Kto rozbije Wielką Czwórkę?


Wszyscy kibice Premier League zachodzą w głowę czy któraś z drużyn, jeszcze w tym sezonie podważy autorytet "Wielkiej Czwórki". Od 1992 roku o tytuł w najwyższej angielskiej klasie rozgrywkowej wywalczyły tylko cztery zespoły.


Udostępnij na Udostępnij na

Dziesięć razy podczas piętnastu ostatnich sezonów tryumfował Manchester United, po dwa razy Chelsea i Arsenal, a w sezonie 1994/1995 tytuł zdobyła drużyna… Blackburn. Rovers jednak nie są uznawani za jednego z bohaterów „Wielkiej Czwórki”, niepisanej organizacji czterech zespołów, co roku wojujących jak równy z równym o najwyższe laury w angielskiej piłce. Do jej grona oprócz Manchesteru, Arsenalu i Chelsea należy oczywiście Liverpool. Klub z Anfield Road ostatni raz mistrzostwo zdobył w sezonie 1989/1990, jednak od tamtej pory prawie zawsze kończył sezon w ścisłej czołówce.

W bieżącym sezonie pojawiły się dwa zespoły, które mają ogromną ochotę i zarazem wielką szansę na rozbicie spójności „czwórki”. Są nimi Aston Villa oraz Everton. Mało realne, aby któryś z nich wyprzedził Manchester (65pkt), Chelsea (61pkt), czy Liverpool (61pkt), ale Arsenal (52pkt) jest na pewno w ich zasięgu. Piłkarze z Birmingham i Liverpoolu są rewelacją sezonu, O wysokiej pozycji „The Villans” zadecydowały dobre wyniki na początku rozgrywek, które wywindowały ich na trzecią lokatę po sześciu meczach. Aktualnie podopieczni Martina O’Neilla plasują się na miejscu piątym, z taką samą liczbą punktów, jak Arsenal. „The Toffees” gromadzili bardzo cenne punkty po zwycięstwach z niżej notowanymi zespołami i w efekcie „wdrapali się” na szóstą pozycję w tabeli, tracąc cztery punkty do sąsiada z góry. Największą zasługę kibice niebieskich przypisują szkockiemu szkoleniowcowi Evertonu. David Moyes świetnie ustawiał zespół nawet wtedy, kiedy nie miał do dyspozycji żadnego z napastników! Znakomicie w roli snajpera spisywał się nominalny pomocnik Tim Cahill, który kilkakrotnie zapewniał swojej drużynie zwycięstwo pięknymi golami.

Everton i Aston Villa razem w pojedynkach z czterema najlepszymi angielskimi zespołami w tym sezonie, do tej pory grały 13 razy. Osiem razy padł wynik remisowy, trzy razy przegrał Everton i tylko raz Aston Villa. Jeżeli chodzi o pojedynki tych drużyn z londyńskim Arsenalem, Aston Villa na Emirates Stadium wygrała 2:0, a na Villa Park padł remis 2:2, zaś Everton raz z „Kanonierami” przegrał i raz zremisował. Szansa więc na wyprzedzenie podopiecznych Arsene’a Wengera pojawiła się wręcz niebywale duża. Czwarta lokata w tabeli Premier League gwarantuje miejsce w eliminacjach Ligi Mistrzów, więc jest dodatkowo ogromną motywacją dla trzech zespołów, które będą o nią rywalizować. Walka zapowiada się bardzo pasjonująco, wystarczy zresztą spojrzeć na terminarz.

Siedem kluczowych pojedynków

21 marca             Liverpool – Aston Villa

4 kwietnia            Manchester United – Aston Villa 

11 kwietnia          Aston Villa – Everton

18 kwietnia          Chelsea – Everton

18 kwietnia          Liverpool – Arsenal

9 maja                 Arsenal – Chelsea

16 maja               Manchester United – Arsenal

Można zauważyć, że chronologicznie, najpierw ciężki okres czeka Aston Villę, potem Everton, a na końcu bardzo trudne spotkania przed Arsenalem. Oczywiście oprócz tych spotkań trzeba zbierać punkty w pojedynkach ze słabszymi ekipami, ale zdaję się, że najbardziej kluczowe będą mecze, które wymieniłem. Będzie się liczył każdy cenny punkt, każdy remis. W przedostatniej kolejce, kiedy Arsenal zmierzy się z Manchesterem wszystko może być już jasne. Jeśli „The Gunners” przegrają dwa wcześniejsze spotkania to w meczu z „Red Devils” grać mogą już o przysłowiową pietruszkę. Wszystko zależy od tego, jak wcześniej spiszą się ich najwięksi rywale.

Angielska Liga Mistrzów

W tym roku, pierwszy raz w historii rozgrywek Ligi Mistrzów do ćwierćfinału awansowały cztery zespoły z jednego kraju. Jaki to kraj? Anglia. Jakie cztery zespoły? To chyba jasne… Mało brakowało, a w gronie najlepszych ośmiu europejskich drużyn zabrakłoby Arsenalu, który dopiero w rzutach karnych wyeliminował Romę. Po ubiegłorocznym angielskim finale, przy odrobinie szczęścia/pecha (zdania są podzielone), podczas losowania, możemy zobaczyć angielski półfinał.

Zjawisko dominacji jednej, dwóch czy trzech drużyn w swojej rodzimej lidze przez kilka kolejnych lat, zdecydowanie może nudzić. Jednak nie mogę się zgodzić z krytykami, którzy uważają, że dzięki „Wielkiej Czwórce” cała angielska liga stała się monotonna, szara i nieciekawa. Dla porównania można przytoczyć przykład Hiszpanii czy Francji. Pireneje oddzielają dwa kraje, gdzie w aspekcie piłkarskim panują kolejno „Wielka Dwójka” i „Wielka Jedynka”. Mam na myśli Real i Barcelonę w Hiszpanii oraz Olympique Lyon we Francji. Nie mam żadnych wątpliwości, iż bardziej atrakcyjna jest walka czterech zespołów o mistrzostwo niż dwóch czy jednego.

Komentarze
~janek (gość) - 15 lat temu

chodzi nawet już taki dowcip po Wielkiej Brytanii,
związany z pomysłem niejakiego R. Scudamore'a
dotyczący rozgrywania 39. kolejki Premier League poza
Anglią. Kawał polega na tym, że niezależnie od
pomysłów Scudamore'a (raczej skazanych na porażkę),
taka dodatkowa kolejka między angielskimi zespołami i
tak będzie rozgrywana i zwac się ona będzie... finał
Champions League ;) a kto wie, być może w niedługim
czasie i półfinały będą w pełni angielskie?? choc to
raczej kwestia losowania.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze