Francuski czołg „Samuel Umtiti” zardzewiał na dobre?


Najpierw dwa kapitalne sezony w Barcelonie, a później im dalej w las, tym gorzej. Samuel Umtiti zaczął sięgać dna

4 stycznia 2020 Francuski czołg „Samuel Umtiti” zardzewiał na dobre?
futbolsapiens.com

Los tytułowego protagonisty przypomina starą jak świat historię rodem z bajek o Herkulesie czy filmów o maklerze dorabiającym się fortuny. Tyle że w alternatywnej rzeczywistości, na opak, bo wątek owej fabuły prowadzi z góry na dół, na co zwykło się mówić "od bohatera do zera". Zera, którego Samuel Umtiti zaczął sięgać na tyle mocno, że jego świetny okres w Barcelonie z lat 2016–2018 odszedł nieco w zapomnienie. Pytanie, czy tę karierę można jeszcze uratować?


Udostępnij na Udostępnij na

Prawdopodobnie żaden inny zawodnik Barcelony w obecnej dekadzie nie zaliczył takiego upadku, jakiego doznał mistrz świata z 2018 roku. Przed transferem do stolicy Katalonii piłkarz nieznany zbyt dobrze szerszej publiczności, ale dysponujący wówczas niemałą renomą we Francji. I zresztą słusznie, bo jak się później okazało, wszystkie ciepłe słowa wobec środkowego obrońcy Lyonu sprawdziły się co do joty. Umtiti niemal z miejsca stał się kluczowym trybikiem w formacji defensywnej Barcelony i udowodnił, że w trudniejszych warunkach bojowych niż Ligue 1 potrafi radzić sobie wyśmienicie.

Początek końca miał miejsce w maju 2018 roku

Do momentu rozegrania El Clasico dnia 6 maja 2018 roku wszystko zmierzało w jednym kierunku. Kierunku chwały, którą zaczął zdobywać Samuel Umtiti fantastycznymi występami na przestrzeni wielu miesięcy. Wtedy szczególnie kibice „Dumy Katalonii” byli wręcz wniebowzięci. Na ich oczach narodził się bowiem reinkarnowany Carles Puyol. Co prawda nie we własnej osobie, bo o innym kolorze skóry i lewonożny, ale podobieństw w genialnej grze defensywnej było co niemiara. Ówczesny francuski bohater doczekał się nawet na własną cześć memów, które po dziś dzień krążą po różnych zakątkach internetu.

W sezonie 2016/2017 Barcelona wygrała 18 meczów La Liga z rzędu, w których wystąpił Samuel Umtiti.

W sezonie 2017/2018 Barcelona miała serię 33 meczów bez porażki, w których wystąpił Samuel Umtiti.

Innymi słowy, absolutnie nic nie wskazywało na to, że nowy nabytek warty (bagatela!) jedyne 15 mln euro z pierwszej linii frontu wyląduje w garażu jako wadliwa maszyna. Nie, to było nie do przewidzenia, bo nie dość, że Samuel Umtiti był wówczas jednym z kilku najlepszych stoperów na świecie, to jeszcze dzisiaj, gdyby nie późniejsze problemy Francuza (opisane niżej), Virgil van Dijk być może nie dzierżyłby w swoich rękach tytułu mistrza defensywy. Niedoszły konkurent z kameruńskiego Yaounde z pewnością miałby w tej sprawie coś do powiedzenia. Ale niestety…

Los chciał, że „Big Sam” odniósł pewną bardzo chimeryczną kontuzję kolana. Chodziło mianowicie o zapalenie chrząstki i związane z tym dolegliwości, które (jak podawały hiszpańskie media) przypominały te Carlesa Puyola. Dokładnie te, które zmusiły byłego kapitana Barcelony do zakończenia kariery. Ból i dyskomfort nasilały się, aż w końcu po 6 maja 2018 roku sztab medyczny katalońskiego klubu zdecydował, że Umtiti zakończy sezon 2017/2018 przedwcześnie. Oczywiście z zaleceniem operacji.

Ambicja i pogoń za marzeniami? Czy upartość i głupota?

Zalecenie operacji Samuel Umtiti przyjął w sposób lekkoduszny. Francuz wiedział, że lada moment rozpocznie się mundial w Rosji, więc zastosował leczenie zapobiegawcze. Tym samym trenował i rozgrywał mecze w reprezentacji z małym bólem, co finalnie obyło się bez poważnych konsekwencji. Ryzyko warte świeczki? Patrząc na nagrodę, zapewne tak, jednak cena tego sukcesu mogła być w dalszej perspektywie bardzo dotkliwa. Piłkarz Barcelony postawił na szali naprawdę wiele i jak się później okazało, zgubne były ambicje oraz myśl, że ból zniknie.

iGol.pl

Kiedy sezon 2018/2019 wystartował, wydawało się, że prześladujące dolegliwości zniknęły. Umtiti rozegrał pierwsze siedem meczów nowej kampanii z rzędu. Niestety ból w kolanie z każdym większym wysiłkiem narastał, przez co Francuz nie mógł grać na 100% swoich możliwości. Sztab medyczny Barcelony znów powiedział „stop”, po czym 26-latek podjął kolejną wątpliwą decyzję. Odmówił operacji, która wykluczyłaby go z gry na pół roku, i udał się na leczenie alternatywne. Bez udziału chirurgów, a z pomocą fizjoterapeutów.

Podczas mistrzostw świata musiałem wywierać presję na moim kolanie, ale dzięki temu jestem teraz mistrzem świata. W życiu trzeba podejmować decyzje, a ja podjąłem właśnie taką. I jej nie żałuję.Samuel Umtiti

Minęło sześć tygodni, po których Samuel Umtiti wrócił na boisko w meczu z Atletico Madryt (24 listopada 2018). To miał być powrót na dobre, ale okazał się fiaskiem, gdyż niewyleczony uraz odezwał się ze zdwojoną mocą. Francuz musiał zatem wrócić do boksu, tylko że tym razem na zdecydowanie dłużej, bo trzy miesiące. Nadal bez zabiegu, z nadzieją na powrót do pełni zdrowia i pierwszego składu „Blaugrany”. Owe absencje spowodowały, że były zawodnik Lyonu stracił aż 45 spotkań do rozegrania w kampanii 2018/2019, co nie mogło pozostać bez negatywnego echa. Echa, którym stała się postać Clementa Lengleta. Krótko mówiąc, hierarchia defensorów w zespole Ernesto Valverde uległa zmianie.

Samuel Umtiti odbije się od dna?

Podczas nieobecności Umtitiego nowy nabytek Barcelony z Sevilli regularnie zyskiwał na zaufaniu trenera. Inną sprawą jest fakt, że Barcelona tak naprawdę nie posiadała innego defensora w zanadrzu. W konsekwencji sezon 2019/2020 „Duma Katalonii” rozpoczęła w składzie z  Lengletem, który – tak jak swego czasu Samuel Umtiti – wywarł na kibicach naprawdę solidne wrażenie jako zastępca docelowego następcy Gerarda Pique (o ironio).

Na przestrzeni półtora roku młodszy o dwa lata Francuz zdążył rozegrać już 65 spotkań w koszulce „Barcy”, a „Big Sam”? Nawet w chwili, gdy urazy nie dawały się we znaki, nie mógł liczyć na odzyskanie swojej dawnej pozycji. Został po prostu zepchnięty na boczny tor. I ten stan trwałby zapewne aż do momentu odejścia Umtitiego z Barcelony, o którym hiszpańskie gazety rozpisują się od kilku miesięcy, ale niedoczekanie. Samuel zbywa wszelkie plotki transferowe i zapowiada, że „wróci do żywych”.

Pytanie tylko, czy kibice Barcelony powinni w te słowa uwierzyć? Wyczekiwać powrotu do formy swojego byłego ulubieńca? Liczyć na to, że owa pierwotna i niemal doskonała wersja środkowego obrońcy jest jeszcze do uratowania? Pytanie trudne, choć Ernesto Valverde nieśmiale zdradza odpowiedź. Szkoleniowiec „Dumy Katalonii” wydaje się oczekiwać na powrót tego „Big Sama”, który dawał mu gwarancję świetnej gry defensywnej choćby w sezonie 2017/2018.

W ostatnich tygodniach Samuel Umtiti dostawał szanse na grę od 1. minuty i co ważne, po raz pierwszy od pojawienia się chronicznych problemów z kolanem rozegrał trzy spotkania z rzędu. I fakt, o nawiązaniu do lat świetności jeszcze nie ma mowy, bo widać w grze Umtitego spore braki w ograniu i pewności siebie, jednak jeśli na kogoś Barcelona miałaby czekać, na pewno byłby to Samuel Umtiti.

Jednym z problemów w kwestii powrotu „Big Sama” na najwyższe obroty może być fakt, że jego organizm nie jest w tej chwili przystosowany do rozgrywania spotkań na topowym poziomie. W takim klubie jak Barcelona wszelkie deficyty krzyczą ze zdwojoną mocą i jako że obecny sezon wkracza w decydującą fazę, trudno spodziewać się sytuacji, w której ktoś ośmieli się jednoznacznie postawić na Francuza. A przecież on tego właśnie potrzebuje. Jak ryba wody.

Następstwem powyższego mogą być również dolegliwości zdrowotne wynikające z osłabienia stawów, kości i mięśni. Bo jak nie grasz, nie jesteś tak zahartowany, co w przypadku Samuela niestety dało się już we znaki. Na początku sezonu 2019/2020 Francuz złamał kość śródstopia na zgrupowaniu kadry, co wykluczyło go z gry na pięć tygodni. Jak widać więc, Samuel Umtiti przeżywa naprawdę trudny okres w swojej karierze, która z prostej drogi na szczyt przemieniła się w karuzelę płaczu. Istnieje nawet opcja, że francuski obrońca zakończy karierę wcześniej, niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać. Ale jak to mówią – nadzieja umiera ostatnia. A obecna kampania w barwach Barcelony? Jest decydująca. I albo wyznaczy dalszą przyszłość w stolicy Katalonii, albo sprowadzi Francuza na niższe piętro.

 

Barcelona

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze