Lechia Gdańsk odpada – witamy rzeczywistość


Lechia Gdańsk odpada w II rundzie eliminacji do Ligi Konferencji Europy po dwumeczu przegranym 1:2

29 lipca 2022 Lechia Gdańsk odpada – witamy rzeczywistość
Piotr Matusewicz / PressFocus

Dziś był szczególny dzień dla polskich kibiców. Wszystko dlatego, że o awans do III rundy eliminacji do Ligi Konferencji Europy walczyły aż cztery drużyny z ekstraklasy. Obok Rakowa Częstochowa, Lecha Poznań i Pogoni Szczecin swój mecz rewanżowy rozgrywała u siebie Lechia Gdańsk.


Udostępnij na Udostępnij na

Trzeba powiedzieć, że pierwszy mecz Lechii Gdańsk z Rapidem Wiedeń, który odbył się 21 lipca, przerósł oczekiwania kibiców. Choć Austriacy przeważali, polska ekipa wcale nie prezentowała się źle i finalnie po ciekawym spotkaniu wyciągnęła z trudnego terenu z lepszym na papierze przeciwnikiem wynik 0:0. Nastroje w stolicy Trójmiasta były niezbyt pozytywne tuż po samym losowaniu. W końcu musieli stanąć naprzeciw drużynie, która w europejskich pucharach jest stałym bywalcem. To potwierdziło się w całym dwumeczu, gdyż rywale pokonali ich 2:1 w rewanżu…

Kibice > klub

Zanim część piłkarska, warto skupić się na kibicach, którzy nie zawiedli. Przed meczem wspólnie zorganizowali genialną akcję #TrzyDychyNaLechię, pod którą potem podpiął się sam klub. Miała ona za zadanie zrzeszyć na stadionie podczas meczu z Rapidem Wiedeń jak największą liczbę fanów. To się nie do końca udało, gdyż klub zgłosił imprezę masową na jedynie 28 tys. uczestników. Czy mimo to doping dopisał? Jak najbardziej!

Lechia Gdańsk nie bała się zaatakować

Siłę kibiców było nie tylko słychać, ale również widać od pierwszych minut w postawie zmotywowanych do ataku piłkarzy. Lechia Gdańsk podeszła do meczu zupełnie inaczej niż tydzień wcześniej. Wtedy było widać, że 0:0 polska drużyna brała w ciemno. Tu myślenie było zupełnie inne. Austriacy mogli być wręcz zaskoczeni aż tak nagłą zmianą ich oponentów. Z wycofanej i dość biernej gry w końcu wyszli do przeciwnika wysoko i agresywnie. Tam było murowanie, u siebie już atak. Weszli w wymianę ciosów, co początkowo wyglądało całkiem nieźle. Ba, ich postawa była lepsza z minuty na minutę – przynajmniej na połowie rywala.

W defensywie nieco gorzej…

Lechia Gdańsk weszła w wymianę ciosów i wiadomo było, że opcje są dwie. Albo strzeli Lechia, albo bramkę zdobędzie Rapid Wiedeń. Niestety stało się to drugie. Gdańszczanie dobrze weszli w mecz, natomiast nie da się wygrać, jeżeli defensywa dosłownie nie istnieje. Piłkarze czwartej drużyny ekstraklasy poprzedniego sezonu zostawiali przeciwnikom zbyt dużo miejsca. Szkoda również akcji, w których gdańszczanie odpuszczali. To niestety działo się z czasem coraz częściej i częściej.

Chociażby w 16. minucie, kiedy do strzelca nikt nie podszedł. Daleko byli Gajos i Stec, którzy powinni się tym zająć. Blisko był jedynie Nalepa. Od niego piłka się odbiła i przez jego ustawienie nie pozostawiono żadnych szans Kuciakowi. Koncentracji brakowało również chwilę później, kiedy Lechia sprokurowała karnego. Golkiper wykrył intencje strzelca, ale wybronić „jedenastki” nie był w stanie. Przez takie sytuacje mówi się, że piłka nożna to sport momentów. Brak dojścia i determinacji w defensywie nie mógł się inaczej skończyć…

Widoczna rozbieżność

Nie przez przypadek każdy logicznie myślący kibic uzna Rapid Wiedeń za drużynę lepszą. Potwierdziło się to w pierwszym meczu, kiedy brakowało Austriakom jedynie kropki nad i. Podobnie dało to o sobie znać w meczu nr 2. Tym razem było jeszcze lepiej, co w dużej mierze zależy też od nie do końca dobrze dobranego składu „Biało-zielonych”. Lechiści popełniali bardzo dużo błędów, chociażby w samym ustawieniu, a zupełnie inaczej wyglądało to w obozie przeciwników. Tam dyscyplina, asekuracja ze strony innych graczy i zwykła jakość piłkarska stały na dużo wyższym poziomie.

Dominowali zdecydowanie także w środku boiska. Czasem można było odnieść wrażenie, że ekstraklasowi zawodnicy mieli mniejszą liczbę graczy w centralnej części boiska. To oczywiście nieprawda, ale ilość wolnego miejsca wcale nie zakazywała tak myśleć. Piłkarze Lechii często musieli ratować się faulami, bo sprytem czy umiejętnościami zostawali daleko w tyle. Brak tam było także lidera. Przygasł Łukasz Zwoliński, Kałuziński próbował, ale niezbyt wychodziło, a o Terrazzino i Gajosie lepiej nie wspominać… W Rapidzie szczególnie widoczni byli niemal wszędzie będący i stale przeszkadzający obrońcom Lechii Nicolas-Gerrit Kuehn, a także Bernhard Zimmermann. Oczywiście nie tylko oni, co stanowiło niejako ich siłę. Tworzyli kolektyw, z którym Lechia nie mogła się w żadnym stopniu porównywać.

Wiara, ambicja i determinacja – to jednak niestety za mało

To też nie jest tak, że Lechii kompletnie brakowało zaangażowania. Pojedyncze postacie faktycznie pchały Lechię Gdańsk do przodu. W tym pomogły także zmiany. Wszystkiego na wózku Flavio Paixao nie da się jednak pociągnąć. On i zrywy pojedynczych graczy faktycznie dawały nadzieję na to, że „Biało-zieloni” mogą awansować mimo dużo gorszej gry przez dużą część meczu. Głównie ze względu na zachowanie oponentów. Umiejętnie tworzona pułapka ofsajdowa, notoryczne odbiory w środku pola i błyskawiczne zmienianie formacji w zależności od sytuacji na boisku to coś, czego w Lechii nie było. Przeciwnicy byli ciągle krok przed nimi, ale w miarę upływu czasu nie byli nieskazitelni w swojej grze. To wykorzystali gdańszczanie w 83. minucie, ale tylko tyle.

Nie brakowało też kontrowersji, gdyż w 86. minucie doszło do ostrego starcia Aiwu z Flavio Paixao. To też zaburza optykę meczu. Kto był lepszy piłkarsko? Rapid Wiedeń. Kto mógł strzelić bramkę na wyrównanie w końcówce, ale prawdopodobnie został z niej okradziony? Lechia Gdańsk. Niestety technologii VAR na tym etapie nie ma, więc mecz ten jest ostatecznie owiany kontrowersjami.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze