Najgorsze mistrzostwa w historii


18 kwietnia 2007 roku całą Polskę ogarnęła euforia. Wtedy to prezydent Europejskiej Unii Piłkarskiej (UEFA) Michel Platini na kongresie mającym wyłonić gospodarza XIV Finałów Mistrzostw Europy wyciągnął z koperty kartkę z napisem „Polska/Ukraina”. Nad Wisłą radości nie było końca. Wraz z przyjaciółmi z Ukrainy planowaliśmy zorganizować wspaniały turniej. Jednak z perspektywy czasu decyzję UEFA należy ocenić jako jedną z najgorszych, jeżeli nie najgorszą, w historii.


Udostępnij na Udostępnij na

Polska i Ukraina w wyścigu o Euro 2012 nie zaliczały się do faworytów. O wiele wyżej stawiano kandydaturę włoską oraz wspólną chęć organizacji przez Chorwację i Węgry. To właśnie ta ostatnia wydawała się najbardziej prawdopodobna. Powód? Tym dwóm krajom nie można było zarzucić żadnych poważniejszych wykroczeń piłkarskich. Jedną rzeczą, do której można było się przyczepić, okazało się odpalanie rac na stadionach podczas meczów. Natomiast Polska i Włochy znajdowały się w cieniu afer korupcyjnych, które na Półwyspie Apenińskim rozpętał Luciano Moggi, a u nas „Fryzjer”. Los jednak chciał, że Węgrzy i Chorwaci nie uzyskali ani jednego głosu. Z dwunastu delegatów aż ośmiu poparło nas. Bardzo cieszył się z tego prezydent UEFA Michel Platini, znany z chęci umożliwiania piłkarskiego rozwoju słabszym pod tym względem krajom. Pierwsze mistrzostwa Europy na Wschodzie miały być swego rodzaju wyciągnięciem ręki ku państwom byłego bloku wschodniego.

Po ogłoszeniu wyników nad Odrą i Dnieprem radości nie było końca. W myśl powiedzenia: „Polak potrafi”, mieliśmy razem z braćmi z Ukrainy zorganizować wspaniałe mistrzostwa. Mówiło się nawet o zmianie zasad obowiązujących na naszym turnieju polegających na zwiększeniu ilości drużyn w nim uczestniczących z 16 do 24. Czas mija, do Euro coraz bliżej, a UEFA nie ma planu awaryjnego dotyczącego decyzji z 18 kwietnia 2007 roku. Szkoda, bo zarówno my, jak i nasi wschodni sąsiedzi, coraz bardziej udowadniamy, że nie jesteśmy w stanie spłacić udzielonego nam kredytu zaufania.

Wspólnie z Ukrainą

Im mniej czasu pozostało do meczu otwarcia Euro 2012, tym coraz mniej wydaje mi się prawdopodobne, że odbędzie się on w Warszawie. Prace nad budową stadionu narodowego posuwają się bardzo wolno i tak na dobrą sprawę nie wiadomo, czy zostaną one zakończone w wyznaczonym przez UEFA terminie. Spotkanie może się tam również nie odbyć ze względu na to, że to nie my okażemy się gospodarzami tego turnieju. Po ogłoszeniu decyzji upoważniającej nas do organizacji tak wielkiej imprezy piłkarskiej pojawiły się rozdawane na lewo i prawo obietnice. Mieliśmy zbudować piękne stadiony, wysokiej klasy hotele, profesjonalne bazy treningowe, lotniska, drogi – obiekty, bez których tak duże przedsięwzięcie jest niemożliwe do realizacji. Miało to być także dodatkowym bodźcem do popchnięcia naszych obu krajów ku rozwojowi. Mistrzostwa przecież będą trwały około trzech tygodni, a wszystko, co przygotujemy w tym celu, zostanie. A nie ulega wątpliwości, że drogi i autostrady oraz dobrze wyposażone lotniska są nam potrzebne. Ponadto wzrosłoby także zainteresowanie turystyczne naszym krajem. Cudzoziemcy chętniej przyjeżdżaliby do Polski, by podziwiać piękno danego miasta, a przy okazji zobaczyć stadion, na którym ich drużyna wzięła udział w pięknym spektaklu. Większość aren wybudowanych na mistrzostwa świata w Korei Południowej jest obecnie zabytkami, a mieszkańcy tego kraju zarobili na mundialu miliardy, jeżeli nie dziesiątki miliardów wonów. A jak się przedstawia sytuacja nad Wisłą i Dnieprem?

Obcokrajowcy podążający naszymi dziurawymi drogami są zapewne załamani. W budżecie wciąż brakuje pieniędzy na ich łatanie. A gdzie są autostrady? Jak ich nie było, tak nie ma. Pozostały jedynie puste obietnice rządzących. Lotniska też nie wyglądają za ciekawie. Nie dość, że przetargi się przeciągają, to dodatkowo prace posuwają się bardzo wolno. O stadionach lepiej nie wspominać. Miejsca, gdzie one są, a wystarczy je tylko wyremontować, odrzucono. Kandydatury Krakowa i Chorzowa przebiły: Gdańsk (brak takiego obiektu), Wrocław (również) i Warszawa, gdzie zdecydowano się na wydanie dodatkowych pieniędzy na stadion narodowy, zamiast dołożyć do remontu tego leżącego przy Łazienkowskiej. Wyeliminowanie Chorzowa, gdzie reprezentacja Polski rozgrywała swoje najlepsze mecze, i Krakowa, w który Bogusław Cupiał od lat inwestuje, wydaje mi się całkowicie niezrozumiałe. Poza tym – jakiego zaangażowania w tak wielkie przedsięwzięcie oczekujemy od polskiego rządu, a zwłaszcza od premiera, który bardziej niż nad uniknięciem kompromitacji w oczach UEFA zastanawia się nad tym, jak zostać prezydentem?

My nie mamy się jednak czego obawiać, bo to nie my jesteśmy problemem, lecz Ukraina. Tam sytuacja ma się jeszcze gorzej. Drogi są jeszcze bardziej kiepskie od naszych. Prace nad stadionami w ogóle się nie posuwają . Absolutnie nie ma tam spełniających najwyższe standardy lotnisk, a to należy uznać za konieczność ze względu na znaczne odległości między miastami-organizatorami. Właśnie z tego powodu, pomimo pięknych stadionów, odrzucony został Dniepropietrowsk, a niepewna pozostaje kandydatura Doniecka. Sytuacja polityczna również nie wygląda za ciekawie. Przywódcy pomarańczowej rewolucji wzajemnie oskarżają się o zdradę jej ideałów, skupiając się na walce o władzę. Euro 2012 schodzi na dalszy plan. Stąd wynikają plotki o przesunięciu większości mistrzostw do Polski lub całkowitym przejęciu przez nas organizacji. Jednak Ukraina z Hryhorijem Surkisem raczej na taki wariant nie pozwoli. Jeżeli tak źle będzie się działo w naszych krajach, nasza ogromna szansa okaże się totalną klapą. Pytanie: czy zrobimy cokolwiek, by uniknąć kompromitacji?

Samodzielnie

Oczywiście, możemy coś zrobić, żeby uniknąć kompromitacji. Moglibyśmy na przykład pozbyć się Ukraińców. Wtedy tylko oni by się skompromitowali. A my? Na nas, niestety, spadłby obowiązek organizacji Euro 2012 w stu procentach. No cóż, nie mamy dróg, hoteli, baz treningowych i lotnisk. Ba, nie mamy nawet gdzie rozgrywać meczów. Kraków, gdzie stadion wystarczy wyremontować, został odrzucony. Chorzów, mogący być idealną areną samego finału turnieju, również nie znalazł uznania. W przypadku samodzielnej organizacji stałyby się jednak pełnoprawnymi miastami-organizatorami. Jednak sześć miast to trochę za mało. Przydałyby się jeszcze dwa. Co by wybrać? Może Łódź? Cóż, tam stadionu również nie ma i w długim czasie raczej nie będzie. Piękny obiekt natomiast jest usytuowany w Bydgoszczy. W końcu musiał on spełniać pewne standardy, żeby IAAF (Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych) zorganizowało tam mistrzostwa świata juniorów. Ale co z resztą? Współstolica kujawsko-pomorskiego nie dysponuje aż tak rozbudowanym zapleczem hotelarskim. Warto zauważyć, że kiedy juniorzy zjeżdżali na najważniejsze dla siebie zawody, zakwaterowano ich nie tylko w miejskich hotelach i bursach, ale także na polu campingowym nad Brdą oraz w okolicznych miejscowościach. Wydaje się, że to nie jest jednak najwyższy standard świadczenia usług, a za taki na pewno uzna to UEFA. Wobec tego warto się zastanowić, czy odrzucenie Ukraińców rzeczywiście wyjdzie nam na dobre i nie przejedziemy się na tym, jak Zabłocki na mydle.

Wspólnie z Niemcami

Jeżeli chcemy wyrolować sąsiadów ze Wschodu, wcale nie musimy kompromitować samych siebie. Możemy wybrać sobie takiego partnera, który okaże się pewny przy tego typu przedsięwzięciu. Dlaczego więc nie mielibyśmy zorganizować Euro 2012 z innym sąsiadem, na przykład z Niemcami? Przypomnijmy sobie, co się działo w RFN-ie pomiędzy 9 czerwca a 9 lipca 2006. Mistrzostwa świata w piłce nożnej. Jaki stąd wniosek? O naszych hipotetycznych partnerów nie musielibyśmy się obawiać. Przecież tam wszystko jest: drogi, lotniska, hotele, bazy treningowe. Moglibyśmy się podzielić turniejem pół na pół lub, ze względu na to, że to nas wybrali, dać im jakąś mniejszą część, a do naszych sześciu miast dorzucić Lipsk i Berlin. Moglibyśmy wszystkie drużyny ulokować tam, a do nas przyjeżdżałyby tylko na mecze. Problem tkwi jednak w tym, że większość obywateli naszego kraju raczej nie chce realizować tak dużego projektu z państwem zza Odry i Nysy Łużyckiej. Wciąż patrzymy na Niemców przez pryzmat II wojny światowej i widzimy w ich oczach tych, którzy czekają tylko na okazję, by zabrać nam całość. Jednak do gospodarzy ostatniego mundialu niechętnie odnosi się UEFA. W końcu to niezdrowe, by kolejna wielka impreza piłkarska odbywała się w kraju niemieckojęzycznym (mundial 2006 w Niemczech, Euro 2008 w Austrii i Szwajcarii). Poza tym, jak my wyjdziemy w oczach Michela Platiniego? Zmienianie partnera na takim etapie przygotowań jest przecież co najmniej niepoważne. Niestety, i ta droga prowadzi nas do kompromitacji.

Oddanie mistrzostw

Wielokrotnie powtarzam, że jeżeli nie umie się czegoś zrobić, lepiej w ogóle się tym nie zajmować. Czy można użyć tej sentencji w przypadku organizacji Euro 2012? Oczywiście, że tak. Co takiego czynimy, by realizacja tego projektu nie zakończyła się totalną klapą? Zdecydowanie za mało! Dróg nie ma, hotele nie spełniają standardów, stadiony budowane są bardzo wolno, a o lotniskach możemy jedynie pomarzyć. Wobec tego, czy nie warto zastanowić się nad dobrem turnieju i nie oddać go komuś, kto ma większe szanse i możliwości, by nie zawieść oczekiwań UEFA? Przecież Szkocja bardzo chętnie przejęłaby od nas mistrzostwa. Na nasze potknięcie również ochoczo czekają wyeliminowane w trakcie głosowania Włochy. Jeżeli nie Szkocja, Włochy i Niemcy, to może Hiszpania? Estadio Santiago Bernabeu będzie przecież gościło w 2010 roku finał elitarnej Ligi Mistrzów. Podejrzewam, że Florentino Perez (prezydent Realu Madryt – Ł.K.) nie miałby nic przeciwko, by obiekt ten stał się areną ostatecznego starcia najważniejszego turnieju na Starym Kontynencie. Szkoda tylko, że my nie będziemy mieli z takiej decyzji żadnej korzyści, a jedynie staniemy się pośmiewiskiem całej Europy.

Epilog

Euro 2012 zbliża się wielkimi krokami. Do jego rozpoczęcie zostało wbrew pozorom bardzo mało czasu. Musimy wreszcie wziąć się za siebie i zrobić wszystko, co możliwe, by odbyło się właśnie u nas – w Polsce i na Ukrainie. Niestety, działania zarówno jednego, jak i drugiego rządu zdają się świadczyć o tym, że ten turniej nie jest olbrzymią szansą, lecz niechętnym obowiązkiem. Jeżeli to się dalej tak potoczy, nasze mistrzostwa bardziej będą przypominały igrzyska olimpijskie w Atenach, gdzie na dzień przed ceremonią otwarcia wylewano asfalt, niż igrzyska olimpijskie w Pekinie, gdzie niemal wszystkie areny były gotowe do użytku na rok przed 8 sierpnia 2008 (data rozpoczęcia). Nie wyciągając z naszych błędów żadnych wniosków, doprowadzimy do tego, że zorganizujemy najgorszy turniej w historii piłki nożnej. Kto straci na tym najbardziej? Rosja, bo w ten sposób jej szanse na otrzymanie Euro w najbliższych latach zmniejszą się do zera, gdyż UEFA, zawiedziona naszym przykładem, drugi raz nie powierzy go przedstawicielowi byłego bloku wschodniego. Polska już nieraz pokazała, że specjalizuje się w organizacji małych imprez sportowych. Prawdziwym hitem dwukrotnie okazał się finałowy turniej bardzo prestiżowej w środowisku siatkarskim Ligi Światowej. Całkiem niedawno na naszych parkietach zakończyły się świetnie przygotowane mistrzostwa Europy koszykarzy, a obecnie trwa nad Wisłą turniej o tytuł najlepszej drużyny w siatkówce kobiet. Można do tego dorzucić futbolowe mistrzostwa Europy juniorów oraz turnieje Final Four siatkarskiej Ligi Mistrzów. Wszystkie one zakończyły się sukcesem. Wobec tego wypada zapytać, czy nie lepiej zająć się tym, co wychodzi nam dobrze, a nie porywać się z motyką na słońce?

Komentarze
~stahu (gość) - 16 lat temu

widac ze o euro masz pojecie jak ja o fizyce
kwantowej. wejdz sobie na forum budowy stadionow i
poczytaj sobie i po ogladaj zdjecia z budowy obiektow
a zobaczysz ze to co piszesz jest glupie i dziecinne.
a twoje informacje sa chyba z onetu... nie bierz sie
czlowieku za pisanie czegos o czym nie masz zielonego
pojecia!!!

~... (gość) - 16 lat temu

Prace nad stadionami może i poruszają sie w jakimś
tam tempie ale prace nad całą resztą czyli nad
hotelami, bazami treningowymi i autostradami stoją w
miejscu. Same stadiony nie wystarcza. Od czasu
przyznania nam mistrzostw czyli od połowy 2007 roku
prace nad główna bolączką naszego kraju, czyli nad
infastrukturą stoją w miejscu, drogi jak były
dziurawe tak są a mamy już prawie 2010 rok. Polska
porwała się z motyką na słońce i jeżeli nie zdąrzymy
z przygotowaniami to bedzie największy blamaż w
historii.

Najnowsze