FJW: Europejska przygoda Górnika Zabrze


Przypominamy historię drużyny, która dotarła do finału rozgrywek europejskich

23 kwietnia 2020 FJW: Europejska przygoda Górnika Zabrze
Górnik Zabrze - Manchester City, 29.04.1970 | Archiwum klubowe

Niecałe 8000 kibiców na stadionie było dla nich ledwie garstką. Praterstadion tego dnia nie umywał się do "Kotła Czarownic", ale gra toczyła się o dużo większą stawkę, niż miano najlepszej drużyny na Górnym Śląsku. Górnik, jako pierwsza drużyna w historii, zakwalifikował się do finału europejskich rozgrywek.


Udostępnij na Udostępnij na

W Austrii na zabrzan czekała potyczka z Manchesterem City, wówczas dwukrotnym mistrzem Anglii oraz zdobywcą jednego z najbardziej prestiżowych pucharów – Pucharu Anglii. Warto jednak przypomnieć sobie całą drogę, jaką przebył zabrzański Górnik, aby tej wiosny znaleźć się w europejskim topie. W końcu o tej drużynie pisano nawet piosenki…

Sezon 1968/1969

Cofnijmy się do samego początku, czyli sezonu, w którym Górnik de facto rozpoczął europejską przygodę. Aby zakwalifikować się do Pucharu Zdobywców Pucharu, trzeba było najpierw podnieść swoje krajowe trofeum. Do tego zabrzanie celowali o wiele wyżej – w mistrzostwo kraju. Sezon rozpoczął się dla Górnika wyśmienicie, bo od zwycięstwa nad Ruchem Chorzów i to na wyjeździe.

Runda jesienna zakończyła się dla Górnika bardzo dobrze. Osiem zwycięstw i brak porażek pozwolił zabrzanom rozsiąść się na fotelu lidera I ligi z przewagą trzech punktów nad drugą Legią Warszawa. Wiosną nadszedł kryzys – Górnik przegrał dwa mecze z rzędu z drużynami z dolnej części tabeli. Zabrzanie nie wytrzymali napięcia podczas meczu z GKS-em Katowice.

W 81. minucie sędzia Bogdan Hirsch nie uznał bramki wyrównującej dla Górnika Zabrze, według „Sportu” – słusznie. Stefan Floreński, obrońca zespołu z Zabrza, nie wytrzymał i zaatakował arbitra uderzając go w pierś. Ten decyduje się zakończyć spotkanie, a zabrzanie przegrywają spotkanie walkowerem. Pod koniec sezonu zabrzanie potknęli się także w pojedynku przeciwko Zagłębiu Sosnowiec i ostatecznie zostali wicemistrzem Polski, ustępując miejsca warszawskiej Legii.

Na meczach Górnika kibiców nigdy nie brakowało… | Archiwum klubowe

Przejdźmy jednak do Pucharu Polski. W tym zawodnicy Górnika pokonali między innymi Cracovię, Szombierki Bytom i Gwardię Warszawa. Mecz finałowy w Łodzi był wisienką na torcie całego sezonu – obrońcy trofeum zmierzyli się z ekipą Legii Warszawa. Fantastycznie spisał się Hubert Kostka, który obronił kilka ważnych strzałów i zachował czyste konto.

Wynik spotkania otworzył Włodzimierz Lubański, który w tym samym sezonie został królem strzelców ligi (czwarty rok z rzędu!) z dorobkiem 22 bramek w 26 meczach. Mecz zamknął Erwin Wilczek, który dochodził powoli do szczytu swojej kariery, a z Górnikiem zdobył trzeci Puchar Polski (później zdobył go jeszcze trzykrotnie).

W tym sezonie Górnik wycofał się z udziału w Pucharze Zdobywców Pucharów i nie występował na arenie międzynarodowej.

Droga do półfinałów

Rozpoczął się kolejny sezon. Górnik, który dwa sezony wcześniej zaszedł do ćwierćfinału Pucharu Mistrzów, nie był uważany za faworyta, ale z pewnością nikt na zabrzan trafić nie chciał. Ze wspomnianego Pucharu Mistrzów Górnika wyeliminował Manchester United, który ostatecznie podniósł trofeum.

Inauguracja kolejnego sezonu nie była tak udana, jak poprzednia. Górnik po zakończeniu zmagań jesiennych zajmował trzecie miejsce w tabeli, ze stratą ledwie punktu do lidera – Legii Warszawa. Jesień przyniosła ze sobą za to świetne wyniki na arenie międzynarodowej. W dwumeczu z greckim Olympiakosem „Trójkolorowi” zwyciężyli aż 7:2. Dwie bardzo ważne bramki na wyjeździe, dzięki którym Górnik zremisował 2:2, zdobył Erwin Wilczek. Pomocnik Górnika dorzucił od siebie także trafienie otwierające wynik w Chorzowie (mecze w ramach Pucharu rozgrywane były na Stadionie Śląskim).

Górnik Zabrze 1969/1970 | Archiwum klubowe

W 1969 zabrzanie zagrali jeszcze dwumecz przeciwko ekipie Rangers Glasgow. Tym razem Polacy przejechali się po kolejnym zespole, w dwumeczu gromiąc Szkotów 6:1. Trzy bramki zdobył łącznie Włodzimierz Lubański, rozpracowując zespół z Glasgow. Na Stadionie Śląskim zjawiło się osiemdziesiąt tysięcy widzów.

Nadeszła wiosna. Górnik zakończył zmagania ligowe na trzecim miejscu, a Puchar Polski rozgrywał się w nowym formacie – finał, na przykład, był otwarciem nowego sezonu. W ćwierćfinale Pucharu Zdobywców Pucharów zabrzanie trafili na drużynę Lewskiego Sofia. W Bułgarii zabrzanie doznali porażki 2:3, a dwie bramki dla Lewskiego zdobył Georgi Asparuchow – Bułgar, uważany wówczas za jednego z najlepszych napastników w Europie. Rok później Asparuchow zginął tragicznie w wypadku samochodowym.

W Chorzowie zabrzanie zagrali koncertowo – wynik spotkania otworzył Włodzimierz Lubański, a drugą bramkę zdobył Jan Banaś. Górnik Zabrze wygrał 2:1 i zameldował się w słynnym półfinale, gdzie czekała już jedna z najlepszych drużyn na kontynencie – włoska AS Roma.

Szalony trójmecz AS Romą

O drodze Górnika do finału Pucharu Zdobywców Pucharów powstał film dokumentalny, film fabularny oraz książka. We wszystkich produkcjach wątek meczu z AS Romą jest niezwykle istotny – sam trzymecz przeszedł przecież do historii futbolu. Przede wszystkim polskiego, bo żadna inna drużyna nie powtórzyła sukcesu Górnika Zabrze.

Wszystko zaczęło się pierwszego kwietnia w Rzymie. Trener AS Romy był bardzo zadowolony z wyniku losowania – Górnik był w teorii najsłabszą drużyną grającą w półfinale (oprócz Romy i Górnika zameldowali się w nich Manchester City oraz Schalke 04). Wynik dwumeczu otworzył Jan Banaś (o którym opowiada film „Gwiazdy”), włosi zdołali jednak wyrównać. Spotkanie mógł tak naprawdę rozstrzygnąć Włodzimierz Lubański, który zmarnował dwie stuprocentowe okazje. I tak, Górnik wracał do siebie z remisem 1:1. Teraz wystarczyło tylko ograć rzymian u siebie.

Program meczowy z meczu Górnik Zabrze – AS Roma / wikiGórnik

90 tysięcy widzów zgromadziło się na Stadionie Śląskim, aby obejrzeć spotkanie rewanżowe. Przyjechała delegacja 2500 kibiców z Rzymu, a Górnik nieoczekiwanie stał się nieznacznym faworytem meczu, przede wszystkim dzięki temu, co zawodnicy zaprezentowali we Włoszech. Już w pierwszych minutach legenda włoskiej piłki, Fabio Capello podszedł do rzutu karnego. Hubert Kostka obronił „jedenastkę”, jednak przy dobitce był bez jakichkolwiek szans.

Rzymianie dzielnie się bronili i wszystko wskazywało na to, że Górnik pożegna się z europejskimi pucharami. W samej końcówce w polu karnym AS Romy na murawę padł jednak Jerzy Gorgoń, a hiszpański arbiter Mendebil podyktował rzut karny. Włodzimierz Lubański nie chybił i w 90. minucie doprowadził do dogrywki. Kilka minut po rozpoczęciu dogrywki Lubański otrzymał podanie od Wilczka i z niezwykle ostrego kąta zdobył bramkę na 2:1. Na sekundy przed końcem Huberta Kostkę zaskoczył jednak Francesco Scaratti strzelając bramkę na 2:2.

Według dzisiejszych zasad rzymianie awansowali by dzięki przewadze bramek strzelonych na wyjeździe. W tamtych czasach reguły gry nakazywały rozegranie jeszcze jednego, trzeciego meczu, na neutralnym gruncie. Padło na stadion w Strasburgu, gdzie 22 kwietnia rozegrano ostatnie spotkanie.

Górnicy na mecz dojeżdżali taksówkami – wszystko przez kierowcę autokaru, który nie przyjechał po zawodników. Mecz w Strasburgu rozpoczął się od awarii świateł – w momencie na stadionie zapanowała ciemność i trzeba było czekać na wznowienie gry. Chwilę później miejsce miała kolejna awaria, a nad meczem wisiało nawet ryzyko unieważnienia.

Jeszcze przed przerwą Włodzimierz Lubański dał Górnikowi prowadzenie przepięknym strzałem. W drugiej części spotkania francuski sędzia popełnił, zdaniem wielu, błąd, dyktując rzut karny dla ekipy z Włoch. Doszło do dogrywki, która nie wyłoniła zwycięzcy – nadszedł więc czas na rzut monetą. Stanisław Oślizło, kapitan drużyny, wybrał stronę zieloną. Sędzie wykonał rzut, a chwilę później Górnik świętował awans do finału Pucharu Zdobywców Pucharów.

Wielki finał

22 kwietnia, po dogrywce i niezwykle dramatycznym losowaniu zabrzanie awansowali do finału. Już tydzień później, 29 kwietnia, zespół Górnika musiał stawić się na murawie w Wiedniu. Tam, w meczu finałowym na Górnika czekał Manchester City, który gładko pokonał drużynę Schalke i miał o tydzień więcej na regenerację. Do tego Anglicy nie musieli grać dogrywek – w dwumeczu z niemieckim klubem zwyciężyli 5:2.

Padał deszcz. Wynik spotkania otworzyli Anglicy – najpierw Hubert Kostka obronił uderzenie z dystansu Francisa Lee, lecz do piłki dopadł napastnik „Obywateli” Neil Young i wbił piłkę do pustej siatki. Pod koniec pierwszej połowy Stanisław Oślizło popełnił ogromny błąd, po którym Francis Lee znalazł się w sytuacji sam na sam z Hubertem Kostką. Ten sfaulował rywala w polu karnym, a sam Lee podszedł do rzutu karnego. Kostka był bardzo bliski obrony tego strzału, jednak piłka prześlizgnęła się przez jego nogi. Do przerwy Górnik przegrywał 0:2.

W drugiej odsłonie spotkania Anglicy jakby zwolnili, Warunki robiły się coraz bardziej nieprzyjazne – można powiedzieć „Brytyjskie”. Mimo to Górnicy atakowali, a ładnym strzałem popisał się Stanisław Oślizło, który z półobrotu wpakował piłkę do siatki Joe Corrigana, bramkarza City. Bramka dodała zabrzanom skrzydeł i dała nadzieję na to, że mecz wciąż można wygrać.

Górnik mocno naciskał, atakował, a Anglicy zawzięcie bronili dostępu do własnej bramki. Tym razem do zabrzan nie uśmiechnęło się szczęście i to Manchester City podniósł Puchar Zdobywców Pucharów. Żadna inna polska drużyna nie awansowała do finału pucharu kontynentalnego ani wcześniej, ani później (nie licząc Pucharu Intertoto). Dla ekipy Manchesteru City trofeum zdobyte w 1970 roku pozostaje jedynym europejskim trofeum w gablocie klubowej.

Choć zabrzanie musieli zadowolić się drugim miejscem, na pocieszenie Włodzimierz Lubański został najlepszym strzelcem tej edycji rozgrywek. Na swoim koncie zgromadził w sumie siedem trafień. Rok później Górnik, w ramach ćwierćfinału kolejnej edycji Pucharu Zdobywców Pucharu, miał szansę zrewanżować się na drużynie z Manchesteru.

W Chorzowie zabrzanie, po bramkach Lubańskiego i Wilczka, zwyciężyli 2:0. W Manchesterze to gospodarze odrobili całą stratę, a zawodnicy zmuszeni byli rozegrać mecz barażowy. W Kopenhadze Górnika znów ukąsił duet Young-Lee, a swoje trzy grosze dorzucił także Tommy Booth. Bramka Lubańskiego okazała się tylko honorowym trafieniem i zabrzanie pożegnali się z rozgrywkami.

Co się z nimi stało?

Warto przypomnieć sobie najważniejsze postacie występujące w zespole Górnika, którzy wypracowali ten sukces. Jak później, w ciężkich dla Polski czasach, potoczyły się ich kariery?

Hubert Kostka

Po finale Pucharu Zdobywców Pucharu, jeszcze przez trzy kolejne sezony bronił dostępu do bramki Górnika Zabrze. Osiem razy zostawał Mistrzem Polski, sześciokrotnie wznosił krajowy puchar. Został złotym medalistą Igrzysk Olimpijskich w Monachium w 1972 roku. Po zakończeniu kariery „Farorz” trenował między innymi Górnika, a także Szombierki Bytom, z którymi w 1980 roku zdobył historyczne Mistrzostwo Polski. W sezonach 1984/1985 oraz 1985/1986 ponownie zdobywał Mistrzostwo Polski – tym razem jako trener Górnika Zabrze.

Stefan Floreński

Przez 14 lat reprezentował barwy Górnika. Kolejny sezon był już jego ostatnim w karierze, ale wcześniej świętował z zabrzanami dziewięć mistrzostw, a także pięć zdobytych Pucharów Polski. Tylko jedenaście razy wystąpił z orzełkiem na piersi – wskutek konfliktu z działaczami nie otrzymywał powołań do reprezentacji mimo tego, że był jednym z najlepszych defensorów w kraju. Jako pierwszy polski obrońca wprowadził do gry nowatorski element, dziś bardzo powszechny – wślizgi.

Jerzy Gorgoń

W finale wystąpił jako 21-latek, a jego kariera nabierała rozpędu. Przez kolejne dziewięć lat reprezentował zespół Górnika, był ważną postacią reprezentacji Polski. Strzelił dwie bramki przeciwko kadrze RFN na Igrzyskach w Monachium w meczu, który Polacy wygrali 2:1. Na tych samych Igrzyskach zdobył złoto, cztery lata później – srebro. Podczas mistrzostw świata w 1974 stanął na trzecim miejscu podium. Na początku lat 80. wyjechał do Szwajcarii, gdzie skończył karierę jako gracz St. Gallen.

Stanisław Oślizło

Niekwestionowana legenda zabrzańskiego Górnika. Jako jedyny zawodnik w historii polskiej piłki klubowej strzelił bramkę w finale rozgrywek kontynentalnych. Jako kapitan drużyny wznosił 14 trofeum krajowych – 8 mistrzostw i 6 Pucharów Polski. Po latach został Honorowym Ambasadorem Górnika Zabrze.

Stanisław Oślizło w walce o górną piłkę | Archiwum klubowe

Zygfryd Szołtysik

Z Górnikiem świętował największe sukcesy – siedem Mistrzostw Polski oraz sześć pucharów krajowych. Jeszcze zanim trafił do Zabrza z reprezentacją do lat 18 został wicemistrzem Europy. Później stał się także złotym medalistą Igrzysk w Monachium. Dla Górnika grał przez 16 sezonów, łącznie zagrał niemalże 400 spotkań dla swojego klubu. Zaliczył epizody w Valenciennes i Toronto Falcons, a potem przez kilka lat występował w Concordii Knurów. Karierę zakończył w Niemczech.

Erwin Wilczek

Po zajęciu drugiego miejsca w Pucharze Zdobywców Pucharów zagrał jeszcze tylko dwa sezony dla Górnika. W latach 1959-1972 świętował dziewięć razy Mistrzostwo Polski. Po odejściu z Górnika przez dwa sezony grał we francuskim US Vallencianes. Był nawet królem strzelców Ligue 2 w sezonie 1973/1974, zdobywając dla zespołu 26 bramek. W 1986 roku, już jako trener, poprowadził gaboński zespół AS Sogara do finału afrykańskiej edycji Pucharu Zdobywców Pucharów. Jego zespół przegrał w dwumeczu przeciwko egipskiemu Al Ahly 2:3. Drużyna z Egiptu w tamtym sezonie zdobyła te trofeum po raz trzeci z rzędu.

Jan Banaś

Ten sezon był jego pierwszym sezonem w Górniku Zabrze. Jeszcze jako gracz Polonii Bytom, po jednym z meczów w ramach Pucharu Intertoto Banaś pozostał na Zachodzie Europy. Wrócił jednak do Polski, ale przez swoje zachowanie nie otrzymał powołania na Igrzyska w Monachium w roku 1972, ani mistrzostwa świata w 1974. Po odejściu z Górnika grał między innymi w Chicago, Meksyku i Belgii. O jego karierze w Górniku opowiada film „Gwiazdy” z 2017 roku.

Górnik Zabrze 1969/1970 | Archiwum klubowe

Włodzimierz Lubański

Jedna z największych legend Górnika, siedem razy zdobywał Mistrzostwo Polski, sześć razy Puchar Polski. Czterokrotnie zostawał królem strzelców polskiej I ligi. Po odejściu z Zabrza trafił do belgijskiego KSC Lokeren, gdzie grał przez kilka kolejnych sezonów. Karierę piłkarską zakończył we francuskim Stade Quimper. Podczas Igrzysk w Monachium strzelił 6 bramek. Na Stadionie Śląskim w meczu przeciwko reprezentacji Anglii (w którym strzelił gola) nabawił się kontuzji, która wykluczyła go z kadry na mistrzostwa świata w 1974 roku.

50 lat później

Epidemia wirusa pokrzyżowała plany zabrzańskiego klubu, ale świętowanie udało się przeprowadzić w innej formie – wirtualnej. Przede wszystkim klub przedstawił projekty specjalnych koszulek retro, a kibice mogli wziąć udział w głosowaniu i zadecydować, która koszulka trafi do sprzedaży. Trafiło na model bordowy, w którym Górnik rozegrał mecz barażowy przeciwko AS Romie – ten sam, po którym zespół awansował do finału.

W ramach serii koszulek retro, do sprzedaży trafiła także edycja limitowana. Najpierw kibice mogli się zaopatrzyć w koszulkę z numerem trzy oraz nazwiskiem kapitana Górnika Stanisława Oślizło. Do trykotu można także dokupić proporczyk oraz album wydany na 70. urodziny klubu. Teraz dostępna jest także koszulka z numerem 10 – replika tej, w której na boisku wystąpił Włodzimierz Lubański.

Drużyna Górnika z sezonu 1969/1970 | Archiwum klubowe

Ponadto w rocznicę meczu barażowego (czyli 22.04) AS Roma zmierzyła się z Górnikiem na murawie wirtualnej. Profesjonalny zawodnik drużyny z Rzymu, Damian „Damie” Augustyniak, zagrał przeciwko Michałowi Rostkowskiemu, Danielowi Ściślakowi oraz Mateuszowi Kamińskiemu. Ten ostatni reprezentował Górnika podczas zawodów e-sportowych organizowanych pod egidą ekstraklasy.

Dzisiejszemu Górnikowi daleko do legendarnej ekipy, która w latach 60. i 70. XX wieku święciła największe trumfy oraz dominowała na polskich boiskach. Zmiany gospodarczo-polityczne doprowadziły do upadku wielu śląskich klubów, inne straciły dużych sponsorów w postaci kopalń i zakładów. Kibice już od 32 lat czekają na kolejne mistrzostwo ukochanego klubu i głęboko wierzą, że Górnik już niedługo wzniesie kolejne trofeum.

Najważniejsze jednak, że klub kultywuje tradycje oraz dba o to, aby legendy klubu nie zostały zapomniane. To przecież młode pokolenia nawiązują dziś do tamtych czasów śpiewając Zagraj, zagraj, jak za dawnych lat…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze