Faza grupowa Ligi Mistrzów wchodzi w decydującą fazę. Jak na razie oglądaliśmy dużo ładnych akcji, bramek, ale emocje były głównie tylko jednobramkowe. Miejmy nadzieje, że 5. i 6. kolejka to zmienią
7:0 Arsenalu ze Slavią czy 8:0 Liverpoolu z Besiktasem na pewno wywołały wielką sensację w futbolowym świecie, a kibice zwycięskich drużyn są wręcz zadławieni szczęściem oglądając swoich ulubieńców w tych spotkaniach. Typowo piłkarskich emocji jednak w takich meczach jest jak na lekarstwo. Są to typowe gry do jednej bramki, gdzie co się nie kopnie – to wpada. A już kuriozum, w jakim bramkę strzela Ryan Babel (plecami przelobował bramkarza) trochę nawet ośmiesza te najważniejsze w Europie rozgrywki.
Ktoś powie, że faktyczne emocje zaczynają się dopiero od fazy pucharowej. I taki ktoś ma rację, jednak oglądając fazę grupową, czyli bądź co bądź najdłuższy etap tych rozgrywek, chcemy, aby choć w małej części nasze serca podchodziły pod palpitacje, gdy nasza ulubiona drużyna strzela zwycięską bramkę w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry.
Całe szczęście, że w Lidze Mistrzów możemy oglądać Rosenborg, bowiem ich wyczyny są sensacją sezonu. Co jak co, ale zatrzymać Chelsea na Stamford, czy dwukrotnie wygrać z Valencią nie udaje się nawet potentatom kontynentalnego futbolu. Pytanie tylko jak długo Norwegowie utrzymają ta fartowną passę i w końcu zaczną grać, jak wszyscy od nich oczekują – czyli zaczną przegrywać mecz za meczem.
Wykonawcy
W Lidze Mistrzów swoją klasę potwierdzają również najlepsi piłkarze globu. Cesc Fabregas dyryguje sensacyjnie dobrze grającym Arsenalem i jest najlepszym piłkarzem świata otwarcia sezonu. Krytykowany przez wszystkich Ronaldinho tryska doświadczeniem, a w trójkącie z Henry i Messim wręcz powala kolejnych rywali. Manchester United prawdziwego rozpędu w tym sezonie nabrał dopiero w europejskim czempionacie i teraz, gdy patrzymy na ciągle młodych Rooneya czy Ronaldo widzimy już nie tylko ich młodzieżową przebojowość, ale wielką inteligencje i wykorzystanie swoich indywidualnych umiejętności wtedy, kiedy jest to najbardziej przydatne drużynie.
Leniwie grający Milan w Serie A gubi punkty bezustannie, a San Siro zamiast twierdzy nie do zdobycia powoli przypomina twierdzę nie do obrony. Ale w Champions League „Rosso-neri” grają swoje, tutaj skrzydła rozwijają Clarence Seedorf i Kaka, czyli architekci triumfu włoskiej drużyny w tych rozgrywkach w tamtym sezonie. Zwyżkę formy ma Robinho, który ponad dwa tygodnie temu powiódł swoją drużynę do triumfu nad Olympiakosem. Piłkarz wielokrotnie porównywany do słynnego „Pele” ma ogromny talent, jednak nie potrafi go wystrzelić na taką skalę, aby wymieniać go jednym tchem wśród wcześniej opisanych tuzów współczesnego futbolu.
Brakuje za to nowych twarzy, ludzi znikąd, którzy nagle swoją jedną niepowtarzalną akcją zwróciliby na siebie uwagę dziennikarzy z całego świata. Jasne, brzmi to niezwykle epicko, a Liga Mistrzów to nie czas na wynajdowanie nowych talentów, jednak od idealnych rozgrywek i takich elementów można się domagać.
Rodacy
Kolejną sprawą, jaką byśmy chcieli widzieć w większym świetle są polskie akcenty. Póki co mamy ich spory brak. Oczywiście gra Artur Boruc i to z powodzeniem, ma nawet spore szanse na wyjście z grupy, ale to tylko jeden Polak, który ma tak mocną pozycję w klubie. Macieja Żurawskiego w pierwszym składzie Celticu pewnie już nie zobaczymy, bo ten powoli zaczyna ogrywać się w… rezerwach stołecznego klubu. Tomasz Kuszczak gra za to zaskakująco dużo, bowiem ostatnią modą sir Alexa Fergusona staje się zmiana w trakcie meczu Kuszczaka za van der Sara. Mariusz Lewandowski, nie wiedzieć czemu, w Lidze Mistrzów gra mało, podobnie jak i Michał Żewłakow, który jednak ostatnie ładnie blokował szarże Raula i van Nistelrooya (no nie przesadzajmy, Holender jest tak znany z dynamicznych szarż, jak Filippo Inzaghi z konstruowania akcji).
Oceniając więc te pierwsze cztery kolejki trzeba powiedzieć, że jest ok., że jest wiele wydarzeń godnych zauważenia, ale brakuje jednak tych najniższych piłkarskich instynktów, czyli wielkich emocji podczas zaciętej rywalizacji. Oby wynagrodziła nam to końcówka fazy grupowej, gdzie wiele drużyn będzie biło się nie tylko o awans, ale także o zapewnienie sobie ciągłości finansowej.