całkiem nieźle. Był podstawowym piłkarzem zarówno FC Groningen, jak i Omonii Lefkossias. Przed dwoma laty wrócił do ojczyzny, gdzie obecnie reprezentuje NK Domżale. W tym sezonie jest podstawowym piłkarzem tego zespołu. W swojej karierze rozegrał 71 spotkań dla reprezentacji Słowenii.

Filip Ivanovski (Macedonia)

W Polsce spędził 3,5 roku. Reprezentował dwa kluby – Groclin Dyskobolię Grodzisk Wielkopolski i po przejęciu licencji Groclina przez Polonię Warszawa właśnie „Czarne Koszule”. W Grodzisku stworzył niezły duet napastników z Adrianem Sikorą, będąc jednak jego drugim elementem. Najlepszym jego sezonem w Polsce były rozgrywki 2008/2009, gdy w barwach Polonii huknął 11 bramek w lidze. Walnie przyczynił się do awansu warszawian do europejskich pucharów. W kolejnych rozgrywkach grał znacznie mniej, a po olbrzymiej rewolucji kadrowej przed sezonem 2010/2011 odszedł z klubu. Z początku reprezentował cypryjski Ethnikos Achnas, ale najlepszy czas przeżył sezon później w barwach Vardara Skopje, sięgając po mistrzostwo Macedonii i zdobywając koronę króla strzelców. Grał tak dobrze, że trafił do FK Astana, w której był jednak tylko rezerwowym, i po roku wrócił do Macedonii. Obecnie gra w barwach FK Belasica Geras Cunev Strumica. Muszę przyznać, że wybierając przedstawiciela Macedonii do tego tekstu, sporo się wahałem. Sukcesy w naszej lidze odnosili bowiem też chociażby Goran Popov, Pance Kumbev czy Vlade Lazarevski. Ostatecznie postawiłem na Ivanovskiego, ponieważ jego występy w Polsce najbardziej zapadły mi w pamięci.

Wikipedia.org

Artjoms Rudnevs (Łotwa)

Przychodził do Polski jako wyróżniający się piłkarz ligi węgierskiej i praktycznie od razu stał się wyróżniającym graczem ligi polskiej. Z jego pierwszego sezonu przy Bułgarskiej najlepiej jednak pamiętamy wspaniały remis 3:3 z Juventusem, gdy Rudnevs ustrzelił hat-tricka, rozbijając obronę „Juve”. Najlepszy czas w Polsce przeżył jednak w kolejnym sezonie. Łotysz szybko zaczął strzelać i zdobył koronę króla strzelców, zdobywając dla „Kolejorza” 22 bramki. Już zimą było pewne, że nie zostanie w Poznaniu, pojawiła się bowiem fenomenalna okazja do zarobienia na zawodniku. Trafił do Bundesligi, a konkretnie do Hamburger SV, gdzie w pierwszym sezonie było naprawdę bardzo dobrze. Na Łotwie zaczęło się mówić, że oto pojawił się nowy Verpakovskis. Potem jednak było tylko gorzej, odszedł na półroczne wypożyczenie do Hannoveru, a nawet przez pół roku był graczem rezerw. W pewnym momencie praktycznie co okienko zaczęło się mówić o tym, że łotewski napastnik może wrócić do Lecha. Ostatecznie nie trafił jednak do Lecha, a do FC Koeln. Przed nieco ponad rokiem podjął nagłą i zaskakującą decyzję o zakończeniu kariery przez wzgląd na chorą żonę. Szkoda, Rudnevs ma bowiem raptem 30 lat i jeszcze przez kilka sezonów mógłby pograć na dość niezłym poziomie. Wiadomo jednak, że są sytuacje, gdy rodzina musi wejść na pierwszy plan.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze