Jeżeli Brazylia pokona w sobotę Argentynę w Rosario, będzie pierwszą drużyną ze strefy Comnebol, która zapewni sobie awans do finałów mistrzostw świata, jednocześnie do minimum ograniczając szanse na występ w RPA Albicelestes.
— Jesteśmy jedną nogą na oddziale intensywnej terapii, ale nikt nie raczy tego zauważyć — grzmiał niedawno w wywiadzie dla radia „FM Sensitive” Enrique Merelas, członek Komitetu Wykonawczego Argentyńskiej Federacji Piłkarskiej. Nie sposób nie przyznać mu racji, bo dwukrotni mistrzowie świata po 14. kolejkach eliminacji są na czwartym miejscu w tabeli. A jeśli polegną w najbliższych starciach z Brazylią i Paragwajem, mogą nawet spaść na szóstą pozycje, która nie daje im nawet prawa gry w barażach. Wówczas Diego Maradona z pewnością straciłby posadę selekcjonera, choć sam podkreśla, że opiekunem drużyny narodowej chce być do 2011 r. Porażka z Canarinhos zapewne zniweczyłaby te plany, stąd Diego robi wszystko, by jego podopieczni nie przegrali tego jakże prestiżowego pojedynku.
Zaczął od zmiany miejsca rozgrywania spotkania. Pierwotnie pojedynek gigantów Ameryki Płd. miał odbyć się na obiekcie River Plate Buenos Aires, a więc Estadio Monumental, ale Maradona stwierdził: — W meczu z Brazylią potrzebne nam jest wsparcie kibiców. A jak możemy je otrzymać, kiedy na stadionie River fanów od boiska oddziela bieżnia? Stąd też potyczkę przeniesiono do Rosario, na Gigante de Arroiyto. W Rosario Brazylii z Argentyną zwykle nie szło najlepiej – w 13 dotychczasowych meczach, pięciokrotni mistrzowie świata wygrali tam zaledwie raz. Jeśli jednak pod uwagę weźmie się ostatnie pojedynki obu ekip, to górą są piłkarze z Kraju Kawy. Co prawda w pierwszym spotkaniu tych drużyn w eliminacjach do MŚ padł bezbramkowy remis, ale wcześniej Brazylia była lepsza w finale Copa America 2007 (bezapelacyjne zwycięstwo 3:0) i Pucharu Konfederacji 2005 (kolejny pogrom, tym razem 4:1). Argentyna ostatni raz była lepsza od Brazylii kilka tygodni przed startem Confederations Cup, zwyciężając u siebie 3:1. — Brazylia nie jest tak głodna zwycięstw jak my — mówi Maradona. Pomijając ostatni mundial, Canarinhos wygrywali wszystkie inne ważne imprezy. A co my w tym czasie zdobyliśmy? Szanuję bardzo rywali i trenera Dungę, ale to my wygramy. Argentyna zjednoczona we wspólnym celu, to zwycięska Argentyna.
Tyle, że to Brazylia jest faworytem sobotniego starcia. Dunga na mecz z Albicelestes powołał wszystkich graczy, którzy w czerwcu zwyciężyli w Pucharze Konfederacji, dodatkowo dając szanse także Filipe Luisowi z Deportivo La Coruna i Lucasowi Leivie z FC Liverpool. A kogo powołał Maradona? Graczy, którzy w najbliższym czasie raczej nie powinni stanowić o sile reprezentacji Argentyny, a więc Jonasa Gutierreza, Nicolasa Otamendiego i Sebastiana Domingeza, w domu zostawiając między innymi Gonzalo Higuaina, który już zastanawia się, czy nie reprezentować barw Francji, a więc kraju, z którego pochodzi jego ojciec. Zwłaszcza, że napastnik Realu Madryt jeszcze nie dostąpił zaszczytu gry w eliminacyjnym meczu Argentyńczyków, a więc w myśl nowych przepisów, bez problemu mógłby grać dla Trójkolorowych. — Mamy z pewnością lepszych piłkarzy, którzy w sobotę udowodnią, ile są warci — zapowiada Diego. W obozie Brazylii wszyscy ze spokojem podchodzą do jego buńczucznych zapowiedzi. — Argentyna to zawsze trudny przeciwnik, ale to nasza gra od 2006 r. stale ewoluuje — przekonuje Juan. Canarinhos to nie jest zespół nastawiony już tylko na atak. Od kiedy naszym selekcjonerem jest Dunga, proporcje między defensywą a ofensywą są wyważone, czego efektem są nasze triumfy na Copa America`07 i Pucharze Konfederacji`09. Mamy wielką szansę awansu na mundial już teraz i nie możemy jej zmarnować.
A Francuzi będą chcieli Higuaina? Domenech, też marny
trener, powoływał go już jesienią 2006 (chyba mu
nawet wysłał oficjalne powołanie), ten nie
przyjechał. Jak się jest z Boca, to Estadio
Monumental się nie podoba... Jest jeden plus klęski
Maradony - może się w końcu przymknie, ale żeby znowu
przegrać z Canarinhos...