Hull i Everton górą


Rozegrane zostały już trzy z czterech zaplanowanych na dzisiaj spotkań 12. kolejki Premiership. Hull City na własnym stadionie skromnie pokonało Stoke, Everton w końcu wygrał mecz na wyjeździe pokonując West Ham na Upton Park, a piłkarze Wigan mimo ogromnej przewagi zaledwie zremisowali z Fulham.


Udostępnij na Udostępnij na


Od pierwszego gwizdka sędziego na KC Stadium, to gospodarze byli stroną przeważającą. Zawodnicy Phila Browna dłużej utrzymywali się przy piłce i częściej stwarzali zagrożenie pod bramką rywali, ale golkiper Stoke, Thomas Soerensen, spisywał się bez zarzutu.

Przewaga gospodarzy była wyraźna, ale to goście trafili jako pierwsi do siatki. W 28. minucie piłkę do bramki Hull skierował Matthew Etherington, wykorzystując długie podanie Ryana Shawcrossa.

Do przerwy wynik nie odzwierciedlał przebiegu gry, bo to Stoke schodziło do szatni z jednobramkowym prowadzeniem.

Druga część spotkania rozpoczęła się podobnie, jak pierwsza od ataków Hull City. Na bramkę gospodarze czekać musieli jednak aż do 61. minuty, kiedy to piłkę do bramki Soerensena wpakował Olofinjana. Później mieliśmy na KC Stadium istny festiwal żółtych kartek dla zawodników Stoke, zakończony drugim kartonikiem dla Faye, który na pięć minut przed końcem meczu został przez sędziego wysłany do szatni.

Kiedy wydawało się, że spotkanie zakończy się remisem, piłka drugi raz wpadła do bramki strzeżonej przez Soerensena. Tym razem strzelcem gola, który dał zwycięstwo Hull został Jan Vennegoor of Hesselink, który na boisku pojawił się kilka minut wcześniej. Mecz zakończył się skromnym zwycięstwem gospodarzy, ale trzeba przyznać, że było to zwycięstwo jak najbardziej zasłużone.

Wigan – Fulham

Spotkanie pomiędzy „The Latics” a Fulham dość niespodziewanie lepiej rozpoczęli gospodarze. Piłkarze Wigan zamknęli londyńczyków na ich połowie boiska i już w 12. minucie meczu objęli prowadzenie po golu Emmersona Boyce’a.

Po zdobyciu pierwszej bramki „The Latics” nie zamierzali spoczywać na laurach i dalej śmiało atakowali graczy Fulham, co jakiś czas stwarzając dobre sytuację pod bramką Marka Schwarzera. Goście mieli problem z przeprowadzeniem składnej akcji, ale na przerwę schodzili z korzystnym dla nich wynikiem remisowym. W 38. minucie Titus Bramble przewrócił w polu karnym Clinta Dempseya i sędzie wskazał na jedenastkę, którą sam poszkodowany zamienił na gola dla Fulham.

Było to jedyne uderzenie gości w światło bramki w całej pierwszej części gry.

W drugiej połowie obraz gry nie uległ zmianie, to gospodarze wciąż byli stroną atakującą, ale albo nie trafiali w światło bramki, albo na linii bramkowej świetnie spisywał się Mark Schwarzer. Piłkarze Fulham rzadko meldowali się w okolicach pola karnego Wigan, bardziej koncentrując się na wywiezieniu remisu niż na atakowaniu rywali.

Zawodnikom z Londynu udało się utrzymać wynik remisowy do końca spotkania i wracają do angielskiej stolicy z jednym punktem. Tymczasem „The Latics” mogą pluć sobię w brodę, że nie udało im się wygrać meczu, w którym stworzyli tak dużo dogodnych sytuacji podbramkowych.

West Ham – Everton

Starcie na Upton Park zapowiadało się na mecz walki i tak też rozpoczął się mecz pomiędzy West Hamem i Evertonem. Przez większą część czasu piłkarze walczyli w środku pola, rzadko przedostając się w okolice pola karnego rywali. Na szczęście dla gości jedna z tych nielicznych wypraw w okolice bramki Roberta Greena skończyła się golem Louisa Sahy, który wykorzystał dobre podanie Tima Cahilla.

Do szatni z korzystnym rezultatem schodzili przyjezdni, ale nie było to przekonujące prowadzenie. Na drugą połowę w barwach West Hamu nie wyszedł już Jack Collison, a trener „Młotów” desygnował ofensywnie usposobionego Juniora Stanislasa. Zmiana nie wniosła jednak oczekiwanego ożywienia w przedniej formacji West Hamu. Drużynie z wschodniego Londynu brakowało pomysłu na przedostanie się pod pole karne Tima Howarda, a nawet jeśli ta sztuka im się udawała, to nie potrafili swoich akcji zakończyć celnym strzałem.

To, czego nie potrafił zrobić West Ham, udało się Evertonowi. W 63. minucie prowadzenie „The Toffees” podwyższył Dan Gossling. Radość piłkarzy z Liverpoolu trwała jednak bardzo krótko, bo już minutę później było 2:1, po samobójczym trafieniu Tony’ego Hibberta. Wymierny udział w akcji zakończonej bramką dla West Hamu miał wprowadzony w przerwie Stanislas, który przeprowadził rajd prawą stroną boiska i zagrał piłkę tak, że gracz Evertonu skierował ją do własnej siatki.

Gracze „Młotów” nie potrafili jednak pójść za ciosem i „The Toffees” udało się utrzymać korzystny rezultat do końcowego gwizdka arbitra.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze