Wszyscy żyją Euro. Tu Lewandowski, tutaj piękne bramki, tam burdy rosyjskich kibiców. Mistrzostwa Starego Kontynentu łączą, mimo że czasem dzielą. W większości rozmawiamy o jednym. Dlatego porozmawiajmy o tym, co Europą trzęsie od wielu miesięcy – o kryzysie migracyjnym. Ale porozmawiajmy w kontekście futbolu. A kanwą opowieści niech będzie Szwecja...
Kraj z pozoru zimny, zamknięty, niewrażliwy na to, co się dzieje gdzieś obok, gdzieś za Bałtykiem czy Morzem Północnym. Ale w końcu pozory często mylą. Historia, którą przedstawimy, pokazuje, że można zachowywać się po ludzku pomimo wiszącej nad Europą niczym damoklesowy miecz groźby wojny cywilizacyjnej. Szwedzi przyjmują uchodźców, Szwedzi potrafią ich zasymilować i kto wie, może w przyszłości Szwedzi, będą z tego czerpać wymierne korzyści.
Gotebörg – 500-tysięczne miasto – taki szwedzki Gdańsk. Też nad morzem, też portowy. Wikipedia podpowiada, że jedną z jego atrakcji jest ogród botaniczny – generalnie szału nie ma, chyba że jesteś roślinofilem. Ale uwagę może przyciągnąć historia, która z geopolitycznego, kulturowego, ale i piłkarskiego punktu widzenia chwyta za rozum, serce, wątrobę i prawą łydkę. Historia, która poniekąd przywraca wiarę w ludzkość, daje do myślenia i pokazuje, że słowo uchodźca nie jest równoznaczne ze słowem zamach.
Sandarna – obrzeża Gotebörga. Miejsce, w którym wchodząc na oświetlone halogenowym światłem boiska ze sztuczną trawą, zobaczymy nie tylko roześmiane buzie blondwłosych szwedzkich dzieci. Możemy tam dostrzec także twarze 13-,14-,15-letnich młodzianów, którzy urodą niespecjalnie pasują do „modelu szwedzkiego”. Uchodźcy, imigranci – to widać na pierwszy rzut oka.
Szwedzi przyjęli w ostatnich latach 35 000 uchodźców – prawie pięciokrotnie więcej, niż zakładały wyliczenia. Imigranci pochodzą głównie z Afganistanu, Somalii i Syrii. Jednak czy uchodźca musi oznaczać coś złego, groźnego, niechcianego?
Łatwo rzucić takim hasłem, takim stereotypem, który równie dobrze może okazać się obelgą. Łatwo oceniać powierzchownie, łatwo szybko wrzucić te dzieci do szufladki z napisem „terroryści”. Ale rzeczywistość jest inna, rzeczywistość może napawać optymizmem.
Matka Mathilda z Göteborga
W Sandarnie powstał zespół. Trenują, grają, asymilują się z europejską cywilizacją dzięki futbolowi. A zajmuje się nimi Mathilda Brinck-Larsen (na zdjęciu) – pracownica szwedzkiej pomocy społecznej i obrończyni praw uchodźców w Szwecji. Jak sama mówi, o futbolu nie miała pojęcia, ale chciała pomóc. A skoro chciała pomóc, to musiała się nauczyć futbolu. I tak rozpoczęła podróż po szwedzkich ośrodkach treningowych, gdzie podpatrywała metody stosowane w szkoleniu.
Jednak jej chęć pomocy spotkała się ze sporym społecznym sprzeciwem. „Nie rób tego, nie pomagaj, oni są obcy”. Mimo tego społecznego linczu nie cofnęła się. Pomagała. Szwedzka samarytanka. Matka Mathilda z Göteborga.
Drużyna złożona z nieletnich imigrantów, Sandarna Team C, których droga do spokojnego życia prowadziła przez Morze Śródziemne, Włochy Niemcy i inne państwa. Dzięki uprzejmości klubu powstałego w Sandarnie i hojności szwedzkich instytucji wielu z nich mogło zwiedzić Półwysep Apeniński, ale także przypomnieć sobie chwile grozy, jakie przeżyli w czasie ucieczki do lepszego świata.
Ibrahimović drogowskazem do Szwecji
Taką historię opowiedział Jasdan Khalili, który mając 15 lat, odwiedził Włochy w warunkach nie do pozazdroszczenia. Ciężarówka z arbuzami, groźba wykrycia i ekstradycji, ale gra była warta świeczki. Jasdan przedostał się do Szwecji i dziś, pięć lat później po tych wydarzeniach, wie, że wygrał los na loterii. A jak dostał się do Skandynawii? Historia jest dość nieprawdopodobna.
Wojna w Afganistanie, która na nowo rozgorzała po amerykańskiej interwencji w roku 2001, zawiodła Jasdana do Iranu. Tam czekała go niemalże niewolnicza praca, coś, czego nie mógł znieść. Prosta decyzja, krótka piłka – ucieczka. Nie wiedział dokładnie gdzie, ale wsiadł do ciężarówki przemytników. Ryzyk-fizyk pomyślał.
Gdy już udało się przedostać przez Cieśninę Bosforską, trzeba było zadecydować. Dokąd? Gdzie?
Zlatan Ibrahimović – powiedziałem, bo tylko to kojarzyło mi się ze Szwecją. Jasdan Khalili
Tak Jasdan trafił do Szwecji, do Göteborga, gdzie, jak sam mówi, ma wszystko w swoich rękach. Choć pewnie sam o tym nie wie, żyje według starej sentencji, którą dawno, dawno temu przytoczył jakiś koleś – Horacy albo jakoś tak. Carpie diem – chwytaj dzień.
Jasdan chwyta. Za nogi, za ręce, uszy, nos – walczy o to, aby szansa, którą otrzymał od losu, nie poszła na marne.
Make football, not wars
Szwedzi dziś mają nadmiar uchodźców i oczywiście ta sytuacja ma swoje blaski i cienie. Jedni powiedzą, że imigranci garną się do Skandynawii, bo socjal, bo liberalizm, bo demokracja. Inni stwierdzą, że Szwecja to dziś kraj bogaty, niemalże niezależny gospodarczo, bo potrafią wykorzystać potencjał ludzki, który do nich napływa. Dają szanse na wykazanie się i nagradzają za dobrą pracę.
A prawda, jak zawsze, leży gdzieś pośrodku.
W każdym razie historia Jasdana to opowieść o całej ekipie Stardan Team C. Sami uchodźcy. A jednak udało się ich zasymilować dzięki futbolowi. Dzięki grze, która jednoczy miliony na całym świecie, co tak dokładnie możemy dostrzec dziś, w trakcie trwania francuskiego Euro. Na chwilę polityka schodzi na boczny tor, zapominamy o gospodarczych problemach i sporach o trybunały, ustawy. Liczą się następny mecz, piękny gol czy kontrowersyjna decyzja.
Futbol łączy, a nie dzieli.
Szwedzi chyba to zrozumieli i kto wie, może niedługo z morza ludzkich tragedii spowodowanych wojnami i okrucieństwem wyłowią perłę, która będzie świecić w szwedzkiej koronie.
A już raz się udało. Ta perła to Zlatan. Zlatan Ibrahimović. A historia lubi się powtarzać.