Paweł Kryszałowicz, były reprezentant Polski i gracz takich klubów, jak Amika Wronki czy Wisła Kraków zdecydował się przejść na piłkarską emeryturę. O powodach takiej decyzji, swojej przygodzie z piłką i planach na przyszłość opowiada w rozmowie z iGolem.
Ma pan 33 lata, wielu zawodników w pana wieku a nawet starszych, jak choćby Piotr Świerczewski, czy Tomasz Kłos, ciągle kopią piłkę. Dlaczego zdecydował się pan na zejście z tej nazwijmy to wielkiej piłkarskiej sceny?
Czemu? Hmmm… Powiem tak, miałem ostatnio duże problemy ze zdrowiem. Nie była to żadna poważna kontuzja, ale zawsze coś mi dolegało. Przebywając w Niemczech przez cztery miesiące przez jeden praktycznie w ogóle nie grałem i doszedłem do wniosku, że nie ma co się szarpać na zawodową piłkę. Jak wiadomo, jest to duże obciążenie organizmu, spory wysiłek fizyczny i wspólnie z żoną postanowiliśmy, że ponownie zamieszkamy w rodzinnym Słupsku. Małżonka nakłaniała mnie do tego, abym zmienił swoją decyzję, ale ja już dokonałem wyboru – starczy biegania po zielonej murawie, więc jeżeli jeszcze pogram, to tylko i wyłącznie jako amator. Na pewno będę kopał futbolówkę, biegał po boisku, ale nie jako zawodowiec – z tym już skończyłem.
Czyli zdrowie zdecydowało o powrocie?
Między innymi. Chciałem też wrócić do domu, aby pomieszkać jeszcze trochę, póki wszyscy żyją, bo przez ten okres, kiedy wyjechałem, odeszli babcie i dziadkowie, a my jesteśmy bardzo rodzinni, żyjemy z sobą blisko, dlatego zdecydowałem się na powrót. Poza tym syn zaczyna wchodzić w poważny wiek, ma 10 lat i musi chodzić do jednej szkoły i postanowiliśmy, że on musi uczęszczać do szkoły w Słupsku. Było dużo spraw, które się na to złożyły ,ale między innymi też moje zdrowie.
Jakie założenia przed nadchodzącym sezonem stawia sobie Paweł Kryszyłowicz i Gryf Słupsk?
Założenia? Przede wszystkim chcemy wrócić do normalności, żeby klub działał na normalnych zasadach i żeby dużo młodzieży, tak jak kiedyś, u nas tutaj trenowało. Odnośnie sprawy sportowej, to chcemy grać z zespołem seniorów w jak najwyższej lidze. Na dzień dzisiejszy mamy czwartą i chcielibyśmy grać wysoko, ale trzeba sobie jasno powiedzieć, że sytuacja nie jest wesoła, wszystkie kluby, które chcą awansować do trzeciej ligi mają zdecydowanie większe budżety w stosunku do nas a jak powszechnie wiadomo, żeby osiągnąć jakiś wielki sukces sportowy to są potrzebne do tego pieniądze.
Pana powrót sprawił, że w sercach kibiców pojawiła się iskierka nadziei na poprawę sytuacji w słupskiej piłce, czego dowodem była duża frekwencja na pierwszym spotkaniu sezonu IV ligi z Brdą Przechlewo.
Bardzo się cieszę, że ludzie przyszli, bo słyszałem, że już dawno nie było takiej frekwencji. Chcemy zorganizować to wszystko bardziej profesjonalnie, żeby była profesjonalna ochrona na meczach, żeby bilety były w miarę ładne, na pamiątkę dla kibiców. A przede wszystkim chcemy grać dla nich jak najlepiej. Może nasza gra nie wyglądała, jak choćby Barcelony czy Realu, ale rezultat 3:1 to jest już niezły wynik i chyba wszyscy kibice, którzy przyszli na stadion nie byli zawiedzeni.
Może porozmawiajmy teraz o pana karierze. Kibice w Polsce najbardziej znają pana z występów w Amice Wronki, jak wspomina pan okres gry w klubie z Wielkopolski?
Można powiedzieć, że jest to mój drugi klub, bo pierwszy to oczywiście Gryf, w którym się wychowałem, ale praktycznie całą karierę pierwszoligową grałem we Wronkach, dlatego bardzo miło wspominam ten klub. Przeżyłem tam wiele wspaniałych chwil. Zdobyliśmy trzy razy Puchar Polski i dwa razy Super Puchar, później graliśmy w europejskich pucharach z dobrymi przeciwnikami, jak choćby Atletico Madryt czy Hertha Berlin. Następnie drugie i trzecie miejsce w lidze, to też jest jakiś sukces.
Miał pan również okazję spróbować gry za granicą w barwach Eintrachtu i Wilhelmshaven. Jak ocenia pan swój pobyt na zachodzie?
Na pewno dało mi to dużo do zrozumienia odnośnie piłki zawodowej. Tam piłka zawodowa jest trochę na innym poziomie, czego innego od ciebie oczekują. Z resztą każdy z zawodników, który był na zachodzie może to powiedzieć. Na pewno wspaniałe chwile przeżywałem, chociaż miałem, szczególnie po mistrzostwach świata, okres nie zbyt ciekawy, gdy byłem non stop kontuzjowany, z powodu przetrenowania, ale całkowicie oceniam to na plus.
W sezonie 2005/2006 przeszedł pan do Wisły Kraków, by zastąpić Tomasza Frankowskiego, który postanowił spróbować sił za granicą. Co sprawiło, że nie został pan pierwszoplanową postacią w ekipie „Białej Gwiazdy”?
Po pierwsze, jak przychodzi się do nowego zespołu to ciężko jest się od razu zaaklimatyzować, po drugie, to ja nigdy nie byłem Tomkiem Frankowskim i nigdy nie będę, mam inny styl grania niż Tomek. Nigdy nie strzelałem po 20, 30 bramek w sezonie. Dlatego jak ktoś myślał, że zastąpię Frankowskiego w strzelaniu bramek to się po prostu nie zna na piłce. Jeśli by prześledzić moją karierę, to najwięcej bramek w całym sezonie strzeliłem chyba 16. To że początek wyglądał tak jak wyglądał to mówię, nowy klub, całkiem inna gra, później odszedł trener, który na mnie stawiał, przyszedł nowy trener, miał swoja wizję, dlatego dopiero po przyjściu trenera Petrescu do Wisły wszystko się unormowało i wyglądało w miarę tak, jak sobie życzyłem. Z resztą dziennikarze krakowscy, który przez pierwszą część sezonu niemiłosiernie mnie krytykowali, na wiosnę uznali mnie najlepszym piłkarzem Wisły. Zdobyłem wice mistrzostwo z tym klubem, dlatego można powiedzieć, że na końcu wyszedł taki plusik.
Ostatni sezon spędził pan w niemieckim Wilhelmshaven. Zaskakiwały pana informacje napływające z Orange Ekstraklasy? Mam na myśli świetną postawę Botu GKS Bełchatów i Zagłębia Lubin oraz słabą formę Legii i Wisły?
Starałem się być na bieżącą i nie było dla mnie zaskoczeniem, że na przykład Wisła grała słabiej, bo zmiany dokonywane w jednym sezonie pięciu trenerów nikomu nie służą i dlatego Wiśle też nie służyły, bo każdy z nich miał jakąś swoja taktykę. Doszło do tego, że zwolnili pana Petrescu, przyszedł nowy trener z nazwiskiem, ale jak widać nic się nie poprawiło, było tylko jeszcze gorzej. Znowu zimą nastąpiła kolejna zmiana. To już mamy 3 trenerów w przeciągu 4-5 miesięcy, z tego nic dobrego nie mogło wyniknąć.
Zna pan trenera Macieja Skorżę, obecnego szkoleniowca Wisły z czasów współpracy w Amice. Czy ten człowiek zdoła przywrócić Wiśle dawną świetność?
To jest jedna z wielu nowych twarzy w polskiej piłce, bardzo poukładany trener. Miał wyniki z nami, z Amicą, a nie mieliśmy wtedy zespołu o nie wiadomo jakiej klasie, ale potrafił to wszystko jakoś poukładać i graliśmy naprawdę nieźle. Jako pierwszy polski zespół dostaliśmy się do grupy w Pucharze UEFA. Na pewno jest to bardzo dobry szkoleniowiec i zdoła poukładać ten zespół, jeśli dadzą mu spokojnie pracować. Polskiej piłce potrzeba więcej młodych trenerów, bo niestety z myślą szkoleniową jesteśmy z tyłu europy i tu można przytoczyć ostatnie występy w pucharach. Był taki sezon, gdy Wisła grała dobrze, ale prowadził ją wówczas Henryk Kasperczak, który uczył się fachu szkoleniowego za granicą. Teraz męczymy się z zespołami z Gruzji, z Kazachstanu. To nie jest tak, że nie mamy piłkarzy, bo zawodnicy wyjeżdżają na zachód i potrafią tam grać i przebijać się do pierwszych jedenastek.
Grał pan również w reprezentacji Polski. Pamięta pan swój debiut w barwach narodowych?
Pamiętam, to było w meczu ze Szwecją. Ostatnie spotkanie w ramach eliminacji do mistrzostw europy 2000. Wszedłem na 15 minut i pamiętam, że strasznie się bałem. Trema jaka towarzyszy przy występach w reprezentacji nie jest porównywalna do tej, którą odczuwa się przy okazji występów w europejskich pucharach. Dobrze zapamiętałem ten mecz, choć wynik był dla nas niekorzystny.
Miał pan okazję wystąpić na MŚ w Korei i Japonii w 2002 roku. Jakie to przeżycie dla zawodnika wziąć udział w takim turnieju?
To jest tak, jak w każdym sporcie. Najważniejszą imprezą są mistrzostwa świata. Jeżeli piłkarz weźmie udział w czymś tak wspaniałym to spełnia swoje marzenia. Grając w Gryfie, tu w Słupsku, nie myślałem, że będę grał na mistrzostwach świata, ale miałem to szczęście, trochę umiejętności, talentu a przede wszystkim swoją ciężką pracą zasłużyłem na grę w reprezentacji i na wyjazd na mundial. Wiadomo, że nic wielkiego tam nie osiągnęliśmy, ale sam wyjazd to jest naprawdę ogromne przeżycie. Życzył bym każdemu chłopcu z takiego małego klubu jak Gryf , żeby to mu się udało. Jest to także wielkie wyróżnienie, tutaj na Pomorzu środkowym chyba tylko ja jedyny jako piłkarz byłem na mistrzostwach świata.
A co spowodowało, że nie powiodło się wam na tamtym turnieju w Korei?
Na mistrzostwach są same najlepsze zespoły. Wydaje mi się, że psychika odegrała tutaj kluczową rolę i nie osiągnęliśmy takich wyników, jakie sobie zakładaliśmy.
Jak ocenia pan aktualną reprezentację, prowadzoną przez Leo Benhakkera?
To chyba gołym okiem widać, jak trener Benhakker prowadzi reprezentację. Przyszedł szkoleniowiec z zachodu, inaczej to wszystko ustawia i nawet z zawodników, którzy grali w polskiej lidze potrafi zrobić fajną ekipę. Oczywiście będą się zdarzały wpadki, w sporcie nie ma drużyny, która wszystko wygrywa, ale na dziś odbieram to tak, że jest to duży krok do przodu dla polskiej piłki.
Czy wierzy pan w awans do mistrzostw europy w 2008 roku?
Chciałbym, aby reprezentacja Polski się dostała. Mamy jeszcze naprawdę dużo ciężkich spotkań, ale jestem w 90 % przekonany, że awansujemy.
Jak już jesteśmy przy mistrzostwach starego kontynentu, jak zareagował pan na wiadomość mówiącą, że wraz z Ukrainą mamy zorganizować ten turniej w 2012 roku?
Bardzo się ucieszyłem, bo wiadomo, że ten turniej może dużo Polsce dać. Na dzień dzisiejszy w momencie przygotowań, w którym jesteśmy widać, że będzie nam bardzo trudno to zorganizować, ale gdy się uda wszystko może się odwróci i wówczas może państwo da jakieś nakłady na szkolenie młodzieży. Kiedyś polska piłka stała dlatego tak mocno, bo przede wszystkim te małe ośrodki, te wszystkie najmniejsze klubiki były dofinansowywane. W Polsce mamy wielu chłopców, z duża dozą talentu, którzy grają w tych mniejszych klubach. Teraz te kluby nie mają nic do zaoferowania młodzieży. Z resztą aktualnie jest taka mania, żeby siedzieć przy komputerze, ale jak nie ma piłek, nie ma boisk, nie ma strojów, to nie dzieje się tak, jak choćby w latach 70-tych, kiedy masa chłopców biegała po boisku udawała Lato, Szarmachów, później w latach 80-tych był Zbyszek Boniek, a na dzień dzisiejszy jest znacznie mniej młodzieży uprawiającej jakikolwiek sport i to widać po społeczeństwie, od razu stajemy się społeczeństwem zaniedbanym.
Wracając na rodzime podwórko, gdzie widzi pan siebie i Gryfa Słupsk w 2012 roku?
To jest bardzo odległy czas. Ja nie wiem, gdzie widzę Gryfa za rok. Chciałbym, żebyśmy grali w trzeciej lidze, ale to pytanie jest bardzo ciężkie, bo być może okaże się za pół roku, że znajdą się ludzie, którzy zaczną mi wytykać rzeczy, które chciałem zmienić. Jestem dobrej myśli, przyszedłem tutaj po to, żeby ten klub postawić na twardych nogach, żeby on niezależnie czy ja w nim będę czy nie, grał dalej i szkolił jak największą ilość młodych chłopców.