Mem, na którym Robert Lewandowski wychodzi z rakiety na planetę, gdzie czekają już na niego Leo Messi i Cristiano Ronaldo, jest znamienny i można odczytywać go w przeróżny sposób. Niczym najlepszy obraz najznamienitszego autora ma w sobie kilka ukrytych alegorii i symboli. Warto zwrócić uwagę na przynajmniej jeden szczegół – jak nazywa się ta planeta? Odpowiedź jest bardzo prosta: Złota Piłka.
Polacy poczuli krew. Po kilku wybitnych występach bramkostrzelnego napastnika z Bawarii coraz większa ilość entuzjastycznie nastawionych rodaków zaczęła klasyfikować swojego najlepszego piłkarza na pierwszym miejscu klasyfikacji do zdobycia Złotej Piłki, czyli najbardziej prestiżowej nagrody dla każdego futbolisty i kibica na świecie. Nie oni jednak przydzielają to wyróżnienie i chyba nie powinniśmy się tym martwić. Nadmierne emocje często przeszkadzają w podejmowaniu trzeźwych i odpowiedzialnych decyzji. Dlatego właśnie bardziej wartościowy będzie werdykt kapitanów, trenerów reprezentacji zrzeszonych w FIFA i komisji tejże federacji niż decyzja prostego kibica z Polski. Może nie wszystkich to przekonało, ale bądźmy szczerzy – jeśli ktoś postanowi postawić bukmacherów pieniądze na zwycięstwo Lewandowskiego, prawdopodobnie straci swoje pieniądze. Ze względów sportowych? Bynajmniej, ale o tym zaraz. Na razie zastanówmy się, czy kapitan naszej kadry prezentuje już poziom zbliżony do tego Argentyńczyka czy Portugalczyka.

Kiedy na wspomnianym memie „Lewy” wychodzi z rakiety z namalowanym herbem Bayernu, zdaje się mówić: „Cześć chłopaki, jestem tu nowy i strzelam tyle samo, co wy”. Polak w 2015 roku, choć w dużej mierze dzięki ostatnim tygodniom, to ścisła czołówka najlepszych zawodników w Europie. W tym okresie zdobył już 40 goli i 10 asyst. Wynik całkiem niezły, a staje się wręcz wybitny, kiedy dodamy, że dokonał tego w 42 spotkaniach. Problem leży w tym, iż oprócz niego jeszcze dwóch piłkarzy prezentuje taki sam poziom. Mowa tu o Ronaldo (42 gole i 11 asyst) i Messim (45 goli i 26 asyst). Przy formie tych wszystkich zawodników te liczby na pewno zmienią się jeszcze do końca roku. Jedno jest jednak pewne – w tym roku nasz kandydat nie ma się czego wstydzić. Problem w tym, że Lewandowski mistrzowską formę pokazuje dopiero od niedawna, jego rywale od kilku dobrych lat. To argument przeważający na korzyść bardziej utytułowanych rywali.

Warto przedstawić dyspozycję jego głównych rywali, którzy wcale nie są tak straszni, jak się ich maluje. Skrzydłowy Realu strzelał jak zawsze, kiwał i dryblował jak zawsze, irytował się jak zawsze, ale na koniec nie wygrał niczego. Żadnego trofeum. Wszystko, co przed sezonem mieli zdobyć „Królewscy”, zdobyła Barcelona. To duża ujma na wizerunku wspaniałego snajpera. To właśnie on był ubiegłorocznym triumfatorem Złotej Piłki. W tej edycji jednak większych szansa nie ma, bo jego osiągnięcia indywidualne spowszedniały, a z swojej drużyny nie poprowadził do żadnego wielkiego triumfu. Większe szanse ma za to jego wielki rywal – Messi. Gwiazdor Barcelony przez pierwsze pół roku grał jak za najlepszych swoich lat. Szybki, zwinny, efektowny, efektywny, wielki i piekielnie skuteczny. Poprowadził swoją ekipę do trypletu, będąc przy okazji najlepszych strzelcem swojego zespołu. W nowym sezonie Argentyńczyk jednak aż tak nie błyszczał. Nie strzelał tak często jak wcześniej i będąc głównym faworytem do zdobycia opisywanej przez nas prestiżowej nagrody… doznał kontuzji i będzie pauzował do listopada. Nie zmienia to faktu, że prawdopodobnie on po koniec roku zatriumfuje i na oficjalnej gali odbierze nagrodę.
W tym roku 27-letni polski piłkarz ze swoją reprezentacją zdobył wszystko, co mógł zdobyć. Chodzi oczywiście o awans na Euro 2016 we Francji. W czasie eliminacji był liderem i główną gwiazdą. Trzymał drużynę w ryzach, walczył, bawił się z rywali, ale, co najważniejsze, hurtowo strzelał gole. Skompletował ich aż trzynaście, czym wyrównał rekord eliminacji do mistrzostw Europy należący do Davida Healy’a. W klubie w premierowym sezonie było trochę gorzej, bo skończyło się na siedemnastu trafieniach i zdobyciu tylko mistrzostwa Niemiec. To trochę mało. Mimo to ostatnie wyczyny na boiskach Bundesligi trochę retuszują słabsze chwile w minionej kampanii. W pamięci wielu potencjalnych głosujących na pewno zostanie wspaniały mecz z Wolfsburgiem i zawrotny wyczyn pięciu bramek w dziewięć minut. Czy to wystarczy?

Niestety, ale odpowiedź brzmi: raczej nie. Złota Piłka to nagroda dość niesprawiedliwa. Głównym wyznacznikiem przyznania jej nie do końca są wyczyny w danym roku, a raczej całokształt osiągnięć i reputacja piłkarska. Tę drugą lepszą od Lewandowskiego mają Messi i Ronaldo. Nie grają już tak dobrze jak jeszcze kilka lat temu (choć wciąż fantastycznie), ale wciąż są znani, lubiani, szanowani i bardzo medialni. Z nich dwóch to ten młodszy jest faworytem w tym roku. Na co stać „Lewego”? Teraz nadeszła jego era. W roku 2013, jeszcze jako zawodnik Borussii Dortmund, zajął 13. miejsce na świecie (według nowych zasad zdobył 0,92% wszystkich głosów). W zeszłym roku, gdy Polska nie grała na mundialu, nie miał nominacji do grona 23 najlepszych zawodników, ale obecnie celuje nawet w podium i ma na to wielkie szanse. Statystycznie niczym nie ustępuje słynnym rywalom, ale przy porównaniu całej kariery nie ma z nimi większych szans. Jest powiewem świeżości, ale raczej skończy na ostatnim miejscu podium. Każdy inny wynik będzie wielką sensacją.