Futbolowa moda – historia koszulki piłkarskiej, część 1


Zapraszamy na pierwszą część opowieści o dziejach koszulki piłkarskiej

4 kwietnia 2020 Futbolowa moda – historia koszulki piłkarskiej, część 1
steven rt/Flickr

Gładka, w paski, w prążki, w kratę. Dziś zwykle z krótkim rękawem, kiedyś głównie z długim. W futbolu jest symbolem klubu (lub reprezentacji), częścią jego tożsamości. Obok szalika najważniejszym gadżetem piłkarskiego kibica. Dziś sprzedawana w setkach milionów egzemplarzy zasila klubowe budżety na całym świecie. Nie zawsze jednak tak było. Zapraszamy na historyczną podróż, której główną bohaterką jest właśnie ona – koszulka piłkarska.


Udostępnij na Udostępnij na

Czym w ogóle jest ta koszulka i jak to się zaczęło?

Zacznijmy może od definicji koszulki piłkarskiej, bo taka naprawdę istnieje, choć jest dość… uboga. IFAB, Międzynarodowa Rada Piłkarska, ustaliła, że koszulką piłkarską jest „część garderoby z rękawami”. Trochę słabo, ale doceniamy, że taki zapis w ogóle ktoś stworzył. Wytycznych co do długości rękawów tak naprawdę brak, ale to właśnie one są elementem kluczowym. To one nadają koszulce jej… „koszulkowatość”. Między innymi stąd wynikał sprzeciw piłkarskich władz wobec rewolucyjnych, no, przecież nie koszulek, bo bezrękawników reprezentacji Kamerunu na początku XXI wieku.

Do tej historii wrócimy nieco później, bo to czasy bliskie współczesności. Najpierw powędrujemy do ery wiktoriańskiej (to ta, kiedy Zjednoczonym Królestwem rządziła, jakżeby inaczej, królowa Wiktoria), czyli mniej więcej do połowy dziewiętnastego stulecia. To właśnie wtedy narodziła się ta wersja futbolu, którą znamy dziś, choć przeszła ona oczywiście po drodze wiele modyfikacji przepisów. Zmiany, jakie zachodziły od tamtego czasu w futbolu, nie ominęły też naszej dzisiejszej bohaterki, tak bardzo przez nas – piłkarskich maniaków – wielbionej. Skupimy się w tej części głównie na kolebce futbolu, czyli Anglii i Szkocji.

Pionierami futbolu w Anglii, ojczyźnie nowoczesnej gry, były szkoły publiczne. Sport, który stereotypowo jest kojarzony z klasą średnią, swoje początki zawdzięcza szkołom średnim i uniwersytetom. Panowie z wyższych sfer, należący często do angielskiej śmietanki, po pracy (często w bankach) lubili sobie pokopać i tak się to wszystko zaczęło. Drużyny składały się przede wszystkim z absolwentów szkół, a wśród najlepszych klubów były wtedy m.in. Old Etonians, Old Carthusians czy Royal Engineers. To właśnie wtedy nastąpiło też oficjalne oddzielenie rugby od piłki nożnej. Przez długi czas te dwa dzisiaj różne sporty określane były mianem futbolu występującego w dwóch wersjach – „handling game” (rugby) i „dribbling game” (piłka nożna).

Przepisy gry w piłkę nożną zostały spisane po raz pierwszy prawdopodobnie w roku 1848, choć oryginalne dokumenty się nie zachowały. W bibliotece Shrewsbury School znajdują się jednak, datowane na 1856, „zasady Cambridge”, które uznaje się za pierwsze oficjalne zasady. W kolejnych latach powstawały inne, choć podobne, lokalne przepisy („zasady Nottingham” czy „Sheffield”), a mecze rozgrywane były głównie w ramach klubów czy szkół. Nie było wtedy jeszcze mowy o spotkaniach pomiędzy klubami. Kiedy już do tego doszło, drużyny liczyły od 9 do 18 zawodników i bywało tak, że w pierwszej połowie używano jednego zestawu przepisów, a w drugiej innego.

A kto był pierwszy?

A skoro już przy klubach jesteśmy, oddajmy sprawiedliwość tym najstarszym, choć i tutaj są pewne kontrowersje. W dawnych czasach mianem „football club” określano nie tylko kluby piłkarskie, ale też te rugby czy krykieta. Dziś określilibyśmy je pewnie mianem towarzystwa sportowego, bo zawodnicy w nich zrzeszeni często grywali we wszystkie te sporty. Dodatkowo część z tych, które były poświęcone wyłącznie piłce nożnej, od dawna już nie istnieje. Jeśli przyjmiemy jeszcze bardziej surowe kryteria, dojdziemy do wniosku, że pierwsze kluby zrzeszone wokół gry, która przypominała piłkę nożną, tworzono już nawet w piętnastym stuleciu.

Nie ma natomiast wątpliwości co do najstarszego wciąż działającego klubu piłkarskiego. Tytuł ten oficjalnie dzierży Sheffield Football Club, dziś całkowicie amatorski klub, założony w 1857 roku. W październiku Sheffield FC będzie obchodził swoje 163. urodziny. W tym okresie powstały też m.in. Hallam Football Club (1860; lokalny rywal Sheffield) czy Notts County (1862) – najstarszy klub w angielskim systemie Football League (cztery najwyższe klasy rozgrywkowe). Najstarszym szkockim klubem – Szkoci pokochali futbol tak samo szybko jak Anglicy i o nich również należy pamiętać, mówiąc o początkach gry – jest dziś trzecioligowy Queen’s Park założony w 1867.

No dobra, ale miało być o koszulkach, prawda? Prawda. Pierwsze drużyny nie nosiły różnych od rywali strojów. Drużyny rozróżniano po kolorowych czapkach, szalikach lub wstęgach noszonych na białych bluzach do gry w krykieta. Część pierwszych klubów piłkarskich zakładali bowiem krykieciści szukający alternatywy na zimę. W krykieta nie da się bowiem grać podczas deszczu (a zima na Wyspach oznacza właśnie duże ilości deszczu).

Ale przecież piłka to nie krykiet!

W 1863 powstało Football Association, a w 1871 wystartował najstarszy piłkarski turniej świata – FA Cup. Jeszcze przez kilka lat po powstaniu FA nie przejmowano się zbytnio tym, aby przeciwne drużyny nosiły stroje różnych kolorów. I tu znowu odniesienie do krykieta, w którym obie drużyny mogą zakładać ubrania tego samego koloru i nie powoduje to żadnych problemów – taka specyfika gry. Tak było w krykiecie od zawsze i w najbardziej tradycyjnej odmianie tego sportu (test cricket) wciąż tak to wygląda. W dwóch nowocześniejszych odmianach (ODI i T20), które są stosunkowo świeżym wynalazkiem, używa się już koszulek i spodni odmiennych kolorów. Mówimy o tym, ponieważ jak sami widzicie, krykiet miał niemały wpływ na futbol. Podobnie było z rugby, o czym jeszcze powiemy.

W pierwszym finale FA Cup Wanderers ubrani byli w stroje różowo-czarno-czerwone. Ich rywale – Royal Engineers – wystąpili w ciemnej czerwieni i granacie w stylu marynarki wojennej, bo był to klub wojskowy. Blackburn Rovers, jeden z najbardziej zasłużonych angielskich klubów, grał w białych koszulkach z krzyżem maltańskim, symbolem Shrewsbury School. Kilku z założycieli klubu uczęszczało bowiem do tej właśnie szkoły. Wczesna piłkarska etykieta narzucała też graczom noszenie wspomnianych wcześniej nakryć głowy.

Pierwsze koszulki piłkarskie były ciężkie i niewygodne. Szyto je bowiem z bawełny, a czasem nawet z wełny (na wzór kamizelek do krykieta nakładanych na bawełniane koszulki). Do tego miały długie rękawy. Wyobraźcie to sobie: „jest lipcowa niedziela, godzina 17, pogoda i koszulki nie sprzyjają graniu w piłkę”. Piotrek Ćwielong byłby przerażony. Dziś mówiąc o koszulkach retro, mamy często na myśli takie z kołnierzykami zapinanymi na guziki pod szyją. I rzeczywiście, takie w początkach gry noszono, ale wcale nie było to obowiązująca normą. Najczęściej koszulki pod szyją uszyte były w łuk, bez żadnych udziwnień.

Futbol dla ludu pracującego

W XIX wieku nie zawsze wszystkie koszulki w drużynie były identyczne. Miały oczywiście takie same (lub prawie takie same) kolory i wzory, ale każdy piłkarz załatwiał sobie koszulkę indywidualnie. Pochodziły one więc często od różnych krawców – bywało, że pasy były różnej szerokości, a kolor koszulki miał delikatnie inny odcień od reszty. Dość istotny był tu czynnik ekonomiczny, który wpływał zresztą na to, jak koszulki wyglądały. Dziś możemy na to nie zwracać uwagi, ale 150 lat temu miało to ogromne znaczenie.

Jak już wspomnieliśmy, początki gry to właściwie prywatny folwark angielskiej klasy wyższej czy nawet arystokracji (tej niższego szczebla). Dość szybko jednak do głosu doszła klasa robotnicza, która pokochała futbol i nie zamierzała zostawić go na własność bogaczom. W Szkocji stało się to jeszcze szybciej niż w Anglii – tam tak naprawdę pracownicy fabryk odpowiedzialni byli za rozwój piłki nożnej w najwcześniejszym stadium.

Spalony i Tsubasa, a kolory koszulek

Skomplikowane wzory charakterystyczne były więc dla bogaczy, którzy mogli sobie na nie pozwolić. Proste, jednokolorowe koszulki były domeną drużyn robotniczych, bo były po prostu tańsze. I tutaj dochodzimy do kolejnego fascynującego faktu – przepisu o spalonym, który, wbrew pozorom, ma bardzo wiele wspólnego z koszulkami.

Pierwsze zasady gry w piłkę nożną uznawały za spalonego sytuację, w której zawodnik znajduje się za linią piłki (ale nie w momencie podania, tylko cały czas). Czyli dokładnie tak jak do dzisiaj w rugby. Podania do przodu były niedozwolone. Dokładnie tak jak w rugby. Kolory koszulek czy ich wzory nie miały więc większego znaczenia! Zawodnicy drużyny atakującej wiedzieli, że ich koledzy muszą znajdować się za nimi – innego wyjścia nie było. Po zmianie przepisu o spalonym całkowicie odmienne kolory stały się niezbędne, aby gra była płynna.

Ówczesna gra ofensywna wyglądała, na dzisiejsze standardy, komicznie. Trochę jak w rugby, trochę jak w „Kapitanie Tsubasa”. Jeden z zawodników – ten najlepszy technicznie – ruszał z piłką do przodu, a reszta go otaczała i asekurowała, broniąc przed atakami rywali. Na więcej pozwalano też w kwestii fauli, a podania należały do rzadkości. Tak więc gdy do głosu doszły drużyny robotnicze, zmieniły się też koszulki.

Niektóre z nich miały wzory – były w paski, przepołowione czy w szachownicę – ale prostota zaczęła brać górę. Jednolite, bardzo często białe, były najpopularniejsze. Co najważniejsze – przeciwne drużyny zaczęły nosić koszulki w całkowicie innych barwach. A jeśli wspomnieliśmy już o pasach, początkowo były one wyłącznie poziome. Pionowe pojawiły się około 1883. Wcześniej pracownicy warsztatów tkackich nie potrafili szyć inaczej niż poziomo – nie było po prostu odpowiednich maszyn.

Pierwsze koszulki nie miały herbów, bo i kluby takich nie posiadały. Najlepsi, wybierani do drużyn reprezentujących hrabstwo lub kraj, do koszulek klubowych doszywane mieli symbole swoich regionów lub symbole narodowe. Piłkarze Dumbarton, pierwszego mistrza Szkocji, nosili na piersi w latach 80. XIX wieku jeden z symboli kraju – lwa.

A skoro jesteśmy już przy szkockich klubach, nie można nie wspomnieć o Hibernian FC i Celticu. Oba kluby zostały założone przez biednych irlandzkich imigrantów. Przy aktywnym udziale Kościoła katolickiego irlandzkie kluby imigranckie zaczęły rosnąć jak grzyby po deszczu. Wszystkie łączyło jedno – kolory koszulek. Ich zielono-białe barwy były przeciwieństwem niebieskich i czerwonych strojów klubów unionistów. Sektarianizm w Szkocji miał się wtedy świetnie i podział ten widoczny był też na boiskach.

Dzisiaj zdecydowana większość tych religijnych i politycznych podziałów już nie istnieje. Wyjątkiem są – rzecz jasna – Old Firm Derby, czyli pojedynek Celticu z Rangersami. I jeszcze mały bonus o tych pierwszych – jeden z ich pseudonimów, „The Hoops”, wziął się od wzoru na klubowych koszulkach. Hoops to bowiem po angielsku pasy (tak, „stripes” też), a te poziome stały się jednym z ponadczasowych symboli Celticu.

Profesjonalizacja gry i ubioru

Pierwszą firmą, która profesjonalnie zajęła się szyciem koszulek piłkarskich, była Bukta, założona w 1879 przez Edwarda Robinsona Bucka. Firma początkowo szyła spodenki dla żołnierzy biorących udział w wojnach burskich. W 1884 w koszulkach ich produkcji pojawiła się ekipa Nottingham Forest. Wtedy też piłka zaczęła się mocno zmieniać, na co ogromny wpływ miała drużyna Darwen FC. Jej zawodnicy byli pracownikami przędzalni bawełny i w 1879 spotkali się w półfinale FA Cup z Old Etonians. Nastąpiło zderzenie dwóch światów – robotniczego z arystokratycznym.

Po dwóch powtórkach (ta tradycja przetrwała w FA Cup do dzisiaj) Darwen ostatecznie przegrało, ale mecz ten jest postrzegany jako punkt zwrotny w historii futbolu. Rzecz tyczy się również strojów. Gracze Darwen zagrali w krótkich spodenkach, co było innowacją, bo do tej pory grano w długich nazywanych „knickerbockers” (w znacznie bardziej tradycyjnym krykiecie do dzisiaj gra się w długich spodniach). Było to powodem do kpin z drużyny robotniczej. W ślady Darwen poszły jednak setki nowych drużyn, zwłaszcza w północnej i środkowej Anglii. Piłka stała się sportem klasy średniej.

Końcówka XIX wieku to legalizacja opłacania zawodników (we wczesnych edycjach FA Cup za zatrudnianie profesjonalistów groziło wykluczenie z rozgrywek), powstanie Football League (1888), opłaty za wstęp na mecz, słowem – początek komercjalizacji futbolu. Piłka nie była już sportem tylko dla graczy, ale też dla widzów. A ci musieli w łatwy sposób rozpoznawać swoich, żeby miało to sens. Kwestiami strojów piłkarskich zajęły się więc już same kluby, działające już wtedy jak firmy.

Ich właścicielami byli lokalni przedsiębiorcy zawdzięczający swoje fortuny rewolucji przemysłowej. W ramach cięcia kosztów kluby postawiły na najprostsze i najtańsze rozwiązania, choć od czasu do czasu pojawiały się nieco bardziej skomplikowane koszulki, takie jak np. pionowe pasy Sunderlandu. Sunderland w 1891 roku gościł Wolves, którzy pojawili się na meczu w niemal identycznych koszulkach.

To doprowadziło do powstania nowego przepisu. Stanowił on, że każdy klub musi zarejestrować swoje barwy przed sezonem, a każda drużyna musi mieć inne od rywali koszulki. Tym sposobem Wolves postawili na pomarańczowy i niebieski. W następnym sezonie złagodzono przepis, wymagając od drużyn drugiego zestawu koszulek – całych białych, gdyby pierwsze komplety okazały się zbyt podobne. Pierwszeństwo przy wyborze zależało od stażu w Football Association. Co ciekawe, gdy konflikt barw następował, koszulki musieli zmienić… gospodarze. Było więc dokładnie odwrotnie niż dzisiaj.

Inny kolor kołnierzyka i rękawków zawdzięczamy Aston Villi (1891), która tradycyjne wzory nosi także dzisiaj. Styl ten stał się dominującym na następne kilkadziesiąt lat, choć wiele drużyn decydowało się tylko na odmienne barwy kołnierzyka, rękawki zostawiając w takim kolorze jak korpus. A co z getrami, zapytacie? Ano, ich kolor długo mógł być dowolny. Zmieniło się to dopiero na przełomie XIX i XX wieku.

Knickerbockers? A na co to komu?

Na getry nakładano ciężkie, zwykle drewniane ochraniacze. Tak, noszono je wtedy na getrach, a nie pod. A jeśli jesteśmy już przy „knickerbockersach”, warto nadmienić, że wybór był wówczas ubogi – były białe, czarne lub granatowe. Zdarzało się, że zawodnicy jednej drużyny mieli spodnie kilku kolorów. FA zapewniała reprezentantom kraju tylko koszulki, spodnie musieli mieć prywatne, tak samo rzecz miała się z getrami. Pod koniec stulecia większość brytyjskich drużyn grała już w takich barwach i wzorach, jakie znamy do dzisiaj.

W XX wieku zniesiono nakaz zakrywania kolan i krótkie spodenki stały się normą. Wtedy też zaczęła się moda na sznurowane kołnierzyki. Pasy na koszulkach były coraz szersze (2-3 cale zamiast jednego). Do użycia weszły też koszulki z wzorem „V” (zagrał w takich Manchester United w finale FA Cup w 1909), dziś stosowanym przez Girondins Bordeaux. W pierwszych dekadach XX wieku praktycznie zniknął ze świata piłki kolor różowy i nie zmieniło się to do dzisiaj.

Najpopularniejsze wyjątki to włoskie Palermo i nowo powstały Inter Miami (klub Davida Beckhama w MLS). Powód? To nie do końca pewne, ale przypuszcza się, że róż był uważany za niewystarczająco męski. Biorąc pod uwagę robotniczy charakter futbolowego świata – nie może to dziwić. Koszulki w każdym sezonie były inne, ale z nieco innego powodu niż dzisiaj. Technika produkcji, jeszcze słabo zaawansowana, nie pozwalała na zachowanie oryginalnych kolorów po wielu praniach.

Polskie granie

Na początku XX wieku futbol trafił w najróżniejsze zakamarki świata, w tym do Polski. Pierwsze lata nowego stulecia to wysyp pierwszych polskich klubów. Za najstarsze uznaje się, nieistniejące już, kluby lwowskie – Czarnych, Lechię i Pogoń, choć na terenie Polski kluby sportowe powstawały już w XIX wieku. Zakładali je niemieccy i angielscy robotnicy w Łodzi. Oprócz tego, że nie zakładali ich Polacy, uruchamiały one swoje sekcje piłkarskie nieco później, już w XX wieku. Nie bierze się ich zatem pod uwagę w zestawieniach najstarszych klubów.

Do Polski od razu trafił już ten nowoczesny, wygodniejszy styl ubioru piłkarzy. Spodenki były zwężane, ale ciągle stosowano do nich pasek. Gumę w szortach zaczęto masowo stosować dopiero po II wojnie światowej. Same koszulki na początku były głównie gładkie, ale już kilka lat po powstaniu polskie kluby zaczęły doszywać swoje symbole na piersi – Czarni mieli wielkie „C”, Wisła białą gwiazdę (którą na koszulkach miała praktycznie od samego powstania), Legia „elkę”, Pogoń rycerza na koniu.

Reprezentacja Polski swój pierwszy mecz rozegrała w 1921 roku. Od samego początku jednolita, biała koszulka i czerwone spodenki były naszym sportowym symbolem. Na piersi widniał wielki, biały orzeł w czerwonej obwódce. Podczas igrzysk olimpijskich w 1924 roku Polacy wystąpili w koszulkach z kołnierzykiem sznurowanym pod szyją (te z lat 1921–1923 nie miały ani kołnierzyka, ani sznurowania), a herb na lewej piersi zajmował jakieś ćwierć całej powierzchni z przodu trykotu.

Pierwsze lata funkcjonowania kadry narodowej to czerwone, a nie białe – jak dzisiaj – getry. Cała reszta pozostaje jednak mniej więcej taka sama, choć bywały od normy niewielkie odstępstwa. Przywiązanie do tradycji w polskiej drużynie narodowej jest jednak bardzo silne, co widzimy, oglądając występy „Biało-czerwonych” w XXI wieku lub wracając do transmisji z meczów z lat 70. czy 80.

Po zmianie godła w 1927 roku nieco zmieniły się też nasze koszulki. Tarcza z orłem uległa zmniejszeniu, ale ciągle zajmowała honorowe miejsce po stronie serca. 11 lat później podczas debiutu na mistrzostwach świata w szalonym meczu z Brazylią (6:5 dla rywali) Polacy pokazali się światu w białych koszulkach, białych spodenkach i… czarnych getrach. Nie pytajcie skąd czarne, nie wiemy. Koszulki wciąż były sznurowane pod szyją, ale już bez kołnierzyka. To było zresztą światowym standardem już przed turniejem – z niektórych koszulek pozbyto się guzików, zastępując je właśnie sznurowadłami. Czasami całkowicie rezygnowano z jakiejkolwiek formy wiązania czy zapinania.

Mecz z Brazylią był wyjątkowy z jeszcze jednego powodu – gol Leonidasa na 5:4, już w dogrywce, został zdobyty przez Brazylijczyka gołą stopą, co było wtedy niedozwolone. Sędzia spotkania, Szwed Ivan Eklind, nie zauważył tego, ponieważ mecz odbywał się na błotnistym boisku, a Brazylijczycy wystąpili w… czarnych getrach.

„Ósemka”, „dziesiątka”…

Koszulka piłkarska ciągle nie była wtedy gadżetem. Nikt nie myślał o masowej produkcji w celu zarobienia pieniędzy na funkcjonowanie klubu, ale standardem stawało się powoli korzystanie z profesjonalnych firm ubierających sportowców. Wyzwanie wspomnianej wcześniej Bukcie rzucili w 1920 roku bracia Humphrey. W 1924 ich firmę przechrzczono na doskonale znane dzisiaj Umbro. Daleko jeszcze było do koszulkowej rewolucji, ale wzory koszulek zaczęły być nieco bardziej wymyślne. Polegało to jednak głównie na różnych wariantach pasów czy innych niż reszta koszulki kolorów kołnierzyków. W 1921 roku FA zmieniło zasadę zmiany strojów w przypadku konfliktu kolorów – od wtedy to drużyna przyjezdna zobowiązana była do włożenia drugiego zestawu.

W tym samym roku IFAB ustalił, że bramkarze w meczach międzynarodowych będą nosili intensywnie żółte bluzy. Okazało się to zmianą na stałe, z tym że kolor bluzy golkipera może być jakikolwiek, byle znacząco odróżniał się od reszty zespołu. Żółte koszulki były wtedy niezwykłą rzadkością (stąd taka właśnie propozycja), co nie przeszkodziło delegatowi FA arogancko zaproponować koloru czerwonego dla bramkarzy. Zaprotestował przeciw temu przedstawiciel walijskiej federacji i propozycja Anglików została odrzucona.

Lata 30. to niewielkie modyfikacje, takie jak pasek innego koloru na spodenkach (Everton). Warto jednak zaznaczyć, że podobne zabiegi stosowano już w erze wiktoriańskiej na „knickersach”. Lekkiej rewolucji dokonał Arsenal, wprowadzając bardzo szerokie kołnierzyki. W 1928 roku po raz pierwszy w historii europejskiej piłki użyto numerów na plecach. Stało się to w meczach Sheffield Wednesday – Arsenal i Chelsea – Swansea, ale Anglicy akurat w tym przypadku byli daleko w tyle za innymi krajami. Pierwsze potwierdzone spotkanie z użyciem numerów to… Australia. Angielska kolonia wprowadziła ten trend w 1911 roku podczas meczu Sydney Leichardt z HMS Powerful. Rok później w Nowej Południowej Walii stało się to obowiązkowe.

W Ameryce Południowej pierwsza była Argentyna. Podczas tournée szkockiego Third Lanark FC gracze szkoccy i argentyńscy (drużyna Zona Norte, składająca się z lokalnych chłopaków) ubrali koszulki z numerami 1-11. Rok później to samo stało się w Stanach Zjednoczonych, choć tam jedynie gospodarze użyli numerów w spotkaniu Fall River Marksmen – St. Louis Vesper Buick. Co ciekawe, w finale FA Cup w 1933 piłkarze Evertonu nosili numery od 1 do 11, a zawodnicy Manchesteru City… od 12 do 22. Nie pytajcie dlaczego, tego też nie wiemy. Przez wiele lat numery na koszulkach przypisane były do pozycji, na jakiej zawodnik występował, i choć ten przepis nie zachował się do dziś, ciągle ochoczo mówimy o boiskowych „ósemkach”, „dziewiątkach” czy „dziesiątkach”. Nietrudno domyślić się, że jest to bezpośrednim rezultatem wydarzeń w piłkarskim świecie na początku XX wieku.

Na przełomie lat 30. i 40. numery na koszulkach stały się obowiązkowe praktycznie na całym świecie. Spodenki szyto dłuższe niż wcześniej, często do kolana, co niekoniecznie było wygodne dla niższych piłkarzy. Były to bodaj ostatnie istotne zmiany przed wybuchem II wojny światowej. Po wojnie zmienił się nie tylko świat, ale i piłka nożna, i koszulki noszone na murawie. Ale o tym opowiemy już w drugiej części naszej koszulkowej opowieści.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze