Żadne wielkie widowisko, bo chyba tylko tak można nazwać tegoroczne Derby Pomorza. Pogoń Szczecin wygrała 1:0 z Lechią Gdańsk i tym samym przerwała swą fatalną passę. Z kolei gdańszczanie nadal trwają w wielkim letargu i pomimo oddania wielu strzałów, przegrali swój piąty mecz z rzędu.
Spotkanie ważne dla obu drużyn, bo dla jednej z nich mógł być to krok do przełamania złej passy i powrotu na dobre tory. Nie ma się co oszukiwać, zespoły Michniewicza i von Heesena potrzebowały zwycięstwa jak tlenu. Faworyt? Trudno powiedzieć. Gdyby wziąć pod uwagę zdobycze punktowe i miejsce w tabeli to zdecydowanie można wskazać na Pogoń Szczecin, ale jeśli zwrócić uwagę na nazwiska i indywidualności to już chyba Lechia Gdańsk.
Kibice mogli mieć wrażenie, że z podobnym założeniem na murawę wybiegli „Portowcy”, którzy w pierwszej połowie nieco ustępowali ekipie gości. Pogoń wyglądała na lekko przestraszoną. Wyraźnie nastawili się na grę z kontry, która miała być podparta solidną obroną. O ile formacja defensywna broniła solidnie to wyprowadzała piłki bardzo średnio. Jarosław Fojut razem z Jakubem Czerwińskim królowali w powietrzu, jednak w rozegraniu ciągle widać braki. Nieliczni kibice zgromadzeni na stadionie w Szczecinie (lekko ponad 3200 widzów) byli świadkami wykopów na oślep, byle daleko, byle mocno, czyli klasyczna „laga i do przodu”.
Słabo w przodzie i słabo w tyle #POGLGD
— Dawid Klich (@dawid_klich) December 2, 2015
No a Lechia, jak to Lechia. Dużo strzałów, ale niekoniecznie celnych. Prawdziwa fiesta dla gdańszczan mogła rozpocząć się już niemal w pierwszej minucie. Sławomir Peszko zaskoczył stojącego w bramce Pogoni – Jakuba Słowika, ale dobijający strzał Grzegorz Kuświk był na spalonym. Później też sporo akcji ofensywnych. Podobnie jak w meczu z Lechem Poznań, Lechiści próbowali narzucić swój styl gry. Z początku się nie udawało, ale im dłużej toczyła się gra tym łatwiej zawodnicy z Gdańska przedostawali się pod bramkę rywali.
Dało się odczuć, że gdańszczanie z minuty na minutę rozkręcają się coraz mocniej. Tak naprawdę gorąco zrobiło się przed samym gwizdkiem kończącym pierwszą połowę, kiedy lecąca do bramki piłkę wybił Sebastian Rudol. Przede wszystkim należy docenić Pawła Stolarskiego i Sebastiana Milę. Obrońca kilkukrotnie z powodzeniem włączał się do akcji ofensywnych, a z kolei popularny „Roger” mądrze rozdzielał piłki w środku pola.
Mili się jakiś Iniesta włączył dzisiaj. Najlepszy na boisku.
— S. Kaczorowski (@_kaczorowski) December 2, 2015
Jednak, jak to zwykle bywa, futbol jest nieprzewidywalny. Celowo nie komentuję drugiej połowy, bo mało co się wydarzyło. Jedna akcja Pogoni Szczecin i jej pierwszy celny strzał. Lechia nadal atakowała, ale wyraźnie bez przekonania. Uspokoił się Stolarski, poderwać zespół próbował Peszko, ale nic z tego nie wyszło. I gdy wydawało się, że mecz bez historii skończy się bezbramkowym remisem wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Zaspana Pogoń przeprowadziła kontrę. Z narożnika pola karnego płaską piłkę w pole karne posłał Miłosz Przybecki, ta jeszcze odbiła się od Rafała Janickiego i trafiła pod nogę Rafała Murawskiego, który z łatwością pokonał Marko Maricia.
Niemoc Pogoni przełamana w ostatniej minucie, piąta porażka Lechii z rzędu.
Statystyki #POGLGD pic.twitter.com/ZbfL1BgIjq— EkstraStats (@EkstraStats) December 2, 2015
Wnioski? Lechia przegrywa piąty mecz z rzędu, a „Portowcy” wygrywają pierwszy mecz na własny stadionie od przeszło dwóch miesięcy. Chyba jakieś fatum ciąży nad zawodnikami z gdańska, bo w derbach Pomorza nie byli zespołem gorszym. Wręcz przeciwnie, starali się prowadzić grę, ale jak mawiał klasyk „niewykorzystane sytuację lubią się mścić” i tego byliśmy świadkami dzisiaj w Szczecinie.