Odejść w chwale, czyli koniec ery del Bosque


1 czerwca 2016 Odejść w chwale, czyli koniec ery del Bosque

Dla piłkarskiego świata postać Vicente del Bosque kojarzy się przede wszystkim z dosyć oszczędnym operowaniem emocjami, stoickim spokojem i profesorskim wyrazem twarzy. W Hiszpanii natomiast jest on postrzegany niemal na równi z królem, a wszystko przez wyniki, jakie podczas obecnej kadencji osiągnął z drużyną „La Furia Roja”. Niestety, po francuskim Euro król będzie abdykował.


Udostępnij na Udostępnij na

Rok 2008, po wygranym Euro w Austrii i Szwajcarii ze stanowiska selekcjonera reprezentacji Hiszpanii rezygnuje Luis Aragones. „Mędrzec” był uważany za prekursora tiki-taki na arenie międzynarodowej. W miejsce Aragonesa związek zatrudnia byłego trenera Realu Madryt, z którym wygrał niemal wszystko, a więc Vicente Del Bosque. To właśnie on ma za zadanie wykrzesać ogień z Hiszpanów i zbudować zespół, którego podwaliny wyznaczył Aragones.

Pierwszym sprawdzianem 65-latka były kwalifikacje do mistrzostw świata 2010. Tam „La Furia Roja” rozniosła konkurencję, wygrywając wszystkie spotkania, a sam del Bosque ustanowił rekord, gdyż jako jedyny selekcjoner zwyciężył we wszystkich 13 spotkaniach po swoim debiucie. Hiszpanie mogli zatem bukować bilety do RPA, nie wiedząc jeszcze, jak szczególny mundial ich czeka.

Mistrzostwa dla zawodników z Półwyspu Iberyjskiego zaczęły się lekkim falstartem – przegranym meczem ze Szwajcarią w grupie. Jednak, jak się później okazało, była to jedyna porażka w tamtej kampanii. Ekipa del Bosque kolejno eliminowała Portugalię, Paragwaj i Niemcy, aby w finale zmierzyć się z Holandią. Niezwykle wyrównane spotkanie zakończyło się dogrywką, w której jedynego gola zdobył Andres Iniesta.

Dwa lata później kolejna wielka impreza – Euro na boiskach Polski i Ukrainy. Tutaj również Hiszpanie nie mieli sobie równych, wygrywając wszystkie spotkania, a w finale gromiąc Włochów 4:0.„ La Furia Roja” obroniła tytuł Mistrza Europy jako jedyna w historii, a sam del Bosque został pierwszym  trenerem, który mógł do swojego CV dopisać triumf w Lidze Mistrzów, mistrzostwach świata i Euro. W tym samym roku otrzymał Złotą Piłkę dla najlepszego trenera.

https://www.youtube.com/watch?v=NQdyOvW_0D4

Puchar Konfederacji z 2013 roku powoli obnażał niedociągnięcia tiki-taki. Wprawdzie Hiszpania doszła do finału rozgrywek, ale tam uległa Brazylii 3:0. Prawdziwą weryfikacją tego stylu gry był dopiero mundial w 2014, czyli absolutna klęska obrońców tytułu, którzy nie byli w stanie wyjść z grupy, wygrywając tylko z Australią. Po przegranym meczu 1:5 z Holandią eksperci byli zgodni, że przyszłość stylu gry „La Furia Roja” nie wygląda kolorowo. Zaczęto zwracać uwagę na to, że nawet Barcelona, gdzie Guardiola znacznie tiki-takę udoskonalił, zaczęła odchodzić od tej taktyki na rzecz bardziej otwartego futbolu.

https://www.youtube.com/watch?v=rQWld6sZwZs

Pomimo niewątpliwej klęski na boiskach Brazylii federacja hiszpańska dała Vicente del Bosque wolną rękę w kwestii decydowania o przyszłości swojej posady. „Sfinks” postanowił, że po nadchodzącym Euro we Francji skończy pracę z reprezentacją. Pytanie, czy nie jest na to trochę za późno?

Obecna Hiszpania nie zachwyca tak, jak robiła to chociażby osiem lat temu. Fakt, w dalszym ciągu ze zdecydowanej większości pojedynków „La Furia Roja” wychodzi zwycięsko, ale styl grania odbiega od mistrzowskich lat. Ponadto del Bosque słynie z tego, że nie jest zwolennikiem rotacji w składzie, dlatego niechętnie wprowadza nowych zawodników do zespołu. Pokazał to przykład Paco Alcacera czy Mario Gaspara, którzy odegrali ważne role w eliminacjach, ale w samolocie do Francji się nie znaleźli. Selekcjoner ciągle gra utartymi schematami, co sprawia, że Hiszpania z roku na roku wygląda coraz bardziej przewidywalnie.

Jakkolwiek nie ulega wątpliwości, że w tabeli selekcjonerów Vicente del Bosque jest na samym szczycie, to trzeba przyznać, że jego czas z Hiszpanią powinien dobiec końca już po poprzednim mundialu. Hiszpanom przydałaby się zmiana, jeśli chcą wciąż myśleć o dominacji w Europie, ponieważ na tę chwilę „Sfinks” nie jest w stanie im tego zapewnić. Może się okazać, że królowi spadnie korona z głowy jeszcze przed abdykacją.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze