Można się rozejść – Juventus oficjalnie mistrzem


„Bianconeri” zapewnili sobie tytuł pięć kolejek przed końcem sezonu. W Italii nie ma mocnych na ekipę Massimiliano Allegrego

20 kwietnia 2019 Można się rozejść – Juventus oficjalnie mistrzem

Rok temu zabawa trwała nieco dłużej. Juventus musiał poczekać z otwieraniem szampanów do przedostatniej kolejki, w której bezbramkowo zremisował z AS Roma, zapewniając sobie tym samym siódme z rzędu mistrzostwo. W kampanii 2018/2019 drużyna ze stolicy Piemontu zdystansowała jednak resztę stawki, przypieczętowując zdobycie tytułu pięć kolejek przed końcem ligowych zmagań.


Udostępnij na Udostępnij na

Zastanówmy się jednak, czy ten sezon mógł wyglądać inaczej. Skoro Juventus wygrał siedem ostatnich edycji Serie A, zaś przed rozpoczęciem obecnego pozyskał Cristiano Ronaldo, trudno było spodziewać się, że którakolwiek drużyna zaliczana do peletonu będzie w stanie nagle złamać hegemonię turyńczyków. W drodze do mistrzostwa podopieczni Massimiliano Allegrego wygrali 28 meczów, trzy zremisowali i przegrali tylko dwa – z Genoą w 28. serii gier i ze SPAL w 32.

Tracą najmniej…

Ile to już razy słyszeliśmy, że turnieje czy mistrzostwa zdobywa się solidną defensywą? Ten wyświechtany frazes nabiera szczególnego znaczenia we Włoszech, które przecież wydały na świat wielu znakomitych obrońców. Dobra gra z tyłu to zresztą do dziś specjalność ekip z Półwyspu Apenińskiego, a w szczególności Juventusu Turyn. O parze Bonucci – Chiellini Jose Mourinho mówił, że mogliby wykładać defensywę na Harvardzie, a słowa tego menedżera znaczą bardzo wiele.

Przejdźmy jednak do konkretnych danych: Juventus stracił w 33 meczach zaledwie 23 gole. Drugi w tym zestawieniu Inter jest o cztery bramki gorszy. Bonucci, Chiellini i Barzagli wsparci Ruganim, Canem, Cancelo, De Sciglio, Aleksem Sandro czy Leonardo Spinazzolą w większości spotkań stanowili prawdziwy monolit. Połączenie starej szkoły calcio z młodą generacją nowoczesnych bocznych obrońców zadziałało chyba nawet lepiej, niż się tego spodziewano.

Mówiąc o tej mieszance, mamy na myśli przede wszystkim umiejscowienie w składzie zarówno Chielliniego, jak i Cancelo. Włoch i Portugalczyk symbolizują ogromną przemianę, która dokonuje się wśród obrońców. Grający w staromodny sposób Giorgio (przejmij, odepchnij, wykop) i biegający kilkanaście metrów od niego Joao, który jest modelowym przykładem dzisiejszego skrajnego defensora (szybki, dryblujący, strzelający gole), to obrazek niezwykle znamienny. Któż inny, jeśli nie Massimiliano Allegri, mógłby tak doskonale poskładać wszystko w całość, aby finalnie stworzyć kapitalną drużynę?

…strzelają najwięcej

Juventus momentami przypomina grające na konsoli dziecko, które nie chcąc przegrywać, celowo wybrało zbyt niski poziom trudności. Wtedy jego drużyna na pewno straci najmniej goli, a sama strzeli najwięcej. Tak właśnie wyglądają statystyki turyńczyków. W 33 spotkaniach wbili rywalom aż 67 goli – oczywiście najwięcej w lidze.

Autorem 19 trafień jest Cristiano Ronaldo, najskuteczniejszy zawodnik w zespole. Drugi w klasyfikacji Mario Mandzukić może pochwalić się znacznie skromniejszym dorobkiem, na który złożyło się osiem goli. Sześć bramek zanotował natomiast Moise Kean, o jedną mniej Paulo Dybala.

Warto wspomnieć, że na listę strzelców wpisało się łącznie 17 graczy Juventusu. Obrazuje to głębie składu, jakim dysponuje Allegri. Właściwie każdy piłkarz w czarno-białym trykocie stanowi potencjalne zagrożenie dla rywala. Bramki potrafią strzelać zarówno napastnicy, jak i środkowi obrońcy. Juventus to doskonale naoliwiona maszyna, która w razie kłopotów zmienia kształt i pomimo trudności pokonuje przeciwnika.

Mentalność zwycięzców

Wygrywać trzeba umieć. Wcale nie chodzi nam o umiejętności wyłącznie sportowe (choć bez nich rzecz jasna się nie obejdzie), ale przede wszystkim o odpowiednią mentalność, dzięki której Juventus nigdy nie traci wiary w to, że jest najlepszy. Na najwyższym poziomie to właśnie psychika jest tą subtelną różnicą, która odgradza piłkarzy wybitnych od tych bardzo dobrych. W Turynie już od lat pielęgnuje się niepowtarzalną mentalność zwycięzców, o której mówił za czasów zawodniczych Zbigniew Boniek, a która przetrwała aż do dziś i obecnie wspomina o niej Wojciech Szczęsny.

Przypomnijmy sobie chociażby pierwszą kolejkę obecnego sezonu, w której Juventus mierzył się na wyjeździe z Chievo. Mistrzowie Włoch przegrywali 1:2 od 56. minuty. Bardzo niekomfortowa sytuacja, zważywszy na fakt, że na ten mecz patrzył cały świat ze względu na debiut Ronaldo w lidze włoskiej. Juventus po raz kolejny dowiódł, że jest wyjątkowym klubem. Starcie zakończyło się zwycięstwem „Bianconerich” 3:2, a bramkę na wagę triumfu strzelił w 93. minucie Federico Bernardeschi.

Przykład nieco świeższy – 21. seria gier i potyczka „Juve” z Lazio. Turyńczykom szło w tym spotkaniu jak po grudzie, a apogeum ich indolencji nastąpiło w 59. minucie, kiedy Emre Can skierował piłkę do siatki Wojciecha Szczęsnego. Na pół godziny przed końcem spotkania Juventus był więc w krytycznej sytuacji – aby zdobyć komplet punktów, potrzebował dwóch goli . Znów jednak podołał temu zadaniu, które jawiło się jako piłkarskie mission impossible. Joao Cancelo w 74. i Cristiano Ronaldo w 88. minucie rozstrzygnęli kwestię zwycięstwa.

Na przestrzeni ostatnich lat takich sytuacji można by przytaczać w nieskończoność. Za sprawą wspomnianych spotkań Juventus buduje swoją legendę, sprawia, że wszyscy ligowi rywale czują przed nim jeszcze większy respekt. Mecz na Alianz Stadium jest dla zdecydowanej większości drużyn jak wizyta u dentysty – przykry obowiązek, który trzeba spełnić raz na rok.

On, „CR7”

Prawdopodobnie nigdy nie znajdziemy odpowiedzi na pytanie, który z nich jest lepszy – Messi czy Ronaldo. Obaj są piłkarzami wybitnymi, obaj mają swoich wyznawców i przeciwników. Fakt jest jednak taki, że jeżeli ma się któregoś z nich w składzie, sportowa wartość całej drużyny rośnie niczym Peter Crouch w dzieciństwie. Portugalczyk zaraża szatnie swoim profesjonalizmem, obsesją doskonałości. Choć osiągnął w futbolu niemal wszystko, stawia się na treningach jako pierwszy i opuszcza je jako ostatni.

Zawodnicy „Juve” zgodnie przyznają, że Ronaldo wpływa na rozwój każdego z nich. Jeden z największych beneficjentów transferu Portugalczyka do Turynu to Federico Bernardeschi, który jest wręcz wpatrzony w gwiazdę zespołu. Dzięki wspólnym treningom włoski skrzydłowy znacznie poprawił technikę strzału, doszlifował także wykonywanie rzutów wolnych.

Ronaldo to jednak nie tylko umiejętności sportowe. Portugalczyk wniósł do szatni jeszcze większą dawkę mentalności zwycięzców, o której pisaliśmy powyżej. Dla Cristiano nie ma sytuacji bez wyjścia. Jeżeli drużynie nie idzie, to właśnie on krzyknie, zmotywuje, odda niesygnalizowany strzał, który pobudzi kibiców. Historia o tym, jak przez tydzień opowiadał wszystkim znajomym, że w rewanżu z Atletico strzeli hat-tricka, obiegła już cały świat. Ta anegdota pokazuje, jak wiele dla Juventusu znaczy Portugalczyk. Wpisuje się w piękną dewizę klubu – fino alla fine.

Nic dziewięć razy się nie zdarza?

Kiedy ósmy tytuł dla Juventusu stał się faktem, można powoli myśleć o kolejnym sezonie. Czy będzie on równie udany jak ten, który właśnie dobiega końca? Trudno spodziewać się, że nagle grupa pościgowa z Napoli na czele zniweluje dystans do turyńczyków. Przepaść pomiędzy liderem a peletonem staje się coraz większa. Mamy tutaj na myśli zarówno finanse, infrastrukturę, jak i potencjał sportowy.

Wydaje się, że dopóki w zespole ze stolicy Piemontu obowiązywać będzie żelazna dyscyplina i nie dojdzie do ogólnego rozluźnienia, to kibice „Bianconerich” nie mają powodów, aby martwić się o kolejne tytuły mistrzowskie. Najgorsze bowiem, co mogłoby się przytrafić turyńczykom, to zlekceważenie rywali z krajowego podwórka.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze