Marcin Kozina: W Chojnicach czuję się dobrze [WYWIAD]


22-letni skrzydłowy dołączył latem do Chojniczanki, stając się ważnym ogniwem drużyny trenera Bredego

22 marca 2024 Marcin Kozina: W Chojnicach czuję się dobrze [WYWIAD]
Piotr Matusewicz / PressFocus

Marcin Kozina przed sezonem opuścił GKS Tychy, by ostatecznie znaleźć zatrudnienie szczebel niżej. W Chojniczance Chojnice szybko wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce. 22-latek występujący na pozycji skrzydłowego przyczynił się do budowy nowej „Chluby Grodu Tura”, asystując kolegom z drużyny. Pierwszą bramkę zdobył zaś w niedawnym meczu z Olimpią Grudziądz.


Udostępnij na Udostępnij na

Marcin Kozina w przeszłości występował w Halniaku Maków Podhalański, Rekordzie Bielsko-Biała, LKS-ie Goczałkowice-Zdrój oraz GKS-ie Tychy. Jak góral trafił na Kaszuby? Dlaczego 1. ligę zamienił na trzeci szczebel rozgrywek? O co powalczy Chojniczanka w najbliższych tygodniach? Zapraszamy do lektury.

***

Bartłomiej Majchrzak: Marcinie, po porażce i remisie na starcie wiosny Chojniczanka wygrała dwa mecze z rzędu. Rośniecie z meczu na mecz?

Marcin Kozina: Myślę, że tak. Z meczu na mecz z pewnością rośniemy i mamy nadzieję, że będziemy zdobywać punkty. Mamy świadomość, że ta liga jest bardzo wymagająca, co widać po słabym starcie. Myślimy, że z meczu na mecz będziemy się rozkręcać i będziemy zdobywać jak najwięcej punktów.

Co myślisz, jak patrzysz w tabelę na te niewielkie różnice punktowe?

Duży ścisk. Liga jest bardzo wyrównana. Tak naprawdę każdy może awansować z baraży. Obecnie klika drużyn zbliżyło się do czołowej dwójki, więc awans bezpośredni też jest jak najbardziej możliwy. Czy to dla nas, Chojniczanki, czy dla innych zespołów. Każdy może wygrać z każdym. Nieważne, czy gramy z liderem, czy z ostatnią drużyną, to mecze są tak samo trudne.

Wspominaliśmy już o tym, że ten początek rundy był nie do końca po Waszej myśli. Dla Ciebie też był on nieco trudny, bo grałeś od pierwszych minut, ale schodziłeś już w przerwie. Z czego wynikały tak szybkie zmiany?

Słabo wyglądałem w tych dwóch meczach, zwłaszcza pod kątem fizycznym. Tydzień przed pierwszym meczem złapała mnie grypa i do meczu z Olimpią Grudziądz dochodziłem do siebie. Trener mi zaufał, dostałem szansę gry od pierwszych minut, lecz nie pokazywałem się z dobrej strony. Piłkarsko też średnio wyglądałem, ale przyczyną była właśnie ta fizyczność. Walczyłem sam ze sobą.

Dość szybko wróciłeś do formy i zdrowia. Mecz numer trzy tej wiosny z Olimpią Grudziądz przyniósł Twoją pierwszą bramkę dla Chojniczanki w meczu ligowym. Długo na nią czekałeś, bo asysty były, ale brakowało tego bramkowego przełamania.

Zgadza się. Jestem takim typem skrzydłowego, który bardziej asystuje niż strzela. Jednak chciałbym zacząć zdobywać więcej bramek. Dobrze, że stało się to akurat w tym meczu. Właśnie wtedy zmieniliśmy ustawienie na 4-2-3-1, zagrałem jako nominalny skrzydłowy. Udało się strzelić pierwszą bramkę i mam nadzieję, że rozpocznę strzelanie w tym roku. Jesienią się nie udało, ale mam nadzieję, że teraz bramkowe liczby poprawię.

Patrząc na ligową tabelę, można stwierdzić, że dla Chojniczanki jest to dobry sezon, choć początki wcale tak łatwe nie były. Chciałbym wrócić do jesieni i zapytać Cię o to, co czuliście w pierwszych kolejkach, kiedy w końcówce przegrywaliście z ŁKS-em czy wysoko ze Stalą Stalowa Wola. Byliście w strefie spadkowej. Co się wtedy działo w szatni?

Zaczynając ligę, od razu wpadliśmy w zły okres. Niemal cała drużyna została wymieniona latem. Nie znaliśmy się na tyle, żeby stworzyć ten kolektyw. Jak ja przychodziłem kilka dni przed meczem z Wisłą Puławy, to nie wiedziałem, kto gra na jakiej pozycji i nie znałem zawodników. Domyślam się, że większość miała podobnie. Może wydawać się, że mamy zawodników z jakością, lecz jeśli się nie znamy, to trudno jest stworzyć drużyną. My teraz jesteśmy jednością i dzięki temu wygrywamy. I będziemy wygrywać.

Wiedzieliście, że to wygrywanie przyjdzie z czasem? Zachowywaliście spokój czy jednak nerwowość, napięcie się pojawiały?

Wiedzieliśmy, że jest to kwestia czasu. To był trudny moment, bardzo chcieliśmy się przełamać. Mamy ambitną drużynę, ale potrzeba było po prostu cierpliwości. Od meczu z Kotwicą Kołobrzeg drużyna funkcjonowała już dobrze. A od przełomowego meczu z KKS-em Kalisz, z którym Chojniczanka wygrała pierwszy mecz wyjazdowy od bodajże roku, wszystko z nas zeszło i zrobiliśmy udaną serię punktową.

Wystrzeliliście w idealnym momencie, bo po meczu z KKS-em Kalisz graliście derby z Radunią Stężyca. To był chyba najlepszy mecz rundy w Waszym wykonaniu?

Jeden z lepszych meczów, tak jak mówisz. Udało nam się szybko strzelić gola. Później w drugiej połowie złapaliśmy lekki kryzys i rywale strzelili bramkę kontaktową. Potem jednak szybko podwyższyliśmy na 3:1, a dzieła dokończył Tomasz Mikołajczak, który zrobił swoją robotę i dołożył dwie bramki. Nie było łatwo, ale cieszyło takie zwycięstwo. Fajnie się tak wygrywa, ale najważniejsze jest wygrywać – nawet 1:0.

Tak jak wspominałeś, Ty również zawitałeś do Chojnic. Wcześniej grałeś dla pierwszoligowego GKS-u Tychy, w którym w ciągu dwóch lat rozegrałeś blisko 60 spotkań. Skąd zatem decyzja, by zejść szczebel niżej?

Zmusiła mnie do tego sytuacja. W tamtym momencie chciałam za wszelką cenę zostać na pierwszoligowym poziomie. Tak się nie udało. Były zapytania z klubów 1. ligi, ale żadnych konkretów już nie. Była już połowa lipca, a ja pozostawałem bez klubu. Bardzo chciałem zacząć trenować i grać, bo nie miałem z kim i zostałem w tamtym momencie na lodzie. Dostałem propozycję z Chojniczanki, przemyślałem to i czasem dobrze jest zrobić krok w tył, żeby potem zrobić dwa do przodu. Jak na razie uważam, że jest to dobra decyzja i raczej nic się z mojej strony w tej opinii nie zmieni.

W trakcie swojej kariery grałeś na południu kraju. Jak się czujesz nieco dalej na północy, w Chojnicach? To bardzo urokliwe miasto.

Czuję się dobrze w Chojnicach. Masz rację, jest to urokliwe miasto. Trochę inne od tych, w których mieszkałem. Zawsze byłem na południu, gdzie towarzyszył mi śląski lub małopolski klimat. Jest inaczej, niedaleko morza, inne tereny. Ja jestem z gór i one mi zawsze towarzyszyły. Teraz jest trochę inaczej (śmiech). Jest w porządku i mam nadzieję, że przygoda tutaj będzie udana.

Grasz lub grałeś w Chojniczance z takimi piłkarzami, jak: Ariel Borysiuk, Piotr Giel, Tomasz Mikołajczak czy Valērijs Šabala. Dla Ciebie jako młodego piłkarza to dobra okazja do podpatrywania takich zawodników na treningach?

Na pewno Tomka warto jest podpatrywać, bo zachowuje się na boisku tak, jak każdy ofensywny zawodnik chciałby się zachowywać. Jest w nim dużo cwaniactwa boiskowego i chciałbym się od niego tego nauczyć.

A kim się inspirujesz w świecie piłkarskim? Kogo podpatrujesz?

Poprzez pracę wzorowałbym się na Cristiano Ronaldo lub Robercie Lewandowskim. A typowo z boisko podoba mi się teraz Jérémy Doku z Manchesteru City. Lubi dryblować i balansować ciałem tak, jak ja staram się to robić.

Wspomniałeś o „Lewym”, a przed transferem do GKS-u Tychy miałeś okazję współpracować z innym reprezentantem Polski, Łukaszem Piszczkiem. To tam zmieniłeś pozycję – z napastnika na skrzydłowego. To był przełomowy moment w Twojej karierze?

Tak, dokładnie. Przechodząc do ŁKS-u Goczałkowice-Zdrój, byłem napastnikiem, praktycznie od początku mojej przygody. Miałem wtedy plany grać na pozycji numer dziewięć. Jednak Łukasz Piszczek podpatrzył moje zachowanie: szybkość, grę 1 na 1 i powoli zaczął ustawiać mnie na skrzydle. I był to strzał w dziesiątkę. Na skrzydle czuję się najlepiej. Jestem wdzięczny Łukaszowi, że znalazł mi tę pozycję. Dało mi to wiatr w żagle w dalszym graniu. Nie wiadomo, co by było, gdybym cały czas był „dziewiątką”.

O tym, że „Piszczu” był wielkim zawodnikiem, wie cała Polska. A jakim jest trenerem?

Jak ja grałem w Goczałkowicach, to on grał ostatni rok w Borussii. Jednak patrząc na jego zaangażowanie w klub, to jest w nim ogromna ambicja, by być trenerem. Praktycznie każdy trening oglądał na żywo z Niemiec dzięki kamerce. Byłem zszokowany tym, jak bardzo mu na tym zależy. Na pewno będzie się rozwijać jako trener, czego mu z całego serca życzę. Wszystko przed nim.

A jakim trenerem jest Twój obecny szkoleniowiec, Krzysztof Brede?

Jest pasjonatem piłki. Bardzo się nią zachwyca, dużo o niej rozmawia, podpatruje najlepsze drużyny na świecie. Odgrywa ważną rolę w Chojnicach od ponad roku. Drugi raz prowadzi zespół Chojniczanki. Odgrywa ważną rolę w klubie.

To prawda, trener Brede i Chojnice to skojarzenia idące niemal w parze. Przed Wami teraz dość trudny okres, bo o ile teraz zagracie ze Skrą Częstochowa, o tyle potem czekają Was kolejno starcia z KKS-em, Radunią i Hutnikiem. Trzy trudne pojedynki z czołówką ligi – to może być najważniejszy moment rundy wiosennej?

Na pewno jest ważny. Jednak uważam, że w tej lidze każdy mecz jest ważny. Skupiamy się tylko i wyłącznie na Skrze Częstochowa. Nie wybiegamy w przyszłość i tak naprawdę liczą się tylko trzy punkty w Częstochowie. Co będzie dalej? Zobaczymy. Znamy terminarz, wiemy, z kim gramy następne mecze, ale tu i teraz jest Skra. Z każdego meczu trzeba wyciskać sto procent.

Z każdego meczu wyciskać sto procent, by potem w maju, czerwcu świętować powrót Chojniczanki do 1. ligi?

Celem jest awans do 1. ligi – nie ukrywajmy tego. Czy to z barażów, czy bezpośrednio – liga zweryfikuje. My chcemy wygrywać każdy następny mecz i na tym się skupiamy. Na koniec ligi spojrzymy na tabelę i zobaczymy, gdzie będziemy.

Celem Chojniczanki jest awans, a jakie są Twoje cele na najbliższe miesiące?

Bycie podstawowym zawodnikiem oraz liczby, które pomogą mi rozwinąć się i pozytywnie wpłyną na drużynę. Chciałbym być podstawowym graczem ofensywy Chojniczanki i abyśmy razem z chłopakami doprowadzili do powrotu Chojniczanki do 1. ligi.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze