Na trybunie: Dogonić najlepszych


Wyższości lig angielskiej i hiszpańskiej nad pozostałymi europejskimi rozgrywkami podważyć się nie da. Każdy chce jednak dogonić poziomem mocarzy. Francja, Niemcy czy Rosja pod względem gospodarczym czy sportowym w innych dyscyplinach niczym nie ustępują Anglii i Hiszpanii, a jednak nie mogą doścignąć tych krajów na piłkarskich boiskach. O takim stanie rzeczy, a także o prognozach „piłkarskiego wyścigu” na najbliższe lata, „Na trybunie” rozmawiają Tomasz Bejnarowicz, Łukasz Koszewski, Piotr Matuszak i Maciej Sypuła.


Udostępnij na Udostępnij na


P.M.: Jak historia wpłynęła na rozkład sił w piłkarskim świecie? Czy dawne dzieje mają znaczenie w dzisiejszej różnicy pomiędzy Anglią, Hiszpanią, Rosją, Niemcami czy Francją?

Ł.K.: Myślę, że historia miała bardzo duży wpływ na ukształtowanie się geografii piłkarskiej. Rosji zdecydowanie nie pomogło dojście do władzy komunistów. Spowodowało to pewną izolację futbolu rosyjskiego. Piłkarzy nie można było sprzedawać za granicę. Kto wie, jakimi gwiazdami byliby Ołeh Błochin czy Lew Jaszyn, gdyby u szczytu kariery mogli zagrać na Zachodzie.

M.S.: Na poziom futbolu we Francji niewątpliwie historia miała ogromny wpływ. Myślę, że może nawet największy, jeśli chodzi o Europę. Francja była jednym z krajów, który miał najwięcej kolonii rozrzuconych po całym świecie i do dziś nad Sekwaną zbierają owoce epoki kolonializmu. Bardzo wielu piłkarzy reprezentujących barwy „Les Bleues” pochodzi z krajów, które wchodziły kiedyś w skład „Imperium Francuskiego”. Najlepszym przykładem niech będzie Zinedine Zidane, wychowany we Francji, choć ma algierskie pochodzenie.

T.B.: Sport w Niemczech od dawna jest traktowany priorytetowo i nigdy nie brakowało środków finansowych na działalności klubów, związków sportowych. Sukcesy na arenie międzynarodowej (trzykrotnie mistrzostwo świata) w piłce nożnej tylko tę solidność potwierdziły. W XXI wieku reprezentacja Niemiec również świeciła sukcesy (II miejsce -2002, III-2006), choć Bundesliga w Europie nie jest jednak tak doceniana, jak być powinna. Ł.K.: Izolacja ligi rosyjskiej wpłynęła niekorzystnie na nią nie tylko dlatego, że obywatele ZSRR nie mogli grać za granicą, ale także gracze z Zachodu nie mogli zaprezentować się na Wschodzie. Dlatego teraz piłkarze rzadko decydują się na grę w Rosji. Nie jest to dla nich atrakcyjny kierunek, choć można tam otrzymać nie mniejsze pieniądze niż w Anglii czy Hiszpanii.

P.M.: Która z lig biorących udział w pogoni za Anglią i Hiszpanią ma największe aspiracje na przyciągnięcie stylem gry nowych kibiców, a tym samym sponsorów, którzy są przecież motorem napędowym piłkarskiego biznesu?

M.S.: Tym, co najbardziej przyciąga kibiców, czy to na stadiony, czy przed ekrany telewizorów, są mecze obfitujące w dużą ilość bramek. W ostatnich latach duża ilość goli jest wizytówką Ligue 1. Dość powiedzieć, że we Francji w pierwszych trzech kolejkach nowego sezonu padało prawie 30 bramek w każdej rundzie spotkań. Dodatkowo Francuzi znani są ze świetnych szkółek piłkarskich kształcących młode talenty (przykład chociażby słynnej szkółki w Rennes), a ofensywny futbol i dobre wyszkolenie techniczne jest tym, co kibice chcą oglądać. A jeśli są kibice, to pojawiają się też sponsorzy, którzy będą w piłkę inwestować.

T.B.: We Francji pada wiele bramek, ale to w Niemczech na stadiony piłkarskie przychodzi najwięcej kibiców. Signal Iduna Park – 72.100,Velins Arena – 61.673, Rhein Energie Stadion 49.200… mogę tak długo wyliczać imponujące liczby kibiców podczas spotkań Bundesligi. Taka popularność piłki nożnej ma wiele przyczyn, a są to w głównej mierze piękne stadiony, znani zawodnicy i ofensywny styl gry praktycznie wszystkich zespołów.

M.S.: Zgodzę się, że liczba kibiców na stadionach w Niemczech jest imponująca. Nie bez przyczyny wybrano ostatnio obiekt Borussii najlepszym stadionem świata. We Francji na meczach liczba kibiców jest jednak niższa tylko z jednej przyczyny, obiekty francuskie są mniejsze od tych niemieckich. Podczas spotkań Ligue 1 na trybunach próżno szukać pustych miejsc, niezależnie, czy gra Lyon, Bordeaux czy Le Mans. Trybuny we Francji zawsze są zapełnione do ostatniego miejsca.

Ł.K.: W Rosji niestety ani nie pada niesamowita ilość bramek, ani na stadionach (poza Moskwą, Sankt Petersburgiem i Kazaniem) nie pojawia się ogromna liczba widzów. Jednak Rosja przewyższa Francję i Niemcy pod względem finansowym. W tym kraju dużo do powiedzenia mają bogaci oligarchowie, którzy kupują sobie kluby i w nie inwestują. Pieniądze potrafią skusić i to bardzo, o czym po Euro 2004 przekonali się Portugalczycy. Skoro Zenit potrafił kupić z Dynama Danny’ego, który jest zawodnikiem więcej niż przeciętnym, za 30 milionów euro, to wolę nie wiedzieć, ile Gazprom dałby na przykład za Messiego.

T.B.: Pieniądze oczywiście są, ale trzeba przyznać, że 30 milionów to dużo za dużo za Danny’ego, choć osobiście nie dziwi mnie rozrzutność rosyjskich oligarchów. Danny jednak to gracz średniej klasy europejskiej, który raczej nie znalazłby miejsca w pierwszym składzie najlepszych drużyn Primera Divison czy Premier League i dlatego transfer wywołał tyle emocji.

M.S.: Niewątpliwie w Rosji w piłkę inwestuje się ogromne pieniądze, kto wie, może i największe w Europie. Uważam jednak, że futbol jest przede wszystkim dla kibiców, a tych, jak sam Łukasz przyznał, na trybunach więcej jest we Francji i Niemczech.

Ł.K.: Być może frekwencję na trybunach i zainteresowanie futbolem w największym kraju świata zwiększą imprezy międzynarodowe, o jakie stara się Rosja. Federacja piłkarska stara się o organizację Mistrzostw Europy 2016, a dwa lata wcześniej gospodarzem Zimowych Igrzysk Olimpijskich będzie Soczi.

P.M.: W ciągu ilu lat możemy spodziewać się rotacji na „piłkarskim szczycie”? I będziemy świadkami transferów najlepszych piłkarzy świata do Rosji, Niemiec czy Francji?

T.B.: Bundesliga wielkimi krokami zbliża się na piłkarski szczyt. Wielkim skokiem były na pewno transfery Francka Ribery’ego i Luci Toniego do Bayernu Monachium w 2007 roku. Może na niemieckich boiskach nie zobaczymy w najbliższym czasie Leo Messiego czy Cristiano Ronaldo, ale w kolejnych sezonach nie zabraknie zdolnych piłkarzy. Bundesliga jest coraz bardziej atrakcyjna dla kibiców, a spotkania takie jak VfL Wolfsburg – Hamburger SV zadziwiają pozytywnie poziomem.

Ł.K.: Wielcy piłkarze w Rosji długo nie zagrają. Choć kluby z tej części świata oferuję ogromne pieniądze, nie jest to wciąż atrakcyjny kierunek. Poza tym liga rosyjska jest bardzo specyficzna, ciężko jest się tam przebić i dostosować do stylu gry. Swoje robi też system wiosna-jesień czy bardzo ostry klimat. Choć, jeżeli kluby z Rosji stać będzie na regularne odnoszenie sukcesów, jak te CSKA Moskwa w 2005 czy Zenitu Sankt Petersburg trzy lata później lub większe, może gracze pokroju Cristiana Ronaldo czy Kaki spojrzą inaczej na tę ligę.

M.S.: Myślę, że jeszcze trochę wody w Sekwanie upłynie, nim Ligue 1 będzie mogła stanąć w szranki z Premiership czy Primera Division i nie przegrać na starcie. Na szczęście zauważam we Francji pewien pozytywny trend. Coraz więcej piłkarzy decyduje się zostać na francuskich boiskach, mimo intratnych ofert z Anglii czy Hiszpanii. Przykładem może być Stephane Mbia, którego kusił Manchester City i Everton. Podobnie wyglądała sytuacja z Marouanem Chamakhem, który został w Bordeaux, mimo oferty „Kanonierów”. Do Francji trafia też coraz więcej gwiazd światowego formatu, jak Fernando Morientes w Marsylii. Głównym problemem, jeśli chodzi o sprowadzenie do Ligue 1 najlepszych piłkarzy świata, są wciąż finanse, bo w tej kwestii Francuzi nie mogą rywalizować z najbogatszymi. Na szczęście poziom drużyn we francuskiej ekstraklasie się wyrównuje, a większa rywalizacja zawsze prowadzi do rozwoju. Być może wkrótce Francja będzie kierunkiem atrakcyjnym również dla tych najlepszych.

Jak nietrudno zauważyć, każda z lig próbująca dogonić Anglię i Hiszpanię pod względem piłkarskim ma swoje wady i zalety. Niemcy kuszą kibiców, a zarazem sponsorów, atrakcyjnymi obiektami sportowymi, Francja gra otwartą piłkę, a w Rosji w grę wchodzą ogromne pieniądze. I połączenie chyba właśnie tych wszystkich cech czyni z lig angielskiej i hiszpańskiej najlepsze.

W dyskusji udział wzięli: Piotr Matuszak (Primera Division), Tomasz Bejnarowicz (Bundesliga), Łukasz Koszewski (Premier Liga) i Maciej Sypuła (Ligue 1).

Komentarze
~Heniek (gość) - 15 lat temu

Uważam, że przegonienie Premiership i La Liga jest
niemożliwe. To jest tak, jak Tour de Pologne nigdy
nie będzie jak Tour de France ani Warszawa nigdy nie
będzie Paryżem.

Odpowiedz
aztecs (gość) - 15 lat temu

a co z serie A? pominieta zupelnie w tej rozmowie...

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze