Mój własny, dziennikarski 2007


Rok 2007 już za nami. Dla jednych był on udany bardziej, dla drugich mniej… Dla mnie okej. Przynajmniej pod względem zawodowym - dziesiątki artykułów o Widzewie, dziesiątki wywiadów z gwiazdami polskiej piłki. A poniżej moje, własne, dziennikarskie...


Udostępnij na Udostępnij na

Najsympatyczniejszy i najfajniejszy:

Łukasz Fabiański

Fabiańskiego nigdy nie lubiłem zbytnio – trochę był to taki chłopak na „pokaz”, zawsze było go dużo, kiedy grał w tej Legii. Potem było go jeszcze więcej, kiedy przechodził do Arsenalu Londyn. Od paru miesięcy uważałem, że wypowiedzi Wengera na temat wiary w umiejętności Łukasza, za wielką ściemę. I moje zdanie w tej kwestii się nie zmieniło, ale jeśli chodzi o „Fabiana” to jak najbardziej.

Kiedy w październiku polska kadra gościła w Łodzi, a brakowało w niej gwiazd, miałem dużą ochotę pogadać z Łukaszem. Podszedłem do wybiegającego na trening „Fabiana” i spytałem, czy możemy umówić się na wywiad w hotelu, gdzie przebywa reprezentacja. „- Tak, spoko, ale przepuść mnie pan na murawę” – rzucił sfrustrowany. Wywiad doszedł do skutku, wyszedł pomyślnie, a podczas rozmowy „face to face” zrozumiałem, dlaczego wszyscy dziennikarze lubią Fabiańskiego. Fajny, miły, sympatyczny chłopak, którego nie wypadało karcić niewygodnymi pytaniami. Po publikacji tej rozmowy w jednym z ogólnopolskich tygodników piłkarskich, dostałem maila od pewnego starszego dziennikarza ‘No ok, fajny, ale następnym razem bez takiego lizania po kut…e’. Łukasz, powodzenia!

Najmocniejszy we… łbie:

Tomasz Kuszczak

Ale miałem frajdę, kiedy w czerwcu największe gwiazdy polskiej piłki pojawiły się w Łodzi. Powód? Zjazd absolwentów klubu SMS Łódź. Był Radek Matusiak, Dawid Nowak, Paweł Abbott (z całą trójką rozmawiałem) i Tomek Kuszczak. No cóż, było widać, który z nich to bramkarz jednego z największych klubów świata. Szeroki w barach, wysoki, z żelem na włosach, w towarzystwie dwóch pięknych kobiet (znajome czy nie, i tak piękne). Wiedziałem, że nie będzie go łatwo nakłonić do rozmowy, więc posłałem w bój młodszego kolegę, który wrócił z pustymi rękoma. Podczas poczęstunku, który odbywał się na powietrzu, spróbowałem i ja. Raz, drugi i udało się. Już na starcie miałem niezły przypał. Usiadłem na ławce, która była połączona ze stołem i raptownie zaczęła się na mnie przewracać. Gdy już miałem lądować na plecach, a cały stół na mnie, potężną rękę wystawił Tomek i uratował mnie z opresji ;)

Po chwili usiedliśmy do rozmowy, dało się wyczuć tę pewność siebie i… niemrawy wzrok. Wiedziałem, że Kuszczak był po paru piwach, ale jakoś mówił z sensem. W trakcie rozmowy między wierszami rzucił: – Ale jak tylko skończę tego browara, to koniec wywiadu. Bo jeszcze bzdury zacznę gadać.

Najmocniejszy w… gębie:

Jan Tomaszewski

– Witam panie Janie, Piotr Tomasik z tej strony, chciałbym umówić się na wywiad – mówię przez telefon komórkowy i po ustaleniu detalów spotkania, natychmiast ładuję baterie do dyktafonu. Widzimy się w jednej z miejscowych kawiarni i rozmawiamy. Właściwie nic nie mówię, rzucam temat, a pan Tomaszewski każdą kwestię dokańcza za mnie. Dla dziennikarza – wyborny rozmówca.

Największy macho:

Tomasz Hajto & Tomasz Kłos

Chciałem dać tylko jednego, ale nie. Nie ma bata, nie da się! Zastanawiałem się nad tym, które słowa mnie bardziej rozbawiły:

Hajto głoszący mowę do zebranych tysięcy łódzkich dziennikarzy: – Schodząc do szatni, bezczelnie śmiał się do mnie. Kur**, czy ktoś może mi powiedzieć, co taki sędzia robił na boisku pierwszoligowym? Niech PZPN weźmie się w końcu za tą korupcję, a jeżeli nie potrafi, to niech wypier**** wszystkich polskich sędziów i zatrudnia arbitrów z Finlandii, Irlandii, Austrii i innych krajów.

a może moja rozmowa z Kłosem:

Tomasik: – Co się najbardziej zmieniło od pańskiego ostatniego pobytu w Łodzi?

Kłos: – Nową murawę mamy.

Zresztą Hajto z boiska schodził zawsze z głową pełną jasnego symbolu: „no chodźcie tu, k***a, pismaki, bo mam hita”. Rzucał bluzgami na prawo i na lewo, miał coś do powiedzenia, coś w swoim stylu, coś ostrego. Na treningi przyjeżdżał Chryslerem, wracał po meczu często z Tomkiem Kłosem. Wychodzili z szatni w garniturach, pełen lansik – skóra, fura, komóra…

Nieraz próbowałem z nimi rozmawiać po treningu. Kłos często odmawiał, Hajto rozmawiał ze mną, idąc (a jego krok to jak mój dwa), więc kończąc rozmowę byłem lekko zmęczony. Tomek tak szybko szedł… Jakby do kasyna spieszył…

„Najlepszy” tekst:

Mieczysław Sikora

Rozmawiałem z nim po meczu ŁKS – Korona Kielce, a przed derbami Łodzi.

Tomasik: – Publiczność w tym spotkaniu zbytnio wam nie pomoże, bo gracie na stadionie Widzewa, na którym atmosfera zawsze jest znakomita.

Sikora: – […]Nie ukrywam, że się izoluje od publiczności i to, że lecą stamtąd, za przeproszeniem, „k…y” i „ch..e”, nie sprawia mi żadnego problemu.

Komentarze
hops1989 (gość) - 16 lat temu

"Właściwie nic nie mówię, rzucam temat, a pan
Tomaszewski każdą kwestię dokańcza za mnie. " - to
akurat bardzo dziwne, ponieważ, kiedy ja rozmawiałem
z Janem Tomaszewskim musiałem bardzo często
odpowiadać na bardzo liczne pytania. Musiałem być
bardzo dobrze przygotowany do rozmowy. To był mój
najcięższy wywiad jaki miałem w całym życiu
przeprowadzić.

Odpowiedz
Piotr Tomasik (gość) - 16 lat temu

Dziwna sytuacja. Ja z reguły na spotkania z Jankiem
Tomaszewskim chodzę w ogóle nieprzygotowany, bez
żadnego pomysłu na rozmowę, idąc na żywioł. Kończy
się 25-minutowym wywiadem (który dzielę na dwie
części i jedną publikuję w prasie, drugą w
internecie). Ale uważam, że wiele zależy od klimatu
towarzyszącego rozmowie - ja z p. Tomaszewskim
spotykam się czasem w sobotnie południe w jednej z
łódzkiej kawiarni. Pełen luzik, wygoda na fotelu ;) i
rozmowa. Takie rzeczy też mają wpływ.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze