Rok 1998, Francja, piłka Tricolore, Zinedine Zidane – kojarzą się Wam z czymś te wszystkie wcześniej wymienione wyrazy? Jeśli nie, to zaraz się dowiedziecie, co je łączy. Dzisiaj otwieramy już 11. okienko naszego kalendarza adwentowego Ligue 1. W tym tekście będzie może mniej o samych rozgrywkach ligowych we Francji i osobowościach w niej grających, a więcej o reprezentacji „Trójkolorowych” i wydarzeniu, do którego doszło w lipcu 1998 roku. No to jemy czekoladkę i zaczynamy...
10 czerwca 1998 roku, godzina 17:30, Stade de France w podparyskim Saint Denis. Na boisko wybiegają piłkarze Brazylii, ówcześni mistrzowie świata, oraz reprezentacja Szkocji. W 4. minucie stadion po raz pierwszy szaleje, bramkę zdobywa obrońca „Canarinhos”, Cesar Sampaio. Jednak jeszcze przed przerwą wyrównuje Jonh Collins. Mimo to decydujący cios zadają Brazylijczycy, zmuszając Toma Boyda do strzelenia bramki samobójczej. Właśnie tym meczem zostają otwarte mistrzostwa świata w piłce nożnej we Francji.

Czy pamiętacie jeszcze ich przebieg? Z pewnością starsi kibice nie mają z tym problemu, ale ci młodsi już mogą mieć. Więc dzisiaj w ekspresowym tempie przypomnimy sobie ich przebieg i wyniki w nich uzyskane.
XVI mistrzostwa świata w 1998 roku odbyły się po raz drugi w historii we Francji. Zmieniła się forma rozgrywek w porównaniu z wcześniejszymi mistrzostwami. Najbardziej znaczącą różnicą była liczba uczestników. We francuskim turnieju wzięły udział 32 reprezentacje, a nie 24 jak wcześniej. Niestety, wśród nich nie było naszej drużyny narodowej, która nie przebrnęła eliminacji. Polskim akcentem w tej imprezie był sędzia Ryszard Wójcik, który poprowadził jeden mecz.
W rozgrywkach odbyło się wiele emocjonujących pojedynków. Czy ktoś może pamięta jeszcze takie mecze grupowe jak Nigeria – Hiszpania, w którym brylował Sunday Oliseh, a piłkarze z Afryki pokonali zawodników z Półwyspu Iberyjskiego, czy może Włochy – Chile, w którym bramki strzelali tacy zawodnicy jak Roberto Baggio i Marcelo Salas? Oj, działo się! Największą niespodzianką tej fazy rozgrywek było właśnie odpadnięcie reprezentacji obecnych mistrzów świata i Europy, czyli drużyny Hiszpanii, z takimi zawodnikami jak Luis Enrique i Raul w składzie. Warto zauważyć, że tylko zespoły Francji i Argentyny przeszły przez tę rundę rozgrywek bez straty punktu.
Jeszcze większe emocje przyszły w fazie pucharowej mundialu 1998. W 1/8 finału Francuzi uporali się dopiero po dogrywce z Paragwajem po bramce ze 113. minuty Laurenta Blanca. Jeszcze ciekawiej było w meczu Argentyna – Anglia, w którym dopiero rzuty karne wyłoniły zwycięzcę. Pechowcami w konkursie „jedenastek” byli Paul Ince i David Batty, którzy przestrzelili. Inni faworyci również nie zawiedli i do ćwierćfinału awansowały zespoły Brazylii, Włoch, Holandii oraz Niemiec. Na czarnego konia turnieju wyrastała drużyna Chorwacji z swoją gwiazdą, Davorem Sukerem, na czele.

W ćwierćfinale gospodarze turnieju, reprezentacja „Les Blues”, wpadli na wymagających Włochów. Po regulaminowych 90 minutach na tablicy świetlnej na Stade de France widniał wynik 0:0. Dogrywka również nie przyniosła zmiany rezultatu i o awansie do 1/2 finału decydował konkurs rzutów karnych. W nich swoimi wysokimi umiejętnościami wykazał się Fabien Barthez, który obronił strzały Albertiniego i Di Biagio i zapewnił Francuzom udział w półfinale. Blisko sprawienia niespodzianki była Dania, która jak równy z równym walczyła z Brazylią, przegrywając ostatecznie 2:3. Argentyna przegrała z Holandią po bramkach Denisa Bergkampa i Patricka Kluiverta 1:2. Natomiast niespodziankę sprawili Chorwaci, pokonując pewnie faworyzowanych Niemców 3:0.
Pary półfinałowe tworzyły zespoły Francji z Chorwacją i Brazylii z Holandią. W Marsylii, na Stade Velodrome, nie zabrakło spodziewanych emocji. Najpierw fantastyczny Ronaldo wyprowadził Brazylijczyków na prowadzenie w 46. minucie meczu. Jednak „Pomarańczowi” grali do końca i w 87. minucie wyrównał Kluivert. Dogrywka nie wyłoniła zwycięzcy i po raz kolejny na mundialu o wyniku meczu decydowały rzuty karne. W nich lepsi okazali się „Canarinhos”, z fenomenalnym Claudio Taffarelem w bramce. W drugim półfinale gospodarze źle zaczęli spotkanie. Było widać nerwowość w grze takich zawodników, jak: Zinedine Zidane, Didier Deschamps czy Youri Djorkaeff. Do przerwy był bezbramkowy remis. Zaraz po rozpoczęciu drugiej części spotkania na Stade de France zapanowała cisza. Bramkę dla Chorwatów zdobył niezawodny Davor Suker i otworzył wynik spotkania. Jednak cisza nie trwała długo. Już minutę później fantastyczną akcją popisał się Lilian Thuram i wyrównał. Jak się później okazało, to był dzień Thurama. W 69. minucie, w praktycznie identyczny sposób, obrońca Francji zdobył swoją drugą bramkę, która okazała się decydująca.
Cała Francja nie mogła wymarzyć sobie lepiej tych mistrzostw. Finał Francja – Brazylia był spełnieniem marzeń. Decydujący mecz na Stade de France przyniósł Francuzom wiele radości, a po końcowym gwizdku euforia zapanowała praktycznie na każdej ulicy w kraju nad Sekwaną. Ale po kolei. Początek meczu był nerwowy w wykonaniu obu drużyn. Szybciej emocje potrafili opanować gospodarze, a zwłaszcza jeden zawodnik. Zinedine Zidane był gwiazdą tego meczu. Dzielił i rządził na boisku, a na dodatek dwie jego główki znalazły drogę do bramki. Brazylijczyków dobił Petit, który po kontrataku w 90. minucie podwyższył na 3:0. Francja rozbiła Brazylię i została mistrzem świata.
W momencie gdy Didier Deschamps, obecny selekcjoner „Les Blues”, podnosił Puchar Świata, cała Francja świętowała. Na ulicach francuskich miast, miasteczek i wsi panowała wielka feta. Od tego momentu 12 lipca był prawie traktowany jak święto, a piłkarze zostali uznani za bohaterów narodowych.