Setny gol w 153. meczu dla Schalke. Klaas-Jan Huntelaar to bez wątpienia piłkarz wielki, choć niespełniony. Jeden z wielu, którzy dopiero pod koniec kariery odżyli i pokazywali pełnie swoich możliwości.
Równie często spotykamy się z piłkarzami przecenianymi, jak i niedocenianymi. Są i tacy, których w ciągu ich kariery można przypisać do obu kategorii. Właśnie takim zawodnikiem jest Huntelaar. Nie poznano się na nim w PSV, z którego wypożyczano go do De Graafschap i AGOVV. Gdy zaczął strzelać jak na zawołanie w Heerenveen, zainteresował się nim Ajax. Niestety, ktoś błędnie wmówił mu, że jest na tyle dobry, że poradzi sobie wśród największych. Co prawda strzelił w ciągu trzech lat w Amsterdamie aż 76 bramek, ale przejście do Realu to było zbyt duże wyzwanie dla wówczas 25-latka. Oczekiwania, które przed nim stawiano, okazały się za wysokie, a 27 milionów euro zapłacone Ajaksowi wyrzucone w błoto.
Zaczęło się całkiem nieźle, choć na pierwszą bramkę czekał ponad miesiąc, jednak później w ciągu sześciu meczów strzelił osiem goli. Więcej trafień jednak w tym sezonie już nie zaliczył. Ostatecznie po zaledwie ośmiu miesiącach sprzedano go do Milanu. Tam jednak miał problemy z przebiciem się do pierwszego składu i choć zanotował w sezonie ligowym 2009/10 25 występów, to rozegrał jeszcze mniej minut niż w barwach „Królewskich” i do siatki rywali trafił jedynie siedem razy. Okazało się, że 27-latek jest za słaby na topowe kluby. Sprzedano go do Schalke, w którym miał się odbudować. I tak się stało, choć nie było to łatwe.
W Gelsenkirchen spotkał się z Raulem, z którym miał możliwość grania w Realu. Współpraca z nim zaczęła procentować w drugim sezonie jego gry dla „Königsblauen”. 29 bramek w Bundeslidze, 10 w Lidze Europy i pięć w Pucharze Niemiec. Naprawdę imponujące liczby. W kolejnym sezonie dała znać o sobie nieobecność Raula – Huntelaar we wszystkich rozgrywkach strzelił tylko szesnaście goli. Zaczęły się też jego problemy zdrowotne – w drugiej części sezonu naderwał więzadła w kolanie, ale zdołał powrócić na ostatnie mecze. Niestety, na początku kolejnych rozgrywek te same więzadła ponownie zostały naderwane. „Hunter” wypadł praktycznie na pół roku, co nie przeszkodziło mu w zdobyciu czternastu bramek. Niestety, oznaczało to koniec szans na jeszcze jedną szansę sprawdzenia się w wielkim klubie. Wcześniej mówiło się o zainteresowaniu jego osobą m.in. ze strony Chelsea.
Efektem tych kontuzji było też przedłużenie umowy z Schalke. W Gelsenkirchen Huntelaar pracuje na status legendy. Pomimo już zaawansowanego wieku 31-latek jest dla „Königsblauen” niezastąpiony. Dziś do czterech już zdobytych bramek w Bundeslidze i trzech w Champions League dorzucił hat-tricka przeciwko Mainz. Łącznie strzelił już dla S04 101 bramek w cztery lata. A ile mógł mieć strzelonych, gdyby nie kontuzje! W obecnym momencie zajmuje drugie miejsce wśród najlepszych strzelców dla niemieckiego klubu, jednak do prowadzącego Klausa Fischera traci aż 81 trafień. Choć biorąc pod uwagę, że przed nim jeszcze kilka lat gry, to nic nie jest niemożliwe.
Setny gol był właściwie taki sam jak przynajmniej 90 pozostałych: z trzech metrów do pustej bramki. „Hunter” to reprezentant ginącego gatunku typowych „dziewiątek”. Napastników silnych, najlepiej czujących się w polu karnym i z nadzwyczajnym snajperskim instynktem. Nie można odmówić mu oczywiście umiejętności czysto piłkarskich (wystarczy sobie przypomnieć trafienie z Realem Madryt w zeszłorocznej Lidze Mistrzów), ale to nie one stanowią o jego wielkości. Osobiście podziwiam Holendra i bardzo żałuję gnębiących go urazów. I szkoda tylko, że taka szansa jak gra w Realu zdarza się tylko raz w życiu.