Niemalże na każdym szczeblu w Polsce mieliśmy już styczność z odwoływaniem czy też przekładaniem spotkań. Przypadek Fortuna 1. Ligi daje jednak do myślenia. Epidemia koronawirusa daje się we znaki szczególnie pierwszoligowcom, co daje do myślenia. Przede wszystkim – jak długo jeszcze trwać będzie obecny sezon? Czy do końca tego roku uda się rozegrać wszystkie zaplanowane na jesień 2020 spotkania?
Przypadki odwoływania spotkań mieliśmy już zarówno w ekstraklasie, jak i czwartych ligach. Najwięcej zakażeń na szczeblu centralnym pojawiło się tak naprawdę od początku października. Przerwa na kadrę z pewnością pomogła klubom z ekstraklasy, ale niższe ligi wciąż grały. W tym czasie na zapleczu ekstraklasy nastąpił prawdziwy wysyp spotkań, które trzeba było – lub trzeba będzie – przełożyć.
Ogromne zaległości
Choć pierwsza liga to przecież w pełni profesjonalne rozgrywki, jakimś trafem koronawirus nęka je o wiele bardziej niż polską ekstraklasę. Meczów „na szczycie” przełożyć trzeba było jak na razie tylko kilka, kiedy sytuacja na zapleczu powoli wymyka się spod kontroli. Następna kolejka przyniesie nam bowiem tylko trzy mecze z dziewięciu, które powinny być rozegrane normalnie. Jedna kolejka Fortuna 1 Ligi zaowocowała przełożeniem większej ilości spotkań, niż przez cały dotychczasowy sezon w ekstraklasie.
Jakimś cudem grająca w podobnym trybie II liga – w której także tych przełożonych meczów mieliśmy zaledwie kilka. Wygląda na to, że przeprowadzanie testów na obecność wirusa, na przykład przed każdą kolejka, nie jest obligatoryjne. W teorii zatem pozytywny przypadek w drużynie zdecydowanie łatwiej ukryć i usprawiedliwić absencję takiego gracza drobnym urazem.
Oczywiście, wierzymy, że wszystkie kluby ze szczebla centralnego podchodzą do tematu na poważnie. Taka możliwość jednak istnieje, a podejrzenia powodować mogą pewne pierwszoligowe fakty. Bo to właśnie wśród drużyn grających na zapleczu ekstraklasy zakażeń jest zdecydowanie najwięcej. Tylko 7 z 18 pierwszoligowych ekip rozegrało wszystkie zaplanowane do tej pory spotkania w ramach Fortuna 1. Ligi. Po tym weekendzie liczba ta zmniejszy się do… jednego. Miedź Legnica pozostanie jedyną ekipą z dziesięcioma rozegranymi spotkaniami po dziesięciu kolejkach, bo mecz Odry z Chrobrym zaplanowany jest dopiero na następny tydzień.
Licząc następną kolejkę Fortuna 1. Ligi przełożonych zostanie łącznie już 19 spotkań. Po dziesięciu kolejkach! Dla porównania w ekstraklasie przełożono tylko 5 meczów, nie wszystkie ze względu na epidemię, bo przecież Legia i Lech przygotowywały się do starć o Ligę Europy. W drugiej lidze przełożono do tej pory tylko 3 spotkania – wszystkie w ostatniej kolejce. Oczywiście, kilka pierwszoligowych spotkań nie mogło się odbyć, ponieważ młodzieżowi zawodnicy powołani zostali do reprezentacji, jednak zdecydowana większość to mecze odwołane z powodu przypadków koronawirusa w zespole.
Błoga niewiedza
Dlaczego zatem w pierwszej lidze mamy aż tak wiele przypadków, a w innych ligach zakażonych jest zdecydowanie mniej? Czysty przypadek? Bardzo możliwe i niewykluczone. Około połowa naszego kraju jest jednak objęta obecnie strefą czerwoną, raczej na pewno za niedługo czerwona strefa obejmie całą Polskę. Nie wiemy oczywiście, jak wpłynie to na świat sportu (oprócz tego, że kibice będą mogli pomarzyć o wejściu na stadion już do końca rundy), jednak powinniśmy się zastanowić nad wprowadzeniem pewnych rozwiązań.
Sytuacja robi się bardzo poważna – o wiele poważniejsza niż w marcu, gdy rozgrywki zostały przerwane. Oczywiście przerwanie rozgrywek w tym momencie to zupełna ostateczność, natomiast dla wszystkich klubów ze szczebla centralnego powinny zostać narzucone pewne zasady. Chociażby obowiązkowe testy co, powiedzmy, dwie kolejki. Ciekawie sprawa wygląda na przykład w Japonii, gdzie drużyny z lig od 1 do 3 zobowiązane są testować zawodników oraz sztab, a liga następnie przekazuje do wiadomości publicznej informacje o tym, ile testów wykonano, ile z nich dało wynik pozytywny, a ile negatywny.
W Polsce dowiadujemy się jedynie o poszczególnych przypadkach z poszczególnych klubów. Tutaj kilka zakażeń w klubie A, tutaj przełożony mecz zespołu B. Nie posiadamy jednak dokładnych danych z całej ligi, a kluby – nawet, jeśli przeprowadzają testy – nie dzielą się tym z kibicami oraz mediami. Wykonywanie testów i informowanie opinii publicznej o wynikach to zatem tylko dobra wola klubów.
Czy kluby stać na testy?
Problemem mogą się okazać oczywiście pieniądze. Wiemy, że wiele osób przechodzi chorobę bezobjawowo – niewykluczone więc, że gdyby kluby miały pieniądze na regularne testowanie graczy i pracowników (i przy okazji owe testy wykonywały), zakażonych w niższych ligach byłoby jeszcze więcej. Mowa przede wszystkim o II lidze, ale także na przykład o lidze trzeciej. W przypadku wprowadzenia obowiązkowych testów, które kluby musiałyby sfinansować same, wielu z nich mogłoby po prostu na nie nie stać.
Według różnych źródeł, testy przesiewowe to koszt około 120-150 złotych, natomiast za test RT-PCR (czyli wymaz) zapłacić trzeba już około 450-500 złotych. Przykładowo w kadrze Wigier Suwałki znajduje się obecnie 30 zawodników. Jednorazowy koszt wykonania testów dla wszystkich graczy to zatem 3.600-4.500 złotych w przypadku testów przesiewowych i aż 13.500-15.000 w przypadku badań PCR.
Oczywiście testów nie trzeba robić co kolejkę, ale znów posługując się przykładem Japonii, można je przeprowadzać co dwa tygodnie. Nawet, jeśli miałyby to być tylko testy przesiewowe, miesięczny koszt takich badań wyniósłby około 8 tysięcy złotych. Dla uproszczenia licząc tylko okres wrzesień – grudzień włącznie (czyli 4 miesiące razy 2 badania) koszty testów wyniosłyby 32 tysiące złotych. Jeśli chcielibyśmy robić testy PCR – nawet 120 tysięcy złotych. A mówimy przecież tylko o kadrze drugoligowych Wigier Suwałki – nie włączając w to pracowników sztabu.
***
W związku z tym, że sytuacja w Polsce pogarsza się, to piłkarski związek powinien podjąć pewne decyzje. Wszyscy dobrze wiedzą o tym, że regulacje pośród klubów na szczeblu centralnym nie są choć w najmniejszym stopniu dokładne. Należałoby zatem ustalić pewne zasady, których kluby musiałyby się trzymać. Druga sprawa to pomoc finansowa – choć PZPN już w marcu pomagał zespołom, za co oczywiście należą się związkowi brawa, mógłby on choć częściowo sfinansować badania. Dla budżetów zespołów z ekstraklasy testy wykonywane co dwa tygodnie z pewnością nie będą dużym obciążeniem, jednak dla zespołów drugoligowych sto tysięcy złotych mniej to poważna strata.
Jeśli nie podejmiemy pewnych kroków, w końcu okazać się może, że ten sezon trzeba będzie przerwać. Kibice już nie mogą wchodzić na stadiony, za niedługo takie obostrzenia mogą dotknąć także nas, dziennikarzy. Nikt nie chce móc oglądać swojej ulubionej ekipy tylko w telewizji, a tym bardziej nikt nie chce przymusowej przerwy od piłki. Dlatego do obecnej sytuacji trzeba się bardzo szybko zaadaptować.