Finlandia pukka do bram europejskiej elity


Teemu Pukki prowadzi swoją kadrę do pierwszego w historii występu na dużym turnieju

18 października 2019 Finlandia pukka do bram europejskiej elity
www.aftonbladet.se

Finlandia – gdy myślimy o tym kraju w kontekście piłki nożnej, na myśl raczej nie przychodzi nam zbyt wiele pięknych kart z jej historii. Naród ten, zwykle specjalizujący się w zimowych dyscyplinach sportu, nigdy nie zaistniał w szerszym kontekście na mapach piłkarskiej Europy. Swego czasu boiska Hiszpanii i Holandii podbijał Jari Litmanen, Sami Hyypia zdobywał Ligę Mistrzów z Liverpoolem i pewnie z grubszych nazwisk to tyle. Tymczasem teraz o tej reprezentacji może zrobić się głośno, albowiem ekipę z Teemu Pukkim na czele dzieli zaledwie jedno zwycięstwo od historycznego, pierwszego awansu na wielką piłkarską imprezę. Jak to się stało, że ten pięciomilionowy naród wreszcie ma szansę awansować na Euro?


Udostępnij na Udostępnij na

Czeluści, w jakich znajdował się finlandzki futbol, jak dotąd były nadzwyczaj głębokie. Na szczeblu klubowym drużyna z tego kraju ostatni raz grała w europejskich pucharach w sezonie 2014/2015, gdy HJK Helsinki awansowało do fazy grupowej Ligi Europy. Na polu reprezentacyjnym kraj ten nigdy nie zdołał awansować ani na mundial, ani na Euro. Najmocniejsze działa Finowie posiadali na przełomie XX i XXI wieku, gdy w ich składzie biegali wspomniani Litmanen, Hyypia czy Mikael Forsell. Nigdy jednak nie udało się przebić szklanego sufitu europejskiej i światowej elity. Najbliżej było w 1997 roku, jednak wtedy marzenia o awansie zaprzepaściła samobójcza bramka Moilanena w 91. minucie ostatniego meczu z Węgrami.

Finowie z zazdrością mogli więc obserwować grę takich krajów jak Islandia, jeszcze uboższa w tradycji piłkarskiej i populacji, która jednak z powodzeniem podbijała serca kibiców na Euro 2016 czy rosyjskim mundialu. Teraz jednak, głównie za sprawą Markku Kanervy i Teemu Pukkiego, Finowie stoją przed wielką szansą na przełamanie historycznej serii niepowodzeń.

Na dzisiaj sytuacja wygląda następująco. Finlandia po ośmiu kolejkach zajmuje drugie miejsce w grupie z 15 pkt na koncie, mając pięć pkt przewagi nad Armenią oraz Bośnią i Hercegowiną. Do awansu wystarczy im zwycięstwo w następnym spotkaniu z Liechtensteinem u siebie.

Markku Kanerva – architekt sukcesu

Wspomniany wcześniej 55-letni Markku Kanerva nie jest jednak postacią anonimową w finlandzkim futbolu. W latach 80. i 90. jako aktywny piłkarz reprezentował przez ponad 200 spotkań barwy JHK Helsinki, z którym wywalczył cztery mistrzostwa kraju i jeden Puchar Finlandii. W barwach narodowych wystąpił 59 razy, w tym w eliminacjach do Euro 1988, MŚ 1990, Euro 1992, MŚ 1994 i Euro 1996. Po zakończeniu piłkarskiej kariery przez sześć lat pełnił rolę selekcjonera reprezentacji U-21, którą prowadził na mistrzostwach Europy w 2009 roku (tam niestety trzy porażki w grupie). Później przez krótki czas był asystentem już w dorosłej kadrze narodowej.

W końcu jednak doczekał się swojej szansy jako główny sternik zespołu. W grudniu 2016 roku zastąpił Hansa Backe na stanowisku selekcjonera Finlandii, gdy nastroje wokół tej drużyny nie były optymistyczne. Finowie przegrali wówczas trzy z czterech pierwszych meczów kwalifikacji do rosyjskiego mundialu, jedyny punkcik zdobywając z Kosowem. I chociaż Kanerva ostatecznie zakończył rywalizację w grupie na przedostatnim miejscu, za jego rządów reprezentacja nie przegrała żadnego z ostatnich czterech spotkań tych eliminacji.

Prawdziwy marsz tej drużyny zaczął się jednak od Ligi Narodów, gdzie Finlandia zaczęła już regularnie punktować. Na początku wygrali cztery kolejne spotkania z Węgrami, Estonią (dwa) oraz Grecją i gładko awansowali stamtąd do Ligi B. Już wtedy widać było pierwsze efekty pracy pana Kanervy. Głównie w defensywie, albowiem jego drużyna w tym czasie nie straciła gola aż przez kolejnych 385 minut. I tutaj można szukać największej siły tej reprezentacji – żelazna defensywa, która bierze się z monolitu, jakim stał się zespół Markku Kanervy.

Jedna Finlandia i 11 chłopa

Selekcjoner ten rzadko bowiem rotuje składem, no bo też nie ma za dużego wyboru. Jego preferowaną formacją jest skonsolidowany system 4-4-2 z pomocnikiem Rangers, Kamarą, jako zabezpieczeniem środka pola, defensywą z bramkarzem Leverkusen – Lukasem Hradeckym, na czele oraz duetem napastników, którego główną postacią jest wspomniany Teemu Pukki. Brzmi znajomo?

Cóż, możecie kojarzyć ten pomysł na grę z tym, co nasza reprezentacja prezentowała za czasów Adama Nawałki. Jeśli potencjał kadrowy skupia się tylko wokół kilku renomowanych zawodników, trzeba stworzyć system, w którym najlepiej uwypukli się te atuty.

Kluczem do naszego sukcesu jest wzajemna współpraca. Tylko dzięki temu będziemy w stanie wypracować sukces.Markku Kanerva

Finlandia potrafi bronić się agresywnie, często zażegnując zagrożenie, zanim w ogóle dojdzie do groźnej sytuacji dla przeciwnika. Stąd też rewelacyjny wynik zaledwie 14 oddanych strzałów na bramkę Hradecky’ego w pięciu wygranych spotkaniach eliminacji do Euro 2020.

Selekcjoner zdaje sobie sprawę, iż jego zespół nie posiada równie mocnych możliwości ofensywnych, co obronnych. Plan działania zakłada więc bardzo szczelną grę z tyłu i liczenie na to, iż gwiazdor angielskiego Norwich wykorzysta nieliczne sytuacje strzeleckie. A jako że Pukki znajduje się w znakomitej formie strzeleckiej, to plan ten działa wyśmienicie.

Tym, co odróżnia taktykę Finów od typowej murarki, jest to, iż oni nigdy nie rezygnują z wywalczenia zwycięstwa. Nawet przed meczem z Włochami trener Kanerva ostrzegał, iż jego zespół „nie przyjeżdża tutaj po remis.” Zmiana mentalności z piłkarskiego kopciuszka na ambitną walkę do końca musiała tutaj odegrać równie wielką rolę.

Bohater Pukki

Nawet jednak najdrobniejsze założenia taktyczne nie pomogą, jeśli twoi piłkarze nie znajdują się w optymalnej formie. A tutaj trzeba przyznać, że Finowie trafili rewelacyjnie. Udało im się znaleźć postać, która ma dla swojej drużyny równie wielkie znaczenie, co dla nas Robert Lewandowski. Krótko mówiąc – Finlandia to głównie Teemu Pukki, który już teraz ma na koncie siedem bramek i jedną asystę. Biorąc pod uwagę, że cała drużyna Finlandii zdobyła goli 12, daje nam to kapitalny wynik udziału przy aż 66% wszystkich bramek zespołu. Dla porównania, Robert Lewandowski w eliminacjach do mundialu 2018 miał udział przy 57% naszych goli (16 z 28).

Nic więc dziwnego, że w kraju zapanowała prawdziwa „Pukkomania„. Piłkarz, który jeszcze niedawno odbijał się od Celticu czy Brondby, teraz strzela 44 gole w ostatnich 66 meczach. Pukki stał się twarzą finlandzkiego narodu i towarem eksportowym dla szerszego grona odbiorców. Finlandia może się nawet pochwalić istnieniem stowarzyszenia „Finnish Canaries”, które spotyka się przy okazji każdego meczu Norwich, by wspólnie przeżywać występy swojego rodaka w lidze angielskiej.

Doszło nawet do tego, że premier Finlandii przyniósł koszulkę Pukkiego na spotkanie dyplomatyczne z Emmanuelem Macronem.

Kariera Pukkiego nabrała kluczowego zwrotu pod okiem Daniela Farke, który zrobił z niego jednego z najlepszych napastników w lidze angielskiej. Fin najpierw pomógł „Kanarkom” awansować do Premiership (29 bramek w 43 spotkaniach), a potem zaliczył piorunujący start w Premier League, gdzie już w sierpniu otrzymał nagrodę piłkarza miesiąca.

I choć ciągle najważniejszymi zawodnikami w historii kraju pozostają Litmanen i Hyypia, Pukki jest na dobrej drodze, by urosnąć do rangi piłkarza numer jeden. Już teraz brakuje mu tylko 12 bramek w narodowych barwach, by wyrównać osiągnięcie Litmanena. Zrównanie się pod tym względem z byłym zawodnikiem Ajaksu oraz ewentualne bramki na turnieju finałowym mistrzostw Europy zapewne na dobre ucięłyby już wszelkie spekulacje.

Finlandia ogarnięta piłką?

Obecna dyspozycja zespołu może mieć jednak znacznie szersze skutki dla całej piłki nożnej w tym chłodnym kraju. Dotychczasowe sukcesy w hokeju na lodzie, Formule 1 czy skokach narciarskich odsunęły nieco piłkę na dalszy tor. Teraz jednak może się to zmienić.

Często bowiem potrzeba w narodzie tej jednej iskry, która rozpali dalsze zainteresowanie daną dyscypliną. I tak awans na mistrzostwa Europy i przeżywanie meczów o zupełnie innej randze może się taką iskrą okazać. Tak jak Islandczycy, czyli kraj raczej do niedawna niekojarzący się z futbolem, podbili Internet swoją charakterystyczną i żywiołową przyśpiewką.

Do pełni szczęścia trzeba jednak wykonać ten ostatni krok. Nikt jednak w Finlandii nie wyobraża sobie, by podopieczni Kanevry nie pokonali Liechtensteinu na własnym boisku. 15 listopada stadion Ratina stanie się zapewne najgorętszym miejscem w całym kraju. Można sobie tylko wyobrazić radość, jaką Finowie poczują z pierwszego, tak upragnionego awansu na europejskie salony.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze