Mecz kolejki: Lech Poznań – Legia Warszawa 3:1


Obchodzący w minioną sobotę 32. urodziny Marcin Zając pogrążył Legię. W piłkarskim klasyku, skrzydłowy Lecha strzelił dwie bramki i miał asystę. Spotkanie cieszyło się ogromnym zainteresowaniem i odbywało się w atmosferze wielkiego piłkarskiego święta. Popularny Kolejorz ma już tylko 3 punkty straty do stołecznego klubu.


Udostępnij na Udostępnij na

W Poznaniu, Legia traktowana jest jako szczególny przeciwnik. Od lat stołeczny klub uznawany jest tutaj za największego rywala, a mecze przeciwko niemu cieszą się wielkim prestiżem. W innych częściach Polski, kibice naśmiewają się z poznaniaków, że po wygranej z Legią, wybaczyliby swoim ulubieńcom nawet spadek do drugiej ligi. Wielkopolscy fani nie zważając na prześmiewcze głosy, zawsze chętnie wracają w opowieściach do dawnych spotkań z warszawskim zespołem, z których sporo już przeszło do legendy.

Nic dziwnego, że spodziewano się dużego zainteresowania tym meczem, które i tak przerosło wszelkie oczekiwania. W Poznaniu wszystkie bilety rozeszły się w zaledwie kilka godzin na trzy tygodnie przed spotkaniem! Sporo kibiców stojących w kilkuset metrowych kolejkach, zmuszonych było powrócić do domów bez wejściówek. Wielu stałych bywalców stadionu przy ulicy Bułgarskiej musiało obejrzeć mecz w telewizji lub próbować zdobyć bilet u koników. Spotkanie cieszyło się także dużym zainteresowaniem wśród sympatyków Legii. Wykupiona przez kibiców gości pula biletów rozeszła się w jeden dzień, a sporo osób przyjechało z Warszawy bez kart wstępu, w nadziei, że jakoś dostaną się na stadion.

Już godzinę przed meczem wolne pozostawały tylko pojedyncze krzesełka. Jasne stało się, że pojedynek zobaczy ponad 26 000 tysięcy ludzi, znacznie więcej niż liczba miejsc na trybunach. Ścisk nikomu nie przeszkadzał, wśród widowni panowała pełna mobilizacja, aby jak najgłośniejszym dopingiem wspomóc swój zespół. Kto pojawił się na stadionie po raz pierwszy, mógł pomyśleć, że w grę wchodzi walka o mistrzostwo kraju, a nie udział w Pucharze Intertoto.

W czasie gdy kibice zajmowali ostatnie wolne miejsca, na płycie stadionu pojawili się młodzi piłkarze obu drużyn. Pojedynek chłopców z rocznika 1998, jedną bramką wygrali Lechici, których w nagrodę brawami i okrzykami „Kolejorz” nagrodziła publiczność. Dla młodych zawodników, zarówno z Poznania jak i Warszawy, krótki pokazowy mecz na głównej płycie przy niemal pełnych trybunach był wielką atrakcją i zachętą do kontynuowania sportowej przygody.

Punktualnie o 19:30 na murawie zjawili się długo oczekiwani bohaterowie meczu – piłkarze. Kibice Lecha witając swoich ulubieńców zaprezentowali efektowną, zajmującą aż trzy trybuny oprawę (na którą przeznaczyli 25 tysięcy złotych) i natychmiast rozpoczęli głośny doping. Będący w mniejszości fani przyjezdnych próbowali także wspomóc swoich graczy, ale tego dnia ciężko było przebić w dopingu licznych sympatyków Kolejorza.

Pierwszy szał radości przeszedł po trybunach już w 11. minucie. Kiedy to po asyście Piotra Reissa, z trudnej pozycji strzelił „hasający” na prawej flance Marcin Zając. Prawoskrzydłowy Lecha okazał się największym obok publiczności bohaterem spotkania. W 39. minucie Zając w bliźniaczo podobnej sytuacji strzelił swoją drugą bramkę, tym razem po asyście będącego w wysokiej formie Marcina Kikuta. Przy obu uderzeniach nie popisał się Łukasz Fabiański, który do tej pory był jednym z najsilniejszych punktów warszawskiej jedenastki. W drugiej połowie Zając pokazał się kolejny raz z dobrej strony, tym razem podając w tempo do Zbigniewa Zakrzewskiego, który bardzo precyzyjnym uderzeniem w długi róg pokonał bramkarza rywali. Wtedy stało się jasne, że trzy punkty zostaną w Poznaniu, więc radość kibiców nie miała końca.

Na pomeczowej konferencji, rzecznik prasowy klubu Joanna Dzios poinformowała, że bohater gospodarzy – Marcin Zając właśnie w sobotę skończył 32 lata. „Marcin od rana chodził spięty, bardzo chciał dziś zagrać. Po śniadaniu powiedziałem mu – Marcin będziesz grać dzisiaj, ale prezent musisz zrobić sobie sam” – mówił zadowolony z postawy Zająca, Franciszek Smuda.

Lech miał swojego bohatera, Legia mogła mieć ich co najmniej kilku. Drużyna gości przeważała przez większość cześć meczu, dominując w środkowej strefie boiska. Można była odnieść wrażenie, że to Legia gra u siebie, gdyż Lech czekał na swojej połowie, licząc głównie na skuteczne kontrataki. Podopieczni Jacka Zielińskiego wymieniali mnóstwo podań, co przekładało się na sporo sytuacji podbramkowych. O dużym pechu może mówić Miroslav Radović, który w pierwszej połowie uderzył piłkę w poprzeczkę. Podobny niefart miał Piotr Włodarczyk, który w sytuacji sam na sam z Kotorowskim uderzył w słupek. Jedyną bramkę udało się Legii zdobyć w 59 minucie, kiedy po dośrodkowaniu Piotra Bronowickiego, głową gola strzelił wspomniany wcześniej Włodarczyk. „Trudno mieć pretensje do zawodników po takim spotkaniu. Może z wyjątkiem pierwszych dziesięciu minut, nie oddaliśmy inicjatywy Lechowi. Przez kolejne 80 minut to my mieliśmy miażdżąca przewagę, ale niestety strzeliliśmy tylko jedną bramkę. A wygrywa ten co więcej strzela.” – mówił po spotkaniu Jacek Zieliński.

Po porażce Legia ma już tylko trzy punkty przewagi nad Lechem i Koroną. Pomiędzy tymi zespołami do końca toczyć się będzie walka o trzecie miejsce w tabeli, premiowane startem w Intertoto. Dla sympatyków Kolejorza występ w europejskich pucharach jest ważny, ale znacznie ważniejsze było sobotnie zwycięstwo nad Legią, które do późnych godzin nocnych fetowane było na ulicach w centrum Poznania.

Najnowsze