Chwilowy przejaw zimy, który wedle zapowiedzi wkrótce ma ustąpić, nie przeszkodził Bundeslidze na powrót do gry. Ze snu obudzili się jednak tylko nieliczni, gdyż jak zwykle musiały przytrafić się przypadki falstartu, bądź zwyczajnego otumanienia wynikającego z zimowej drzemki. Dla niektórych początek nowej rundy stał się jednocześnie jej końcem...
Ostatni sezon był dla Bundesligi pod wieloma względami rekordowy. Co chwilę Bayern dokonywał niemożliwego. Przez wiele lat w historii Bundesligi nikomu nie przyszło do głowy, że spaść z tej wspaniałej ligi może drużyna Hamburgera SV. Tymczasem podopieczni Berta Van Marwijka spisują się fatalnie, sami sobie kopią grób, którego dnem jest 2.Bundesliga. Przegrana 0:3 z Schalke na własnym stadionie tuż po wznowieniu rozgrywek podniosła larum, które sygnalizuje potężne zagrożenie spadku dla tak ważnego ośrodka piłkarskiego w Niemczech, jakim jest Hamubrger SV. Holenderski trener nie potrafił znaleźć recepty na tę drużynę, jednak wszyscy sympatyzujący z tą ekipą liczyli, że w pierwszym meczu, nawet jeśli nie będzie perfekcyjnie, to chociaż nie zostanie tak rozpaczliwie przegrany.
Zderzenie z rzeczywistością było jednak dla piłkarzy Van Marwijka bardzo bolesne i moja opinia o złym wyborze włodarzy Hamburgera, w kontekście Holendra się potwierdziła. Nie potrafię zaufać selekcjonerom, że równie dobrze będą prowadzić klub. Inna mechanika działania, inne relacje, cały system funkcjonowania jest skażony relacjami wyciągniętymi z reprezentacji, a należy pamiętać, że przygoda holenderskiego trenera z kadrą „Oranje” była dosyć długa. Czy to jest podstawowy problem Hamburgera? Trudno powiedzieć, choć bez wątpienia odpowiedzialność za wyniki leży w rękach trenera, który ewidentnie od kilku miesięcy nie daje sobie rady.
W poprzednim meczu Hamburger oddał pierwszy strzał, uwaga… w 80. minucie. Kompletnie brakowało wizji na wykreowanie akcji, dramatyczny przegląd pola. Przyznam, że nigdy nie byłem specjalnie fanem piłki nożnej w wykonaniu tej drużyny, jednak poniżej pewnego poziomu raczej nie schodzili. Nadeszła jednak chwila, kiedy drużyna z Hamburga dobija do dna i zarówno dla nich, jak i dla dobra Bundesligi lepiej byłoby, gdyby zespół przypomniał sobie, jak się porządnie współpracuje na boisku.
Drugi temat, który chyba jednak zdominował piłkarski weekend w wykonaniu Polaków, to oczywiście fatalna kontuzja Kuby Błaszczykowskiego, który już w 3. minucie zakończył swój udział w meczu. Kapitan reprezentacji Polski nieszczęśliwie ułożył nogę i stało się. Więzadła w kolanie nie wytrzymały i Kuba wylatuje na ok. pół roku z reprezentacji i Borussii Dortmund. Ta wiadomość wprawiła w osłupienie absolutnie wszystkich, ponieważ wydawało się już, że znów będziemy mogli oglądać trójkę Polaków w Dortmundzie, kiedy po kontuzji wrócił Łukasz Piszczek, a tymczasem jego los podzielił najlepszy przyjaciel „Piszcza”.
Dla BVB to informacja bardzo zła, jednak jeśli pomyślę o stracie, jaką poniosła polska reprezentacja, to uważam, że jest to prawdziwy kataklizm, gdyż jeżeli ktoś w tej drużynie wierzył, zostawiał serce i dawał kibicom nadzieję, to był to właśnie Błaszczykowski. Liczę na to, że uda się przynajmniej w jakimś stopniu załatać dziurę po tym nietuzinkowym pomocniku. Co do powrotu Kuby, jestem spokojny. Sam wszystkich, za pośrednictwem portali społecznościowych wszystkich, zapewnił, że od zaraz rozpoczyna walkę o powrót na boisko i jeżeli coś miało go kiedykolwiek złamać, to na pewno nie ta kontuzja. Charakter Kuba ma wielki i ja życzę mu jak najszybszego powrotu do zdrowia i pełni formy.
Borussia Dortmund nie ma łatwego sezonu, ponieważ o ile we wcześniejszych latach jakoś udawało się unikać urazów, o tyle w tym Juergen Klopp ma prawdziwą dawkę szpitalnych klimatów. Swoją drogą naprawdę współczuję Niemcowi, ponieważ tyle problemów, ile Klopp ma w obecnym sezonie, to mało kto ma. Kontuzja za kontuzją, w dodatku zamiast piąć się w górę i gonić Bayern, to „Żółto-czarni” muszą martwić się o to, aby nie spaść niżej w tabeli.
Na koniec miła informacja, którą uraczyli nas panowie ze Związku Niemieckiej Ligi (DFL), w której możemy przeczytać, że Bundesliga to wspaniale naoliwiona maszyna, która działa bez zarzutu. Wspaniale funkcjonująca liga niemiecka zanotowała rekordowy przychód w wysokości 383,5 milionów euro, przy czym 17 z 18 ekip miało wynik na plusie. Te informacje dają pewność, że jeszcze długo będziemy się cieszyć grą niemieckich zespołów na najwyższym europejskim poziomie.
Tak lekko zlosliwie, ale bez trollowania powiem, ze
Kube zlamac moze tylko brak biletow dla zony :)
to żeś tera powiedział
hie hie
dobre
hie hie