Futbol jest wielki: Kim był Pichichi?


8 lipca 2010 Futbol jest wielki: Kim był Pichichi?

Zapraszam do lektury tekstu o piłkarzu, o którym każdy słyszał, a prawie nikt nie wie, kim był. Dla kibiców jego przydomek stał się synonimem snajpera, napastnika, synonimem króla strzelców. Panie i panowie: Rafael Moreno, zwany „Pichichi”.


Udostępnij na Udostępnij na

Niepozorny snajper

Rafael Moreno Aranzadi był jednym z wielkich herosów hiszpańskiego futbolu ery przed utworzeniem zawodowej ligi. Obok takich graczy, jak Zamora, Zarra czy Irribar tworzył podwaliny tego, czym dzisiaj zachwycają się kibice na całym świecie. Moreno urodził się w 1892 roku w Bilbao. Gdy miał 6 lat, w jego mieście powstał klub, z którym miał związać się na całe życie. Athletic, najlepsza drużyna pierwszych lat hiszpańskiego futbolu, przyjął go w swoje szeregi w 1911 roku. Wcześniej nie trenował regularnie, jego warunki fizyczne też nie wzbudzały podziwu, miał bowiem ledwo 154 cm wzrostu – Messi i reszta katalońskich maluchów mogłaby patrzeć na niego z góry. Jednak już dwa lata później „Pichichi” rozegrał swój pierwszy oficjalny mecz. I to przeciwko nie byle komu, rywalem Athletiku był bowiem Real Madryt. Później wszystko potoczyło się już bardzo szybko i z bardzo wielkim rozmachem.

Emilio Butragueno i Raul - wybitni następcy Moreno
Emilio Butragueno i Raul – wybitni następcy Moreno (fot. archivo.marca.com)

Ówczesną główną areną zmagań hiszpańskich klubów był Puchar Króla. „Pichichi” wystąpił w sześciu edycjach tego turnieju, wygrywając czterokrotnie. Rozegrał w nich 89 spotkań, strzelając 77 goli. Wynik ten jest z pewnością wybitny, jednak nawet on blednie, gdy porównamy go ze statystykami Moreno uwzględniającymi wszystkie mecze. 200 goli w 170 meczach – więcej niż jedna bramka na spotkanie. Oczywiście dane, ze względu na swoje „zaokrąglenie”, nie są w pełni prawdziwe, jednak z pewnością nie zmieniają ogólnego obrazu postaci napastnika. Przez całą karierę był najlepszym strzelcem we wszystkich rozgrywkach, w których grywał. Poza genialnymi statystykami, Rafael zapisał się w historii Athletiku Bilbao i hiszpańskiego futbolu dzięki strzeleniu pierwszego gola na San Mames. Znienawidzony przez wszystkich ligowych piłkarzy stadion jest dla Basków czymś w rodzaju sanktuarium, świątynią futbolu w rozumieniu nawet bardziej ortodoksyjnym niż Santiago Bernabeu i Camp Nou.

„Pichichi” był również częścią składu reprezentacji Hiszpanii, gdy ta rozgrywała swój pierwszy mecz międzynarodowy. Był na olimpijskim turnieju w Antwerpii, z którego wrócił ze srebrnym medalem na szyi. Łącznie w drużynie narodowej rozegrał ledwo pięć spotkań, strzelając tylko jednego gola.
Przez znakomitą większość swojej kariery Moreno grał z charakterystycznym nakryciem głowy – białym czepkiem, który sprawiał, że mimo nikczemnej postury, był doskonale rozpoznawalny na murawie. Matka natura pozbawiła go wzrostu, jednocześnie dając takie cechy, jak szybkość, wytrzymałość i zwinność.

Upadły bohater

Jednak, o dziwo, ten wspaniały gracz stał się pod koniec kariery obiektem ataków ze strony fanów baskijskiego klubu. Zniechęcony do zawodowego kopania piłki, „Pichichi” podjął decyzję o przejściu na sportową emeryturę. W wieku 27 lat postanowił zostać sędzią, rozpoczął nawet stosowny kurs…

…ale niespodziewanie przegrał swój najważniejszy mecz. Mecz nierówny, z przeciwnikiem, który nie grał czysto. Przegrał z tyfusem, umierając w wieku 29 lat. Śmierć, jak to zwykle bywa, zmieniła sposób postrzegania jego osoby. Znów był wielki, znów był szanowany, znów był tym „Pichichim”.

Ożywiona legenda

W kilka lat później jego masywne popiersie z brązu ozdobiło wejście na San Mames, stając się pierwszym akordem legendy. Drużyny rywali, przyjeżdżając na mecze, zawsze składały kwiaty przy tym pomniku, pielęgnując tym samym pamięć pierwszego goleadora Hiszpanii. Jednak to nie kwiaty, to nie pomniki zapewniły Moreno nieśmiertelną sławę. Zrobiła to hiszpańska gazeta „Marca”, w 1953 roku po raz pierwszy przyznając nagrodę dla najlepszego strzelca ligi i nadając mu nazwę Trofeo Pichichi. W tym samym czasie, w tym samym miejscu powstała inna nagroda, nazwana na cześć serdecznego przyjaciela Moreno, Trofeo Zamora – laur dla najlepszego bramkarza. Z czasem liczba nagród się podwoiła. Najpierw doszła ta, która honorowała najlepszego hiszpańskiego strzelca (Trofeo Zarra), a całkiem niedawno „Trofeo Di Stefano”, dla najlepszego gracza ligi.

Kilkanaście lat wcześniej swoją cegiełkę do uczynienia Moreno nieśmiertelnym dołożył znany hiszpański malarz, Aurelio Arteta. Ów impresjonista umieścił go na jednym ze swoich obrazów. „Pichichi” stoi lekko oparty, na sobie ma charakterystyczny, pasiasty strój Athletiku Bilbao. Widać, że flirtuje ze stojącą obok kobietą.

Przykład dla potomnych

Do dziś, nie tylko w Hiszpanii, najlepszy strzelec drużyny, ligi czy też turnieju otrzymuje zaszczytny tytuł „Pichichi”, czyli, o czym nie każdy wie, mała kaczka. O to, by być taką właśnie kaczką, biją się najlepsi gracze świata. Najwybitniejszym następcą Moreno był z pewnością inny Bask, który urodził się na rok przed śmiercią „Pichichiego”, Telmo Zarra. Wygrał on nagrodę dla najlepszego gracza ligi aż sześc razy, co jest rekordem, mogłoby się wydawać, nie do pobicia. A jednak trzem piłkarzom zabrakło tylko jednego tytułu, by dogonić Zarrę. Najpierw próbował wielki Alfredo di Stefano, chwilę potem nieco zapomniany Enrique Castro „Quini”, który szalał w koszulce Sportingu Gijon. W latach 80. fantastyczną serię miał „Hugol” Sanchez. Meksykanin zasłużył sobie na przydomek „Pentapichichi”. „Pichichim” nazywa się też czasem Diego Forlana.

Rafael Moreno, umierając w roku 1922, z pewnością nawet nie marzył o takiej sławie. Nie myślał o tym, że jego przydomek stanie się wyrazem najwyższego uznania, nagrodą, na którą pracuje się długi czas. Nie sądził, że stanie się legendą, która nigdy nie zostanie zapomniana.

Tak więc pamiętajmy o Rafaelu Moreno, zachwycając się statystykami Messiego, pamiętajmy, sumując trafienia Cristiano Ronaldo i gole Villi. Pamiętajmy o „Pichichim”!

Najnowsze