Legia skromnie wygrała w Gdańsku, choć sam mecz nie dostarczył wielu emocji


Postawa obu ekip pozostawiała wiele do życzenia, ale to Legia ostatecznie zdołała wygrać po rzucie karnym i ma mistrzostwo na wyciągnięcie ręki

25 kwietnia 2021 Legia skromnie wygrała w Gdańsku, choć sam mecz nie dostarczył wielu emocji
Mateusz Kostrzewa / Legia.com

Długimi momentami nudne spotkanie. Do tego uprzykrzający życie sypiący śnieg. Nie było to widowisko, które będzie się pamiętać, ale finalnie to Legia zdołała wygrać 1:0 po rzucie karnym. To powoduje, że już tylko kataklizm odbierze jej tytuł mistrzowski. Lechia przez tę porażkę komplikuje sobie walkę o czwarte miejsce, które może dać europejskie puchary.


Udostępnij na Udostępnij na


Zdecydowanie lepsze nastroje przed tym spotkaniem panowały w drużynie Legii. Wygrana z mocnym Piastem na wyjeździe znacznie przybliżyła ją do obrony tytułu mistrzowskiego. Ewentualna wygrana w Gdańsku dałaby już olbrzymi spokój przed ostatnimi trzema kolejkami. Taką szansę też czuł trener, Przemysław Małecki, który zapewniał na konferencji, że Legia pragnie docisnąć po meczu w Gliwicach. Jej celem było wygranie wszystkiego do końca, bez taryfy ulgowej. Łatwo o to jednak być nie mogło, gdyż Lechia nadal liczy się w walce o czwarte miejsce w lidze i musi zacząć lepiej punktować. Do tego po dotkliwej porażce w Poznaniu wszyscy chcieli się podbudować mentalnie.

Za Lechią nie przemawiała jednak historia gier z Legią. Ostatnia wygrana z drużyną z Warszawy na własnym stadionie miała miejsce pięć lat temu. Trener Piotr Stokowiec zdawał sobie sprawę z wagi tego spotkania, zważając na markę rywala. Mimo wszystko starał się też nieco ściągać presję z drużyny, sugerując, by nie przeceniać tego meczu, bo potem pozostaną jeszcze trzy równie ważne starcia. Oczywiście tu oczekiwał wygranej i zapowiadał, że drużyna zaprezentuje się z dobrej strony. Na pewno po meczu z Lechem Stokowiec nie miał wyjścia i musiał zmotywować drużynę do lepszej postawy.

Pierwsza połowa po prostu się odbyła

Dużo prób sforsowania defensywy rywala obserwowaliśmy w pierwszych fazach spotkania. Często kończyło się to jednak na nieudanych podaniach w rejonach pola karnego albo na faulach taktycznych w środku pola. Większa kultura gry piłką była po stronie Legii, ale Lechia grająca wyjątkowo systemem 3-5-2 także potrafiła mądrze rozegrać futbolówkę od tyłu.

Goście pobudzili się nieco w ostatnim kwadransie pierwszej połowy. W 32. minucie wystarczyło im tylko kilka podań, by stworzyć sobie bardzo dobrą sytuację, ale uderzenie Andre Martinsa świetnie wybronił Dusan Kuciak. Długo trzeba było czekać na jakiekolwiek fajerwerki z którejś ze stron. Lechia jednak szybko zdołała opanować sytuację w defensywie i tuż przed przerwą gra znowu się wyrównała. Mimo wszystko to warszawska drużyna w pierwszej części spotkania próbowała jakkolwiek zagrozić rywalowi, uderzając na bramkę.

Rzut karny zadecydował

Tuż po przerwie piłkarzy nawiedziła iście „wiosenna” aura. Olbrzymia śnieżyca szybko spowodowała, że murawa została pokryta białym puchem. Naprawdę można było odnieść wrażenie, że mecz jest rozgrywany w lutym, a nie w końcówce kwietnia. Ucierpiała na tym oczywiście gra, chociaż po tym, co można było obserwować w pierwszej połowie, po prostu nie uległa zmianie. Pierwsza po tej śnieżycy ogarnęła się Lechia i dosyć niespodziewanie miała świetną sytuację, by objąć prowadzenie. W 59. minucie, po długim podaniu i błędzie Hołowni, z ostrego konta w słupek uderzył Flavio Paixao. W końcu udało się w tym spotkaniu zaskoczyć rywala.

Przez długie okresy Legia nie potrafiła sobie wypracować klarownych sytuacji mimo dużego ruchu pomocników. Było to spowodowane szczelnym ustawieniem Lechii w defensywie, w połączeniu z agresywnym doskokiem w środku pola. Wszystko jednak odmieniło się w 69. minucie, gdy po dobrym zrywie w polu karnym sfaulowany przez Malocę został Luqhuinas. Dwie minuty później do piłki podszedł niezawodny Pekhart i pewnie pokonał Kuciaka.

Plusem tego gola było to, że spotkanie znacznie się ożywiło. Lechia musiała postawić na większe ryzyko, przez co robiło się wiele miejsca dla Legii na dobre kontrataki. Zrywy gospodarzy nie przyniosły wielu dobrych sytuacji na to, by zdobyć chociaż wyrównującego gola. Pod koniec to Legia jeszcze miała świetną sytuację na podwyższenie, ale tym razem Kuciak dobrze obronił strzał Rafaela Lopesa. W doliczonym czasie gry piłkę meczową na stopie miał jeszcze Karol Fila, ale w sytuacji sam na sam strzelił obok słupka. Fatalne wykończenie defensora gospodarzy.

***

Legia dzięki tej wygranej ma już mistrzostwo na wyciągnięcie ręki. Można narzekać na jej skuteczność w ostatnim czasie, ale mimo to dwie ostatnie wygrane po 1:0 są dla niej bardzo cenne. Lechia kończy kolejkę na siódmym miejscu, nadal oczywiście mając szanse na czwartą lokatę. Jednak patrząc na taki ścisk na pozycjach 4–8, walka na finiszu będzie bardzo interesująca.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze