Kapitalny mecz na Mestalla


Za nami pierwsze ćwierćfinałowe spotkania Ligi Europejskiej. Niewątpliwą niespodzianką było zwycięstwo Benfiki z podopiecznymi Rafaela Beniteza 2:1. W swoich meczach triumfowali również zawodnicy HSV i Fulham Londyn. Świadkami świetnego meczu byli natomiast kibice w Valencii. Na Estadio Mestalla gospodarze zremisowali bowiem 2:2 z Atletico Madryt.


Udostępnij na Udostępnij na

Kwintesencja futbolu po hiszpańsku!

Bobby Zamora, czyli niekwestionowany bohater spotkania
Bobby Zamora, czyli niekwestionowany bohater spotkania (fot. Skysports.com)

Na Estadio Mestalla doszło do iście hiszpańskiego starcia w ramach Ligi Europy. Miejscowa Valencia podejmowała bowiem podopiecznych Quique Sáncheza Floresa, a zatem zespół Atletico Madryt. Gospodarze tej rywalizacji w polu pokonanych zostawili niemiecki Werder Brema po pasjonującym meczu rewanżowym na terenie zachodniego sąsiada Polski. Po remisie 4:4 i fenomenalnej grze Davida Villi to właśnie Valencia mogła dzisiejszego wieczoru wybiec na murawę, by zmierzyć się z lokalnym rywalem Realu Madryt. Eksperci jednak zapowiadali, iż mimo starcia dwóch hiszpańskich drużyn, spotkanie w ramach 1/4 Ligi Europejskiej nie będzie takie samo jak w Primera Division.

Spotkanie lepiej rozpoczęły „Nietoperze”. Już w 5. minucie futbolówka za sprawą Davida Villi zatrzepotała nawet w siatce, lecz arbiter liniowy słusznie podniósł chorągiewkę, sugerując w tej sytuacji spalonego zawodnika asystującego Hiszpanowi. Przewaga Valencii stawała się coraz wyraźniejsza, a tymczasem w 13. minucie to serca kibiców gospodarzy zabiły mocniej. Na potężny strzał ze skraju pola karnego zdecydował się wówczas Simao Sabrosa, lecz piłka zatrzymała się jedynie na słupku bramki Cesara. Do końca pierwszej połowy fani zgromadzeni na stadionie nie oglądali jednak żadnej bramki. Mimo to nie mieli prawa narzekać na poziom rywalizacji, który był bardzo wysoki, a tempo gry mogło się podobać.

Druga odsłona wreszcie przyniosła to, co w futbolu jest najpiękniejsze – bramki. Jako pierwsi do siatki rywala niespodziewanie trafili gracze Atletico. W 59. minucie Diego Forlan dopełnił formalności, umieszczając piłkę w bramce po dograniu Sergio Aguero. Po tym golu trybuny na Mestalla ucichły, a i Valencia straciła animusz w swoich poczynaniach. Wydawało się, że wszystko zmieni bieg w 67. minucie. Wówczas fenomenalny strzał na bramkę De Gey oddał Manuel Fernandes. Mimo siły i odległości, z jakiej strzelał Portugalczyk, lepiej powinien się zachować golkiper gości. To nie był jednak koniec, a festiwal goli kontynuowali piłkarze z Madrytu. 18. minut przed zakończeniem meczu do siatki trafił bowiem Antonio Lopez. Skrzydłowy defensor Atletico wykazał się nie lada czujnością, nie dając załapać się na pułapkę ofsajdową i umieszczając głową futbolówkę między słupkami.

Wszystko zapowiadało więc bezcenne zwycięstwo gości na Estadio Mestalla. Nic bardziej mylnego. W 82. minucie wreszcie dał o sobie znać David Villa. Po wcześniejszych zmarnowanych okazjach, tym razem Hiszpan pewnym strzałem po ziemi sfinalizował składną akcję Valencii. Od tego momentu to miejscowi nabrali wiatru w żagle i starali się strzelić gola na wagę zwycięstwa. Wynik jednak nie uległ już zmianie i po znakomitym meczu na Estadio Mestalla mieliśmy powtórkę z konfrontacji ligowej, w której również padł rezultat 2:2.

Fulham lepszy od mistrza Niemiec

W Londynie sensacyjny pogromca Juventusu Turyn z 1/8 finału rozgrywek – Fulham Londyn – podejmował mistrza Niemiec – ekipę VfL Wolfsburg. Zawodnicy Roya Hodgsona, pod porażce w pierwszym starciu 1:3, przed rewanżem nie byli w dobrej sytuacji. Jak się jednak okazało, Craven Cottage był niezwykle szczęśliwym obiektem dla gospodarzy, którzy w efekcie nadrobili straty z Turynu z nawiązką, wygrywając aż 4:1. Tym razem przyszło mierzyć się z wciąż aktualnym mistrzem Niemiec. Wydawało się, że Wolfsburg ostatnimi czasy dobrze zaczyna radzić sobie w rozgrywkach ligowych. Porażka 1:5 na Volkswagen Arena z Herthą Berlin postawiła w wątpliwość tę tezę. Niepewny swego jechał również do stolicy Anglii.

Pierwsza część spotkania okazała się szczęśliwa dla przyjezdnych. Wprawdzie nie zdobyli oni bramki, lecz nie dopuścili również do jej utraty. Toczyli wyrównany bój, z którego efektów w premierowej odsłonie z pewnością mogli być zadowoleni. Po wznowieniu gry już nietęgie miny mieli niemieccy piłkarze. Trzy minuty wszakże wystarczyły, by zainkasować przyjezdnym dwa gole. Najpierw w 60. minucie niezawodny Bobby Zamora otworzył wynik meczu, 180 sekund później zaś Zamora tym razem znalazł się w roli asystenta, a egzekutorem był Damien Duff. Pewne rozprężenie wkradło się jednak w szeregi londyńczyków, którzy nie byli w stanie dowieźć tego jakże korzystnego rezultatu. Tuż przed końcowym gwizdkiem arbitra piłkę w siatce umieścił Alexander Madlung. To trafienie może być decydujące w perspektywie dwumeczu.

Benfica karnymi „załatwiła” Liverpool

Po tej kartce dla Babela Benfica strzeliła dwa gole
Po tej kartce dla Babela Benfica strzeliła dwa gole (fot. Skysports.com)

Pełna nadziei i bez Javiera Savioli przystępowała do potyczki z Liverpoolem drużyna Benfiki Lizbona. Portugalczycy mają za sobą dramatyczny mecz w Marsylii, w którym wyeliminowali Olympique, strzelając gola w ostatnich sekundach. Niestety, jednak na Estadio da Luz w premierowych fragmentach przeżyli szok. Już w 9. minucie bowiem po podaniu Stevena Gerrarda strzałem z ośmiu metrów prowadzenie gościom dał Daniel Agger. W kolejnych minutach „The Reds” kontrolowali przebieg boiskowych wydarzeń, lecz w 30. minucie Ryan Babel ukarany został czerwonym kartonikiem. Portugalczycy wiedzieli, iż mimo niekorzystnego rezultatu, godzinę będą grać z przewagą jednego piłkarza.

Z tą myślą przystępowali do drugiej części rywalizacji, toteż widać było w ich poczynaniach więcej żywiołowości, w efekcie czego gospodarze szybko doprowadzili do wyrównania. W 59. minucie w polu karnym faulowany przez Emiliano Insuę był Pablo Aimar. Do „jedenastki” podszedł Óscar Cardozo i pewnym strzałem pokonał Jose Reinę. 20. minut później pewnego rodzaju deja vu doznali piłkarze obu drużyn. Drugi rzut karny podyktowany został na korzyść gospodarzy i drugi raz egzekwował go Óscar Cardozo. Wówczas winowajcą „jedenastki” był Jamie Carragher, który ręką zagrał futbolówkę w obrębie 16 metrów. Podobnie jak w pierwszym przypadku – pewnym katem Reiny okazał się Cardozo. Benfica zatem po nieudanym początku rywalizacji, zakończyła ją szczęśliwie i odniosła niezwykle ważne zwycięstwo. „The Reds” muszą natomiast w meczu rewanżowym postawić na ofensywę, bo tylko zwycięstwo może im zapewnić udział w półfinale.

Zabójcze trzy minuty HSV

Druga z niemieckich ekip w 1/4 Ligi Europy, a więc Hamburger SV, podejmowała pogromcę Panathinaikosu Ateny – Standard Liege. Belgowie fatalnie spisują się w Jupiler Pro League, w której nie byli w stanie obronić mistrzostwa kraju. Na arenie międzynarodowej pokazują, że wciąż potrafią zaskakiwać, toteż w konfrontacji na HSH Nordbank Arena nie byli na straconej pozycji.

To, jak bardzo groźni będą w tej rywalizacji goście, pokazali w 31. minucie gry. Dieumerci Mbokani jako pierwszy wpisał się na listę strzelców, stawiając w niełatwej sytuacji gospodarzy. Co jednak miało być trudne, dla HSV okazało się zadaniem prostym. Jeszcze przed przerwą podopieczni Bruno Labbadii wyszli bowiem na prowadzenie. W  42. minucie pewnym egzekutorem rzutu karnego okazał się Mladen Petrić, a tuż przed gwizdkiem oznaczającym koniec premierowej odsłony trafił niezawodny w Hamburgu Ruud Van Nistelrooy. Jak się później okazało, wszystkie bramki padły w pierwszej części. Mimo porażki to Belgowie mogli być bardziej zadowoleni z takiego obrotu sprawy, gdyż pokazali już w starciu z Grekami, jak groźni potrafią być przed własną publicznością.

Komentarze
~Evra_3 (gość) - 14 lat temu

Mecz Fulham-Wolfsburg potoczył się zgodnie z moimi
oczekiwaniami ,wynik 2:1 dla "The Cottagers". W
przypadku HSV to wydawało się iż zespół z HSH
Nordbank Arena wyżej wygra z Standardem. Benfica
wykorzystując grę w przewadze doprowadziła do
zwycięstwa z Liverpoolem, być może ledwo ledwo
,ale zwycięzców nikt nie sądzi. W hiszpańskiej
parze najtrudniej wytypować zwycięzcę ,przed
meczem stawiałem skromne zwycięstwo "Nietoperzy"
ale oglądając mecz byłem za "Los Rojiblancos" i
wydaje mi się, że ten remis graczy Atletico stawia
w lepszej sytuacji przed rewanżem. Zresztą typuję
od samego początku awans drużyny ze stolicy
Hiszpanii tylko, że typowałem w pierwszym meczu
skromne zwycięstwo Valencii ,a rewanżu wysoki
tryumf Atletico.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze