Kibice niezadowoleni po remisie z wicemistrzem


„Chcemy wyników, hej Smuda chcemy wyników” – skandowali po meczu z GKS-em Bełchatów kibice „Kolejorza”. Bezbarwne spotkanie zakończyło się remisem 1:1. Tym samym grający o „majstra” Lech traci już 10 punktów do prowadzącej Legii.


Udostępnij na Udostępnij na

GKS i Lech to zespoły mające wiele podobieństw. Prowadzone są przez doświadczonych trenerów, którzy z niejednego pieca chleb już jedli. Znani z piłkarskiego nosa – Orest Lenczyk i Franciszek Smuda są zresztą najstarszymi szkoleniowcami w Orange Ekstraklasie. Mają też podobne problemy. Obaj muszą walczyć o mistrzostwo.

Minęły już czasy kiedy to GKS Bełchatów był lekceważony i każdy rywal przed pojedynkiem z nim dopisywał sobie trzy punkty. Drużyna Lenczyka to wicemistrz kraju, z rozgrywającym reprezentacji Polski Łukaszem Gargułą na czele. W dodatku w przerwie letniej poza utratą Rafała Boguskiego nie została osłabiona. Wręcz przeciwnie, pozyskano tak solidnych ligowców jak Janusz Dziedzic, Patryk Rachwał czy Maciej Stolarczyk. To wszystko uprawnia do wymieniania ekipy z Bełchatowa w gronie pretendentów do tytułu.

Podobnie jest z Lechem. Zarząd klubu jasno określił cele przed Franciszkiem Smudą. Walka o mistrzostwo i nie ma od tego odwrotu – grzmiał przed sezonem Jacek Rutkowski. Dodatkowo „Kolejorz” dysponuje atutem w postaci robiących wrażenie w całym kraju kibiców, którzy na każdym meczu u siebie są niemal w komplecie. Swoich ulubieńców wspierają także licznie na wyjazdach jak np. w Lubinie gdzie pojawili się w sile 4 tysięcy. Tytułu chce też największa gwiazda Lecha – Piotr Reiss, który zdaję sobie sprawę, że każdy nowy sezon może być ostatnim w jego karierze.

Spotkanie zapowiadało się zatem bardzo ciekawie, a licznie zgromadzona publiczność liczyła nie tylko na dobrą grę i sporo bramek, ale i trzy punkty zawodników w niebiesko-białych koszulkach. Niestety to, że zapowiadało się ciekawie, nie oznacza, że takie było. Szczególnie druga połowa stała na niskim poziomie, kiedy to grający z przewagą jednego zawodnika zespół gospodarzy nie potrafił znaleźć sposobu na stworzenie sobie dogodnej sytuacji bramkowej. Postawę zawodników na boisku najtrafniej ocenił Orest Lenczyk – „Mecz był na pewno brzydki, ponieważ brakowało sytuacji podbramkowych. Akcje z jednej i drugiej strony były przecinane. Nie było żadnej indywidualności, która wprowadziłaby jakość do gry”.

W perspektywie całego spotkania emocjonujące momenty można policzyć na palcach jednej ręki. Niezłe było pierwsze pół godziny kiedy to padły wszystkie bramki. Najpierw w 10. minucie świetnym kontratakiem popisali się gospodarze. Powracający do drużyny po kontuzji Piotr Reiss w tempo dograł do Marcina Zająca, który w swoim stylu na pełnej szybkości minął ostatniego obrońcę i wychodzącego z bramki Piotra Lecha a  następnie spokojnie skierował piłkę do siatki. Na kolejne i zarazem ostatnie trafienie trzeba było czekać niespełna 10 minut, kiedy to Janusz Dziedzic uderzył niespodziewanie zza pola karnego na bramkę „Kolejorza”. Piłka po rykoszecie trafiła idealnie w okienko, tak, że stojący między słupkami Krzysztof Kotorowski nawet nie drgnął.

Potem działo się dopiero w 51. minucie, kiedy to drugą żółtą kartkę Mariuszowi Ujkowi, pokazał Grzegorz Gilewski. Na pomeczowej konferencji trener Lenczyk nie ukrywał, że z decyzją arbitra niekoniecznie się zgadza. Paradoksalnie w osłabieniu GKS grał lepiej, a wielu z kibiców Lecha widząc taki stan rzeczy zastanawiało się, czy to czasem nie ich zespół gra w „dziesiątkę”. Nic nie robił sobie z tego Franciszek Smuda, który ofensywnie usposobionych graczy jak Przemysław Pitry i Dawid Florian wpuścił dopiero na ostatnie minuty. GKS mógł nawet wygrać, ale świetnie bronił Kotorowski. W 85. minucie można mówić o „cudzie Kotorowskiego” kiedy to dwoma efektownymi paradami obronił uderzenia z najbliższej odległości. Jeśli popularny „Kotor” wybrany na oficjalnej stronie internetowej Lecha najlepszym graczem meczu utrzyma formę, to Emilian Dolha może do końca rundy oglądać mecze z ławki rezerwowych.

Z remisu zadowolony był trener Smuda, określając wynik jako sprawiedliwy. Kibice jednak byli odmiennego zdania, śpiewając w 90. minucie „Chcemy wyników, hej Smuda chcemy wyników” i „Kolejorz grać, k… mać!”. Trudno się dziwić ich frustracji, skoro Lech traci do prowadzącej Legii już 10 punktów. Jeśli sytuacja szybko się nie zmieni, przygoda Franciszka Smudy przy Bułgarskiej wkrótce może dobiec końca.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze