Euro w Poznaniu trwa


21 czerwca 2012 Euro w Poznaniu trwa

Z każdym dniem, który przybliżał nas do Euro 2012, mieliśmy coraz większe obawy, jak sobie z mistrzostwami poradzimy – jak wypadnie organizacja, jak przyjmiemy przybyszów z całego Starego Kontynentu, jak oni nas zapamiętają. Okazało się jednak, że mistrzostwom Europy towarzyszy wspaniała atmosfera, którą można poczuć na każdym kroku, a pożegnanie z turniejem tego nie zmieni. Takie wrażenie pozostawiła po sobie stolica Wielkopolski.


Udostępnij na Udostępnij na

Wspólnie fotografujący się Irlandczycy i Włosi na terenie poznańskiej Strefy Kibica
Wspólnie fotografujący się Irlandczycy i Włosi na terenie poznańskiej Strefy Kibica (fot. Łukasz Koszewski / iGol.pl)

Przyznam się szczerze, że dotychczas w Poznaniu byłem trzy razy. Przesiadałem się. Tak więc dworzec kolejowy w największym mieście Wielkopolski miałem już dokładnie zwiedzony. Zmiana tego stanu rzeczy nieuchronnie się zbliżała, a lepsza okazja do zwiedzenia grodu nad Wartą nie mogła się trafić. Tego dnia Poznań żegnał się z mistrzostwami Europy – w ostatnim starciu na Stadionie Miejskim położonym przy ulicy Bułgarskiej zmierzyli się Włosi i Irlandczycy.

Krzysztof Golonka popisujący się swoimi umiejętnościami robienia z piłką rzeczy niezwykłych
Krzysztof Golonka popisujący się swoimi umiejętnościami robienia z piłką rzeczy niezwykłych (fot. Łukasz Koszewski / iGol.pl)

Popołudnie tego dnia było prawie jak każde inne. Świeciło ciepłe już, nie wiosenne, ale wręcz letnie słońce, żar lał się z nieba, z ciała wyciekały kolejne kropelki potu, które osadzały się na czarnej koszulce. Prawie, jak powszechnie wiadomo, robi jednak kolosalną różnicę. Tę robiła unosząca się w powietrzu niezwykła atmosfera. Brakowało w niej codzienności, szarości, pędu i zmęczenia. Było to zupełnie coś innego – z czystym sumieniem można nazwać to fiestą. A ta wzrasta z każdym krokiem, który zbliża mnie do placu Wolności. To właśnie tam, pośrodku Starówki, władze grodu Przemysława postanowiły usytuować miejscową Strefę Kibica. Już samo przekroczenie jej progu dawało poczucie znalezienia się w innym świecie. Wszędzie można było dostrzec wszechobecną radość, ludzie tryskali szczęściem, na twarzy każdego rysował się szczery uśmiech, z każdej strony można było dosłyszeć przeróżne języki. Wśród międzynarodowych gości można było dostrzec między innymi Chorwatów i Włochów, a zdecydowanie największą, najbarwniejszą i najbardziej charakterystyczną grupę stanowili Irlandczycy. Obserwując zagranicznych gości, nie można było nie być pod wrażeniem przyjacielskości i pozytywnego nastawienia względem siebie szczególnie przybyszów z Zielonej Wyspy i Półwyspu Apenińskiego, których zespoły narodowe tego dnia rywalizowały o punkty mistrzostw Europy. W takiej sytuacji można było dziękować Bogu, że takich stref kibica nie organizuje się przy okazji naszych meczów ligowych. Pewniejsze niż śmierć i podatki jest to, że w Poznaniu, Gdańsku, Krakowie czy Łodzi, gdyby w takiej strefie z miejscowymi fanami piłkarskimi znaleźli się kibice Legii, krew i zęby byłyby wszędzie, dosłownie wszędzie. Tymczasem Irlandczycy i Włosi nie żywili wobec siebie żadnej urazy. Chętnie ze sobą rozmawiali, fotografowali się, z równą wesołością skandowali dość nieprzyjazne słowa w kierunku reprezentacji Hiszpanii, którą podejrzewano o ustawianie meczu z Chorwacją.

Wypełniona po brzegi Strefa Kibica w Poznaniu w skupieniu ogląda starcie Włoch z Irlandią
Wypełniona po brzegi Strefa Kibica w Poznaniu w skupieniu ogląda starcie Włoch z Irlandią (fot. Łukasz Koszewski / iGol.pl)

Popołudnie powoli zaczynało przechodzić w wieczór. Z każdą godziną, z każdą minutą zbliżało się uroczyste pożegnanie Poznania z mistrzostwami Europy. Im bliżej byliśmy meczu reprezentacji Włoch i Irlandii, tym bardziej mogliśmy się przekonać, jak bardzo organizatorzy mistrzostw i fanzony w stolicy Wielkopolski zadbali o wszystkich gości. Jednym z pierwszych tych oznak był konkurs dla najlepszych amatorskich wirtuozów piłki, polegający na jak najdłuższym wykonywaniu żonglerek. Jeżeli kogoś mniej to interesowało, mógł udać się pod telebim. Tam obecny był Krzysztof Golonka, który pokazywał zgromadzonym na placu Wolności poznaniakom i obcokrajowcom, jak wiele można zrobić z piłką. Trzeba przyznać, że w konkurencji żonglerki długo trzeba byłoby szukać mu równego. Nim zabrzmiał pierwszy gwizdek, wystąpiła również Pierwsza Poznańska Niesymfoniczna Orkiestra Ukulele. Jednak największe wrażenie robił specjalny napis na placu Wolności. Obecność przyjezdnych w Poznaniu zrobiła ogromną różnicę między Euro 2012 a codziennością. A była ona ogromna do tego stopnia, że zachęciła władze stolicy Wielkopolski do specjalnego podziękowania gościom. Na mojej twarzy zagościł bardzo szczery uśmiech, kiedy zobaczyłem, jak na ziemi widnieje napis: Fans of Italy, Croatia, Ireland UR great!!! Wszystko to mówi samo za siebie. Nim rozpoczął się mecz, po raz kolejny można było zobaczyć przykład otwartości i przyjacielskości Irlandczyków. Dwóch z nich oraz dwóch Polaków, jako najlepsi w konkursie żonglerek, wzięło udział w specjalnym konkursie polegającym na ustawieniu z kartonów obrazka. Jego stawką były dwa bilety na spotkanie rozgrywane na Stadionie Miejskim przy ulicy Bułgarskiej. Wtedy to przybysze z Zielonej Wyspy pochwalili się pięknym gestem w kierunku swojej rywali. Jako że wygrali konkurs, otrzymali bilety, lecz zdecydowali się na podarowanie ich Polakom, gdyż sami wcześniej je zdobyli. Okres przed meczem udało mi się wykorzystać do rozmowy z poznaniakami na temat Euro 2012 w ich mieście. Wszyscy, którzy zgodzili się udzielić kilku informacji, byli pod wrażeniem tego, jak stolica Wielkopolski poradziła sobie z tak wielkim wyzwaniem, jakim jest organizacja mistrzostw Europy w piłce nożnej. Według nich w Poznaniu zrobiło się weselej i bardziej kolorowo. Wszyscy jednym głosem chwalili Irlandczyków, a jedna z moich rozmówczyń stwierdziła, że ich obecność bardzo pozytywnie wpłynęła na mieszkańców Poznania charakteryzujących się sporym dystansem do innych osób.

Irlandzcy kibice po zakończeniu meczu równie dobrze bawili się na poznańskiej Starówce
Irlandzcy kibice po zakończeniu meczu równie dobrze bawili się na poznańskiej Starówce (fot. Łukasz Koszewski iGol.pl)

Do pierwszego sędziowskiego gwizdka pozostawało coraz mniej czasu. Spotkanie to mogło okazać się ostatnim dla obu ekip. Nim się ono rozpoczęło, zapytałem przedstawicieli obu tych narodowości o ich typy. Włosi raczej spodziewali się zwycięstwa swojej ekipy. Jednak ze sporym dystansem wypowiadali się na temat szans „Squadra Azzurra” na wyjście z grupy. Powszechnie było wiadomo, że jeżeli Hiszpanie zremisują z Chorwatami 2:2, piłkarze z Półwyspu Apenińskiego odpadają bez względu na osiągnięty wynik. Na pytanie, z kim chcieliby zagrać w ćwierćfinale, zdania były podzielone. Jedni woleli, by Italia trafiła na Francję, inni opowiadali się za Anglią. Powód? Because we want to kick her asses. Myślę, że to mówi samo za siebie. Włosi wykazywali się do mnie dystansem, czego zupełnym przeciwieństwem byli Irlandczycy. Ich pupile szans na awans już nie mieli, co nie przeszkadzało im w zabawie i cieszeniu się z faktu obecności w Poznaniu, obecności na Euro 2012. Również oni typowali wygraną Włochów. Zapytani o ewentualnego zwycięzcę mistrzostw, najczęściej wskazywali Niemców. Duma jednak najbardziej rozparła mnie, kiedy wszyscy jednym głosem wychwalali pod niebiosa urodę naszych kobiet. No cóż, dobre, bo polskie.

Z każdą godziną dzielącą nas od meczu Strefa Kibica zapełniała się poznaniakami chcącymi obejrzeć ostatnie starcie Euro 2012 w tym pięknym mieście, nie przed telewizorem, lecz w towarzystwie innych Eurofanów, czując atmosferę mistrzostw. Mecz się zaczął. Od razu dało się zauważyć, komu kibicuje cała fanzona. Już w pierwszej minucie, kiedy okazję do pokonania Gianluigiego Buffona zmarnował Kevin Doyle, stało się jasne, że cały Poznań, a z nim pewnie też cała Wielkopolska, kibicuje Irlandii. Fani nagradzali brawami dobre interwencje Shaya Givena, kolejne próby zaskoczenia włoskiego bramkarza przez Robbiego Keane’a, Damiena Duffa i Keitha Andrewsa, a gwizdami skwitowany został faul taktyczny Federico Balzarettiego, za który piłkarz ten otrzymał żółtą kartkę. Z każdą chwilą doping Irlandczyków się wzmagał. Wydawało się, że uciszy go 35. minuta. Mimo że Włosi grali słabo, udało im się strzelić gola, a katem piłkarzy występujących w białych koszulkach okazał się Antonio Cassano. Uciszyć Irlandczyka? Nigdy w życiu! You will never beat the Irish. Goście z Zielonej Wyspy nie tylko nie przestali śpiewać i skandować. To, że ich drużyna przegrywała, wcale ich nie kłopotało. Nadal żywiołowo i szczerze się bawili. Po przerwie spora grupa przybyszów z Irlandii wstała, podeszła do telebimu, by przez całą drugą połowę skakać, krzyczeć, śpiewać, a wszystko to nie tylko dla reprezentacji Irlandii, ale też dla Poznania, dla mistrzostw Europy rozgrywanych w Polsce i na Ukrainie oraz dla ludzi, którzy zgromadzili się w fanzonie, a było ich z pewnością grubo ponad 20 tysięcy.

W końcu sędzia zakończył mecz. Oznaczało to koniec piłkarskiej zabawy w Strefie Kibica. Gdy ta szykowała się do koncertu zespołu Audiofeels, cała impreza przeniosła się w inne miejsce Starówki. Pierwszym, co dało się tam usłyszeć, było: Stand up for the Boys In Green. Kiedyś, kiedy swoją grą zachwycał Gaizka Mendieta, mówiło się o nim, że ma żelazne płuca i niespożyte siły do gry w piłkę. To określenie z pewnością pasuje do Irlandczyków, którym ani na chwilę nie zabrakło energii do zabawy. Aż łezka mogła zakręcić się w oku po tym, co zrobili oni przed ratuszem. Razem z Polakami udali się tam na wielką fiestę. Stanęli na schodach, rozłożyli szaliki, śpiewając wspólnie, jednym głosem: Stand up for the Boys In Green, Polska Biało-czerwoni, skandując: Polska, Irlandia!, a następnie wykonując kolejne pieśni: Que sera, sera, You will never beat the Irish, Always look on the bright side of life, kończąc wspólnym z Polakami: Dziękujemy!

Poznań już oficjalnie pożegnał się z mistrzostwami. Na Stadionie Miejskim nie odbędzie się już żaden mecz Euro 2012. Można tego żałować, gdyż atmosfera w mieście jest niesamowita. W każdym branym wdechu powietrza można poczuć, że kryje się w nim coś niezwykłego. Nie da się na każdym kroku nie zauważyć wielkiego festiwalu, wielkiego święta, wielkiej fiesty i wielkiego karnawału, jaki stolicy Wielkopolski przyniosły mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Choć w Poznaniu nie zostanie rozegrany żaden mecz, nikt nie przewiduje realnego końca udziału tego miasta w mistrzostwach. Atmosfera turnieju od tak nie zniknie, a jedna z moich rozmówczyń wyraziła chęć, by trwała ona najlepiej do końca roku. Kto wygra mistrzostwa? Prawdopodobnie Niemcy, ale wysoko też stoją akcje Hiszpanów i Francuzów. Obserwując to, co się dzieje w Poznaniu, Bydgoszczy, Gdańsku czy innym polskim mieście, w którym zagościli Irlandczycy, można żałować właśnie tego, że mistrzostwa są właśnie w piłce nożnej. Gdyby w Euro 2012 rywalizowali kibice, nikt z przybyszami z Zielonej Wyspy nie miał absolutnie żadnych szans.

Najnowsze