Wraca ekstraklasa, więc wraca też „Ligowa krucjata”. Tym razem wszyscy chcieli dobrze, krucjata będzie optymistyczna – tak sobie obiecałem, ale wystarczyły dwa dni, żeby odechciało się wszystkiego. I krucjata znów będzie tradycyjną krucjatą...
Zagłębie – Pogoń
Lubin może być wiosenną stolicą Polski. Piłkarze Zagłębia pokazali, że dobra postawa w sparingach nie była dziełem przypadku, i potwierdzili ją w pierwszym wiosennym meczu ligowym. Z dobrej strony pokazał się nie tylko, jak to zwykle bywało, Szymon Pawłowski, ale też Adrian Błąd, Adam Banaś, Bartosz Rymaniak czy Michal Papadopoulos. Efekt – 3:0. Tak trzymać, „Miedziowi”.
Polonia – Lechia
A potem był mecz przy Konwiktorskiej. Polonia zagrała w koszulkach z lat 20. (koszulki wiązane na klatce piersiowej) i… prezentowała futbol z lat 20. Piłkarze Lechii zupełnie nie wiedzieli, o co chodzi, a kabaretowa atmosfera została podsycona przez świetnie czujących klimat komentatorów Canal+ i kibiców, którzy wywiesili transparent: „Jestem w Wiedniu, robię przelew”, śpiewając jednocześnie: – Gdzie jest ten przelew, prezesie, gdzie jest ten przelew. Osłupienie gdańszczan było tak wielkie, że przez 80 minut nie potrafili oni stworzyć żadnej składnej akcji. Zresztą jak mieli to zrobić, skoro nawet trener po jednej z akcji powiedział o swoim piłkarzu: – To ogórek je…
A najgorsze było to, że oglądając te futbolowe harakiri, człowiek się zastanawiał, czy piłkarze Wisły i Bełchatowa są w stanie zagrać jeszcze gorzej. Nie są – podpowiadała logika, ale potem intuicja podpowiadała, że jednak są.
Na koniec poszły dwie akcje, padły dwa gole i mecz zakończył się remisem 1:1. Była też poprzeczka po strzale Martina Barana. Wszystko jednak wydarzyło się po 80 minutach męczarni, więc już na nikim większego wrażenia nie zrobiło. Zaskoczyli jedynie kibice, którzy mimo boiskowej padliny nie zamilkli nawet na chwilę. I tym pozytywnym akcentem należy zakończyć krótkie podsumowanie tego spotkania.
Podbeskidzie – Jagiellonia
Oglądając ten mecz, zastawiałem się, w którym momencie Tomasz Hajto wpadnie na boisko i potraktuje piłkarzy linii defensywnej ciosami w stylu MMA czy rzutami w stylu amerykańskiego wrestlingu. Wytrzymał, to kolejny dowód, że Hajto nie pęka, nawet jeśli jego piłkarze grają padlinę, a rywal leje ich 4:0. Swoją drogą bielszczanie zagrali naprawdę przyzwoicie, imponując skutecznością przy stałych fragmentach gry. Początek wiosny wlał więc w serca bielskich kibiców nowe nadzieje.
Podobno prezes Podbeskidzia, Wojciech Borecki, założył się z twórcami bloga „Ofensywni”, że jego klub się utrzyma. Po tym spotkaniu Borecki zapytał dziennikarzy: – Co, drżycie już trochę…
Śląsk – Widzew
Ten mecz był dziwny. Bardzo dziwny. Nawet mądrość Yody z „Gwiezdnych wojen” nie pomoże rozwikłać zagadki, dlaczego widzewiacy za nic w świecie nie mogli trafić do siatki, ostrzeliwując notorycznie słupki i poprzeczki. Widzew przegrał, bo los pokazał mu środkowego palca…
Korona – Legia
Korona udowodniła po raz kolejny, że jeśli zagra się z nią choćby z odrobinę mniejszym zaangażowaniem, tak na 99,5%, a nie na 100, to te pół procenta przesądzi o jej zwycięstwie. Nieważne, że gra murowany kandydat do tytułu mistrzowskiego, z tym zespołem trzeba pobrudzić zęby ziemią, gryząc trawę przez całe spotkanie. Legia tego nie zrobiła i zapłaciła za to ogromną cenę, bo zniweczyła przewagę, którą miała nad Lechem Poznań. Inna sprawa, że Korona, podobnie jak Podbeskidzie, udowodniła, że agresja i stałe fragmenty gry na ligę polską spokojnie wystarczą.
Bełchatów – Wisła
Człowiek czeka, tęskni i oczekuje, codziennie sprawdza terminarz, kto z kim zagra w pierwszej kolejce, czyta jak najwięcej informacji, rozgrywa mecze w głowie, a potem… Ogląda mecz Lechii z Polonią i Wisły z Bełchatowem i ma dość.
Wiadomo, Wisła to WISŁA i pewnie się w lidze utrzyma. Ale jeśli podopieczni Tomasza Kulawika dalej będą grali w taki sposób, to w kolejnym meczu gacie będą cięższe niż wiadro żelaza, a z takim balastem trudno wygrywać. Ciekawe, czy piłkarze i działacze już mają koszmary, że ich zespół wymijają Ruch z Bełchatowem.
Ruch – Lech
Haamalainen. Dwoił się i troił, podawał, strzelał, dośrodkowywał, potem bronił, a następnie znów podawał, strzelał, dośrodkowywał. Wygląda na to, że Lech pozyskał bardzo ciekawego piłkarza, o ile uda mu się utrzymać wysoką formę. To tyle, bo o samym meczu wiele mówić nie trzeba. Było 4:0 dla Lecha i nikogo to nie dziwi, bo chorzowianie wystawili siedmiu piłkarzy defensywnych. Równie dobrze mogli paść na kolana i prosić o remis… Naiwniacy.
Górnik – Piast
Uwaga, uwaga, odsądzany od czci i wiary, niemalże ukrzyżowany jako piłkarz przez kibiców Górnika i nie tylko, uważany za gorszą wersję Pinokia Tomasz Zahorski potrzebował tylko trzech minut do strzelenia gola! Co najlepsze, ten gol dał Górnikowi trzy punkty. Oczywiście ogromna w tym zasługa Łuczaka, który pokazał, że jeśli ktoś może zastąpić Milika, to właśnie on, ale gola strzelił ten wyśmiewany przez wszystkich Zahorski. Prawdą jest, że potem nie wykorzystał kilku wyśmienitych sytuacji podbramkowych, ale gol to GOOOOL, a trzy punkty ważą dokładnie trzy punkty.
Jeszcze jeden pozytyw z tego meczu – Dariusz Trela. To on zatrzymywał nie tylko „Zahora”, ale też całą masę strzałów piłkarzy Górnika. Mimo porażki piłkarz meczu. A w kadrze zagrał Jakub Słowik…