Minął dzień: Kluczowy dzień


Niedziela jest dla wielu ludzi bardzo ważna. Jest to dzień wolny od pracy, a jutro setki tysięcy młodych ludzi po wakacjach rozpocznie edukację. Jednak nie wszyscy mogli leniuchować, bo na wielu boiska świata, zawodnicy walczyli o cenne punkty dla swoich zespołów.


Udostępnij na Udostępnij na

Piłkarskie derby miast to wyjątkowe święto dla wszystkich kibiców. Najczęściej spotykają się dwie zwaśnione drużyny, które walczą o dominację na danym terenie. Zazwyczaj spotkania te są pasjonujące i pełne walki do ostatniej minuty. Coś na ten temat mogą powiedzieć kibice z Moskwy. Dzisiaj główny kandydat do końcowego triumfu Spartak podejmował wieloletniego mistrza CSKA. Mecz zakończyłby się 1:0, gdyby nie fenomenalne wejście nowego nabytku „wojskowych” Dawida Janczyka. Młody Polak w ostatnich minutach strzelił bramkę ratując tym samym cenny punkt. Była to już 3 bramka dla nowego klubu, wcześnie Dawid 2-krotnie pokonał bramkarza gości w meczu z FK Chimki. Miejmy nadzieję, że swoimi, dobrymi występami przekona do siebie trenera. Teoretycznie na występ w tym meczu miał Wojciech Kowalewski. Reprezentacyjny bramkarz szans na grę raczej nie miał i mieć nie będzie a to dlatego, że Wojtek stracił zaufanie trenera i od dłuższego czasu, mecze swojej drużyny ogląda z trybun.

Dobrzy na słabych

Tak można określić pierwszy mecz PGE Bełchatów po fatalnym występie w Pucharze UEFA. Wszyscy byli ciekawi czy drużyna prowadzona przez Oresta Lenczyka podniesie się i wygra dzisiejsze spotkanie ze słabą Odrą Wodzisław. Był to mecz w którym zarówno piłkarze jak i trener musieli udowodnić, że tamte spotkanie z Dnipro Dnipropietrowsk to był wypadek przy pracy. Gospodarze pewnie wygrali 3:1 a bramki strzelali Dawid Nowak w 34 minucie, Janusz Dziedzic w 52 minucie i Tomasz Jarzębowski w 85. Przeciwnicy, którzy zostali zdominowali przez PGE zdołali odpowiedzieć tylko jedną bramką i to z karnego, którego pewnie wykorzystał Jakub Grzegorzewski. W bramce gospodarzy nie było Piotr Lecha, który to spotkanie oglądał z trybun. Jak widać trener Lenczyk potrafi wyciągać wnioski a młody Sapela prezentował się o niebo lepiej niż starszy kolega. „Dla mnie mecz z Odrą był wielką niewiadomą. Mieliśmy niewiele czasu na przygotowanie do meczu z wodzisławianami. Duże słowa uznania dla piłkarzy, którzy zagrali w dzisiejszym meczu. Cieszę się, że teraz w rozgrywkach nastąpi dwutygodniowa przerwa”.

Wyczekiwane zwycięstwo

To był pojedynek mistrza z uczniem. W roli tego pierwszego wystąpił sir Alex Ferguson, tego drugiego zaś jego były zawodnik, ikona Manchesteru Roy Keene. Po zupełnie nieudanym początku kibice zaczęli się zastanawiać czy transfery opiewające na kwotę ponad 70 milionów euro były trafione. Chodź dzisiejsze spotkanie nie daje odpowiedzi na to pytanie to pierwsze 3 punkty w tym sezonie na pewno cieszą. W dzisiejszym spotkaniu od pierwszych minut zagrali Nani, Andersona, Hargreaves i Tevez. Jednak żaden z nich nie potrafił znaleźć recepty na pokonanie bramkarza rywali. Mecz był bardzo ciekawy choćby z tego względu, że Czerwone Diabły chciały udowodnić przed swoją publicznością, że dalej potrafią wygrywać. Jednak na pierwszą i jedyną bramkę fani musieli czekać do 70 minuty. Bramkarza gości pokonał powracający po kontuzji Luis Saha. Francuz udowodnił, że mimo wzmocnień i konkurencji w ataku dalej potrafi zdobywać cenne dla zespołu bramki.

Gonić lidera

Przed wielokrotnym mistrzem Polski, Wisłą Kraków stoi nie łatwe zadanie. Chcąc zdobyć utracony tytuł sprzed dwóch lat nie mogą stracić punktów z teoretycznie słabszymi rywalami. Na czele tabeli uplasowała się Legia, która ma komplet punktów i ani jednej bramki straconej. Wczoraj na zmodernizowanym stadionie przy ul. Reymonta lokalna Wisła zmierzyła się z Lechem Poznań. Goście mimo braku jakichkolwiek spektakularnych wzmocnień znani ze swojej waleczności mogli sprawić wiślakom niemiłą niespodziankę. Jednak, żeby tak się stało oprócz umiejętności potrzebowali szczęścia. Niestety dużo szczęścia mieli gospodarze. W 12 minucie po dalekim wykopie Mariusza Pawełka błąd obrony i bramkarza Lecha, Emiliana Dolhy sprawił, że Paweł Brożek zdobył pierwszą bramkę w tym spotkaniu. Słaby początek dla bramkarza był o tyle bolesny, że Rumun powrócił do Krakowa tylko broniąc barw innego zespołu. W 23 minucie Dolha miał okazję się zrehabilitować jednak z bliskiej odległości do bramki gości trafił Jean Paulista i było już 2:0. Jednak zaledwie dwie minuty później Rumun broniąc strzał Radosława Sobolewskiego tak niefortunnie uderzył piłkę, że ta wpadła wprost pod nogi Brożka i było już 3:0. Ale to nie koniec. Dolha zupełnie się pogrążył przy czwartej bramce kiedy z 17 metrów ponownie Paulista zdołał go przelobować. Trener Franciszek Smuda, który swego czasu również święcił sukcesy z Wisłą Kraków w przerwie spotkania postawił na drugiego bramkarza, Krzysztofa Kotorowskiego. Rezerwowy golkiper dał dobrą zmianę i Lech w drugiej połowie nie stracił żadnej bramki, a wręcz przeciwnie po bramce Jakuba Wilka z rzutu wolnego i samobójczym trafieniu Clebera mecz zakończył się i tak kompromitującym wynikiem 4:2 dla Wisły. „Byliśmy świadkami dobrego widowiska. Zaprezentowały się dwie drużyny grające ofensywną piłkę, a stadion był wypełniony po brzegi. Bardzo się cieszę, że znowu mieliśmy przebłyski gry takiej, jaką chcielibyśmy stale prezentować. Jestem zbudowany postawa Paulisty, tego jak się wprowadził do drużyny”. Tak więc powróciły stare, dobre czasy w których dominowały dwa, najbogatsze kluby w Polsce. Legia Warszawa i Wisła Kraków.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze