Futbol odKANTowany: Zachwyt nad niczym


Polscy piłkarze w ostatnim meczu eliminacyjnym do MŚ rozgromili reprezentację San Marino 10:0. Nigdy wcześniej w meczu o punkty nie strzeliliśmy naszym rywalom tylu bramek. Stadion w Kielcach przeszedł do historii, zdobywcy goli również. W kraju cieszono się, z fantazją komentowano poszczególne partie spotkania. Mnie nie udzieliła się pompatyczna atmosfera, pozostało natomiast uczucie niesmaku.


Udostępnij na Udostępnij na

Nie zamierzam kwestionować dobrego stylu gry, podważać umiejętności najlepszych graczy na boisku. Wynik jak najbardziej godny odnotowania w futbolowych zapiskach, splendor chwały spływający na zawodników po spotkaniu całkowicie zasłużony. Wciąż liczymy się przecież w walce o awans, co każdego kibica w nadwiślańskim kraju powinno niezmiernie cieszyć. Wypada jednak poważnie zastanowić, czym dla nas, Polaków, był triumf nad San Marino? Pokrzepiającym serca spektaklem, czy rzeczywiście świetnym widowiskiem, udowadniającym drzemiący w naszej kadrze nieprzeciętny potencjał? Śmiem twierdzić, że po hańbiącej klęsce w Belfaście, wygrana z najgorszym zespołem świata przywróciła fanom nadzieję, zupełnie pozbawiając zdolności rzetelnej oceny sytuacji. Ogrywając amatorów z San Marino nie zdobyliśmy uznania w Europie, zaistnieliśmy co najwyżej w statystyce jakiegoś pasjonaty. Przeżyłem szok obserwując reakcje polskiego społeczeństwa dzień po kanonadzie naszych bombardierów.

Leo Beenhakker ma powody do zadumy
Leo Beenhakker ma powody do zadumy (fot. PZPN.pl)

Szósta rano, pociąg linii Gliwice – Katowice. Rzesza studentów przeciskająca się z przedziału do przedziału potrafiła rozbudzić największego śpiocha. Schowany w tłumie miałem okazję przysłuchać się rozemocjonowanym rozmowom moich rówieśników. Ci sami, którzy kilka dni wcześniej wulgarnie utyskiwali na Boruca i Beenhakkera, zdawali się przejść metamorfozę poglądów. Zapomniany Smolarek nagle otrzymał status najlepszego grajka ostatnich lat. Ledwo zipiąca w czasie pojedynku z Irlandczykami formacja pomocy stanęła na wysokości zadania. Krzynówek już nie faulował bezsensownie, nie posyłał irytujących piłek do nikogo – pewnie kierował poczynaniami zespołu. Wszyscy kręcili głowami z wyraźnym niedowierzaniem , gdy tylko ktoś napomknął o rywalizacji między bramkarzami. Jak holenderski selekcjoner mógł stawiać na fatalnie spisującego się Boruca, kiedy w pobliżu znajdował się pewny Fabiański. W pewnym momencie mnogość gorączkowych sprawozdań i relacji stała się nie do zniesienia. Uruchomiłem odtwarzacz mp3 i dalszą podróż spędziłem delektując się muzyką. Wysiadając w Katowicach zdziwiłem się wielce, że z dworcowych membran głośnikowych nie wypłynęła znana melodia „We are the champions”. W przerwach między zajęciami jak ognia unikałem kolegów, demonstrujących na wydziałowym korytarzu niecodzienny strzał Smolarka, po którym padł jeden z goli. Do domu wracałem omijając szerokim łukiem kioski Ruchu. Wiszące w gablotach tabloidy raziły krzykliwymi nagłówkami. Dość, jak na jeden raz miałem czytania o chwalebnej „victorii”. Do końca dnia postanowiłem wziąć rozbrat z mediami.

Czy ekipa złożona z kelnerów i stolarzy mogła sprawić nam trudności? Nieważne jak wysoki rezultat uzyskalibyśmy w Kielcach, mizerność i słabość przeciwnika jest doskonale znana. Rozkoszując się odniesionym zwycięstwem wystawiliśmy nadszarpnięta już reputację polskiej piłki na pośmiewisko w Europie. W następnych kluczowych eliminacyjnych spotkaniach musimy pokazać i wykorzystać wszystkie atuty, o których tak szeroko wtedy rozprawiano. Kibice nie wybaczą kolejnej kompromitacji, a z San Marino nie przyjdzie nam się już więcej potykać. A szkoda, czekałoby nas wiele niezapomnianych momentów.

Klasę Niemców, Hiszpanów, Anglików poznaje się nie po mało atrakcyjnych starciach z Luksemburgiem, Wyspami Owczymi, ale po tym, jak radzą sobie z rywalami z najwyższej półki. Polacy serwują swoistą przeplatankę formy i prezentowanego poziomu. Po genialnym w ich wykonaniu meczu z Czechami, „uraczono” nas bolesnymi porażkami ze Słowacją i Irlandią Płn. Osiągnięcie stanu stabilizacji nie zrewolucjonizuje kadry, oszczędzi nam jednak piania z zachwytu nad nokautowaniem drużyn pokroju San Marino.

Komentarze
Łukasz Koszewski (gość) - 15 lat temu

dobry tekst, takich w nam brakowało

Odpowiedz
~Pati (gość) - 15 lat temu

Bardzo mądry tekst.

Odpowiedz
~!!! (gość) - 15 lat temu

Super tekst!!

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze