Klasyk w Grecji na remis


W przedostatniej kolejce greckiej Super League doszło do szlagierowego pojedynku. Olympiakos Pireus, który już miesiąc temu zapewnił sobie tytuł mistrzowski, zremisował na własnym terenie z Panathinaikosem Ateny. Bohaterami byli rezerwowi: Figueroa i Mitroglu.


Udostępnij na Udostępnij na

Już przed meczem, jak to bywa w lidze greckiej, dali o sobie znać (pseudo)kibice, którzy wypalając racę, sabotowali początek spotkania. Bramkarz Olympiakosu chodził i zbierał niepożądane obiekty z boiska, a sędzia Pappas skarżył się obserwatorowi UEFA. Znudzeni piłkarze zaczęli rozgrzewkę ponownie, a mecz rozpoczęto z pięciominutowym opóźnieniem. Przy ogromnych gwizdach Ibrahim Sissoko oddał mocny strzał z dystansu już w 1. minucie spotkania. W 5. minucie Olympiakos miał szansę na zdobycie pierwszej bramki, lecz po groźnym dośrodkowaniu Greco i Djebbour nie mogli zdecydować się, kto ma uderzyć w piłkę. W konsekwencji zderzyli się, a strzału nie było. W 8. minucie dla odmiany nad boiskiem pojawił się różowy (a nie biały) dym. Chwilę później mecz przerwano, a spiker znowu prosił o zaprzestanie zakłócania spotkania. W 12. minucie piłka ponownie była w grze. W tym momencie przypomniała się zapewne rywalizacja tych drużyn sprzed roku, która przez wybryki kibiców została niedokończona. 

Pierwszy kwadrans gry nie wskazywał na to, że Panathinaikos musi walczyć dzisiaj o punkty, żeby myśleć o europejskich pucharach. Natomiast Olympiakos przeprowadzał spokojny atak pozycyjny, jak na ekipę pewną tytułu i gospodarza spotkania przystało. Gospodarze uparli się na grę bokami i konsekwentnie dośrodkowywała z bocznych rejonów boiska, niestety bezowocnie. W 22. minucie wracający z pozycji napastnika Toche faulował tuż obok autu bramkowego skrzydłowego z Pireusu. Za zagranie dostał żółtą kartkę. Wykonujący rzut wolny Jose Cholebas mocno podkręcił piłkę i zaskakując wszystkich, zamiast dośrodkować, uderzył na bramkę. Gości uratował słupek, a szkoda, bo byłby piękny gol.

W 27. minucie po atomowym strzale z dystansu kibice z wyższych sektorów trybun musieli szukać piłki. W 34. minucie obudził się zespół „Koniczynek”. Po długim podaniu ze strefy obronnej Kosta Barbarouses wyszedł sam na sam z bramkarzem Olympiakosu. Próbował go przelobować, lecz ten wykazał się świetnym refleksem, przy powtórce okazało się, że zgrywający piłkę do Barbarousesa Toche był na dwumetrowym spalonym. Sędzia boczny nie zareagował. W 41. minucie Toche znów popisał się nieporadnością w swoim polu karnym, zagrywając przez przypadek piłkę ręką. Nie było mowy o „jedenastce”, ale najlepszy strzelec Panathinaikosu powinien skupić się już tylko na bramce rywali. Już w doliczonym czasie gry, w 46. minucie, wydarzyło się coś niewiarygodnego. Po spektakularnie głupim podaniu Manolasa do bramkarza piłkę przejął „Zeca” (Jose Goncalves). Minął golkipera i gdy już miał tylko pustą bramkę, z wiadomych tylko jemu przyczyn posłał piłkę… w słupek. Kiks sezonu! A więc w pierwszej połowie nie doczekaliśmy się goli.

Drugą połowę drużyna gospodarzy rozpoczęła z większym animuszem. W 46. minucie po strzale z okolicy 20. metra po ziemi niewiele pomylił się Fuster. Najciekawszą, choć nie bezpośrednią rywalizacją w meczu, był pojedynek na centry bocznych obrońców, Cholebasa i Sissoko. W 54. minucie znów dobrym strzałem z dystansu popisał się Fuster, tym razem piłka leciała pod poprzeczkę. Niezłą interwencję zaliczył Karnezis. Chwilę później po wstrzeleniu futbolówki przez Papatzsoglu w polu karnym gości Djebbour uderzył z pierwszej piłki, minimalnie obok słupka. Na drugą połowę kibice również, obok chóralnych śpiewów, mieli przygotowane nowe race. W 60. minucie z boiska zszedł Hiszpan Toche, zastąpił go Figueroa. Najbardziej polska drużyna w lidze greckiej dała się zepchnąć do głębokiej defensywy w drugiej części meczu. Lecz na boisku nie było widać tego, co w tabeli. Tam dorobek punktowy Panathinaikosu był prawie dwukrotnie mniejszy.

W 73. minucie dość niespodziewanie po nudniejszym fragmencie meczu doczekaliśmy się bramki. Po centrze Zezci z bocznego sektora boiska do podania doszedł Figueroa, który bez przyjęcia posłał piłkę obok bezradnego Megyeri. Na strzelenie gola potrzebował trzynastu minut na boisku, świetna zmiana trenera Panathinaikosu. Olympiakos ruszył do ataku, lecz jego akcje były nieskładne, zbyt wolne i przewidywalne. Fani na trybunach dawali upust rozgoryczeniu słabą postawą swoich ulubieńców, strzelając petardami. Gdy wydawało się, że mecz zakończy się zwycięstwem gości, w 87. minucie po dośrodkowaniu z lewej flanki do piłki dopadł Djebbour. Uderzył na bramkę, a po drodze futbolówkę przeciął rezerwowy Mitroglu. Piłkarze „Koniczynek” byli pewni (niesłusznie) spalonego i ruszyli z dość ostrymi pretensjami do sędziów, sztabu szkoleniowego i wszystkich naokoło. Przez jakiś czas wyglądało, że się obrazili i nie będą dalej grać. Potem doszło do lekkich przepychanek, które zakończyły się bez większych ekscesów. W 97. (!) minucie spotkania Mitroglu strzelił swoją drugą bramkę. Tym razem naprawdę ze spalonego po podaniu Ibagazy. Mecz zakończył się podziałem punktów.

Składy: 

Olympiakos Pireus: Magyari, Cholebas, Maniatis, Manolas, Papadopoulos, 
Papatzsoglou (74. Machado), Abdoun (68. Mitroglu), Fejsa, Fuster, Greco (46. Ibagaza), Djebbour. 

Panathinaikos Ateny: 
Karnezis, Boumsong, Seitaridis, Bermudez,  Triandafillopulos, Zezca, Marinos (69. Houhoumis), Habib Sow, Barbarouses, Sissoko, Toche (60. Figueroa).

Sędzia: A. Pappas

Trenerzy: Giannis Vonotras (Panathinaikos), Jose Martin del Campo, „Michel” (Olympiakos)

Bramki: 73. Figueroa, 87. Mitroglu

Żółte kartki: 20. Toche, 36. Greco. 51. Sow  85. Karnezis, 90. Triandafillopulos 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze