Horror przy Alei Unii


Na początku 19. kolejki Ekstraklasy Łódzki Klub Sportowy dość niespodziewanie pokonał 4:3 Cracovię. Walczący o utrzymanie Górnik zremisował z Arką 2:2.


Udostępnij na Udostępnij na

Kto by się spodziewał, że w piątkowy wieczór zobaczy tak ciekawy mecz. Wszak przy alei Unii spotkały się ekipy, które walką o utrzymanie w elicie polskiego futbolu. W tym starciu o tzw. sześć punktów było wszystko: sporo bramek, niesamowite zwroty akcji oraz wielkie emocje do ostatnich sekund.

A nic nie zapowiadało takiego scenariusza. Co prawda na początku meczu inicjatywę miał ŁKS, lecz to goście pierwsi wyszli na prowadzenie po tak naprawdę pierwszej akcji ofensywnej . W 11. minucie w pole karne dośrodkował Paweł Nowak, aczkolwiek Bartosz Ślusarski przegrał walkę o piłkę z łódzkimi obrońcami. Ci na tyle niefortunnie ją wybili, że trafiła pod nogi Dariusza Pawlusińskiego, który mocnym uderzeniem pokonał Bogusława Wyparłę. Podopieczni Artura Płatka nie spoczęli na laurach i już siedem minut później podwyższyli prowadzenie – Bartosz Ślusarski dograł z lewej flanki do wbiegającego w pole karne Pawła Nowaka, a ten skierował futbolówkę do siatki. Odpowiedź łodzian była błyskawiczna,. Po rzucie wolnym Marcina Smolińskiego wydawało się, iż krakowscy defensorzy zażegnali niebezpieczeństwo, jednak nic bardziej mylnego – z tzw. woleja tuż zza pola karnego kropnął Piotr Świerczewski i było 2:1. Kilka minut później ŁKS mógł wyrównać, gdyby lepiej w doskonałej okazji zachował się Wahan Geworgian.

Druga cześć gry znakomicie rozpoczęła się dla zawodników Grzegorza Wesołowskiego. Z rzutu rożnego dośrodkował Smoliński, piłka szczęśliwie trafiła do Tomasza Hajty, który zagrał na piąty metr, gdzie był Litwin Nerijus Radżius.

Gospodarze tyle się napracowali, aby w 62. minucie znów przegrywać. Po akcji bramkowej Cracovii mogliśmy się zastanawiać, czy przypadkiem nie oglądamy ligi hiszpańskiej bądź włoskiej. Ślusarski ograł obrońcę ŁKS-u, zagrał do Pawła Sasina, ten jeszcze raz odegrał do „Ślusarza”, który obdarował go świetnym prostopadłym podaniem na wolne pole. Sasin podał do nie pilnowanego Pawła Nowaka, który po raz drugi wpisał się na listę strzelców. Ta akcja z pewnością jest jedną z najlepszych w tym sezonie Ekstraklasy.

Piłkarze trenera Wesołowskiego wykazali jednak ogromną wolę walki i już chwilę potem mogło być 3:3, lecz uderzenie Smolińskiego zatrzymało się na poprzeczce. Pod bramką Marcina Cabaja bez przerwy było bardzo gorąco. I oto nadeszła 88. minuta: Tomasz Hajto w swoim stylu wyrzucił piłkę z autu, trafiła ona na głowę Adama Czerkasa, który zgrał ją przed pole karne, stamtąd uderzył Rafał Kujawa, a piłka – po rykoszecie – wpadła do siatki. Łodziaie byli w siódmym niebie, ale to nie koniec przy Alei Unii, w 95. minucie Cracovia była na łopatkach – Hajto dośrodkował z lewej strony, piłka dość przypadkowo znalazła się pod nogami Dejana Djenica, który wywołał euforię przy Alei Unii.

Górnik Zabrze – Arka Gdynia 2:2

Jeśli chodzi o ilość bramek, to nie zawiedli się także kibice przy Roosevelta. Fani 14-krotnych mistrzów Polski mogą jednak żałować, że ich pupile stracili dwa punkty, chociaż przed spotkaniem byli raczej uważani za faworytów.

Początek spotkania analogiczny do tego w Łodzi – Górnik zaczął lepiej, ale z prowadzenia cieszyli się gracze znad Bałtyku. Po przebojowym dryblingu Przemysław Trytko zagrał na lewą stronę do Marcina Pietronia, a były zawodnik Zagłębia Lubin otworzył wynik meczu.
Po utracie bramki zabrzanie dość długo nie potrafili odnaleźć się na boisku, potrafili za to – w 28. minucie – doprowadzić do wyrównania za sprawą tria Przybylski – Szczot – Gorawski, ściągniętego zimą do Zabrza. Pierwszy znakomicie, tzw. podcinką, przerzucił piłkę na obrońcami Arki do osamotnionego Szczota, który wystawił futbolówkę jak na tacy Gorawskiemu. Kilka chwil później przed szansą pokonania Norberta Witkowskiego stanął Przemysław Pitry, lecz minimalnie chybił. Stara piłkarska prawda głosi, iż niewykorzystane sytuacje się mszczą. I tak było dzisiaj w Zabrzu. W 33. minucie piłka po strzale Damiana Nawrocka z rzutu wolnego zatrzymała się na słupku, jednak czujny przy dobitce był Dariusz Żuraw. Wynik meczu na dziesięć minut przed końcem ustalił Robert Szczot. Gol wyrównujący był niemal kopią pierwszej bramki zabrzan – akcja rozpoczęła się od znakomitego  prostopadłego zagrania na prawą stronę do Gorawskiego, który odwdzięczył się Szczotowi za asystę z pierwszej części gry.

Komentarze
~1910-dhw (gość) - 15 lat temu

kupczki mecz przeduzony o 4 minuty bramka wpada w 95
minucie ha ha ha

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze